A szansa na historyczne wyjście z grupy Ligi Mistrzów była ogromna. Kielczanie nie mogli tylko przegrać w Danii z trzecią ekipą tego kraju. Zadanie okazało się nie tylko do wykonania, ale było bardzo blisko.
Działacze Skjern Handball chyba obawiali się frekwencji na spotkaniu, bo nie rozgrywali go w mogącej pomieścić ponad 4000 widzów hali w Herning, tylko w trzy razy mniejszym obiekcie w Skjern. Tymczasem hala zapełniona była niemal w całości. Spokojną atmosferę zaburzyła kilkudziesięcioosobowa grupa kieleckich kibiców, która głośno dopingowała mistrzów Polski.
Pierwsze minuty były wyrównane. Gospodarze rozpoczęli od wysokiej obrony. Wymuszała ona kombinacyjną grę kieleckiej drużyny w ataku pozycyjnym, a z tym mistrzowie Polski zawsze mieli problem. Mimo to nie dawali za wygraną. Szkoda tylko, że już w 8. minucie drugą dwuminutową karę otrzymał Piotr Grabarczyk, bo nie mógł już tak skutecznie powstrzymywać zawodników Skjern. Gospodarze zdobywali gole głównie z rzutów karnych, które skutecznie wykonywał Jesper Jensen.
Kilka błędów Vive w ataku sprawiło, że w 11. minucie Duńczycy prowadzili 6:3. Wystarczyła jednak niezła gra kieleckich obrońców oraz udane interwencje Jarosława Tkaczyka i w 16. min po efektownym rzucie Filipa Kliszczyka był remis 6:6, a chwilę potem po bardzo ładnej bramce Radosława Wasiaka kielczanie prowadzili 7:6. Na wysokości zadania stanęli jednak miejscowi kibice. Niesiona gromkim dopingiem ekipa Skjern nie pozwoliła gościom na objęcie wyższego prowadzenia, a ze stanu 8:9 doprowadziła do wyniku 11:9. Główną rolę ogrywali wówczas duński kołowy Claus Hansen oraz ten, który półtora miesiąca temu zapewnił Skjern punkt w Kielcach, potężnie zbudowany rozgrywający Lars Madsen. Katem ataku Vive okazała się także grająca systemem 3-3 wysoka obrona Skjern. W kieleckiej drużynie dobrze grał Jura Hiliuk i Aleksander Litowski. Swego dnia tym razem nie miał as atutowy Vive - Karol Bielecki.
Końcówka pierwszej połowy należała do kielczan. Rafał Bernacki w końcu obronił rzut karny Jensena, a na Wasiaka obrońcy Skjern nie mieli pomysłu. Głównie dzięki bramkom kołowego Vive goście nie tylko odrobili straty, ale dwie sekundy przed końcem po bardzo ładnym rzucie Hiliuka objęli prowadzenie 15:14. Chwilę wcześniej Jensen brutalnie powstrzymał kontrującego Litowskiego i słoweńscy sędziowie pokazali mu czerwoną kartkę.
- Chyba nie wykorzystaliście tej szansy - przyznał potem Henrik Hansen, menedżer Skjern. Wydawało się, że kielczanie uporają się z rywalami. Niestety, metamorfoza formy Vive była ogromna. Podobnie jak tydzień temu w pojedynku z Foteksem Veszprém kielczanie po porostu stanęli. Nie pomogła kapitalna gra w bramce Bernackiego. Okazji na dwubramkowe prowadzenie nie wykorzystał Kliszczyk, Bielecki i Wasiak, a kielczanie zamiast grać jak przed przerwą zespołowo decydowali się na indywidualne akcje. Vive grało bez pomysłu w ataku pozycyjnym. Mistrzowie Polski przez 11 minut po zmianie stron nie zdobyli gola. To wystarczyło Duńczykom, by objąć prowadzenie 18:15. Dopiero Bielecki atomowym rzutem z drugiej linii przypomniał o swoich umiejętnościach. - Bardzo baliśmy się tego waszego Bieleckiego - stwierdził później Anders Dahl Nielsen, trener Skjern.
Niestety, w drugiej połowie gospodarze nie musieli się obawiać żadnego z kieleckich graczy. Może tylko z wyjątkiem Bernackiego, ale ten w pojedynkę meczu wygrać nie mógł. Nie pomogły zmiany w ataku. Być może gospodarzy powstrzymać mógł Daniel Waszkiewicz, ale nie zdecydował się poprosić o czas. - Byłem przekonany, że przyda się w końcówce. Tak jak to było w Sarajewie [także dzięki wziętemu czasowi Vive wygrało z Bośnią 32:31 - pr] - mówił trener kielczan.
Nadzieja na wyrównany mecz była jeszcze kwadrans przed końcem - po kontrze Pawła Sieczki Vive przegrywało tylko 19:20, mimo że po czerwonej kartce dla Grabarczyka grało w osłabieniu. Nie pomógł kapitalny doping kieleckich kibiców, którzy zagłuszali półtoratysięczną duńską widownię. Była nawet szansa na remis, ale w ataku mistrzowie Polski znów popełnili błędy. I znów gospodarze to wykorzystali. Grając w osłabieniu Skjern zdobył dwa gole z rzędu. - Walczymy, jeszcze walczymy - zagrzewał kolegów do walki Wasiak. Niestety, kielczanie nie podjęli już walki. Vive ponownie nie wykorzystało dobrych okazji w siedem minut przed końcem po raz pierwszy przegrywało czteroma golami (19:23), a w 55. już 19:24. Było jasne, że gospodarze nie dadzą sobie wydrzeć zwycięstwa.
Duńscy kibice fetowali zwycięstwo Skjern, bo dało ono gospodarzom drugie miejsce w grupie G i awans do 1/8 Ligi Mistrzów. Kielczanom pozostała walka o trzecią lokatę z Bośnią Sarajewo (decydujący mecz w Kielcach w najbliższy piątek o godz. 18.30) premiowaną awansem do 1/8 Pucharu Zdobywców Pucharów. Już wiadomo, że drużyna, która zajmie tę lokatę, 13 i 20 grudnia zmierzy się w PZP ze słoweńskim Gorenje Velenje. Gospodarzem pierwszego meczu będzie 3. ekipa grupy G Champions League.
Kielczanie wylądowali na Okęciu wczoraj w południe. Prosto z Warszawy Vive pojechało do Białej Podlaskiej, gdzie jutro o godz. 18 rozegra awansem mecz 12. kolejki ekstraklasy z miejscowym AZS AWF.
Skjern: Agerschou - Madsen 6, Knudsen 6, Hansen 5, Jensen 5 (5), Sloth 2 (1), Klitgaard 1, Myrup 1, Gjessing, Aagaard.
Vive: Bernacki, Tkaczyk - Hiliuk 5, Kuchczyński 4, Wasiak 3, Bielecki 3 (1), Kliszczyk 3 (1), Litowski 2, Zydroń 1, P. Sieczka 1, J. Sieczka.
Sędziowali: Tomo Vodopivec i Robert Krasna (Słowenia).
Kary: 12. i 16. minut.
Czerwone kartki: Jensen (30. brutalny faul), Grabarczyk (44. gradacja kar).
Widzów ok. 1500.
Przebieg meczu: I połowa: 1:0, 1:2, 3:2, 3:3, 6:3, 6:7, 8:9, 11:9, 11:10, 13:10, 14:12, 14:15; II połowa: 18:15, 18:16, 19:18, 20:19, 24:19, 25:20, 26:21, 26:22.