Wiślacy szykują się na Lecha

"Jak tu nie wpaść w depresję", "Zimno jak cholera" - takie hasła dominowały na wtorkowym treningu Wisły. Mimo to temu na zajęciach nikt się nie oszczędzał. Po lekkim urazie kolana ćwiczył już Damian Gorawski.

Miało być ocieplenie, tymczasem podczas wczorajszych zajęć wiślaków panował późnojesienny ziąb. Hulał chłodny wiatr, siąpił dokuczliwy deszcz. Tylko najwytrwalsi trenowali bez czapek i rękawic. W pauzach ustawiała się kolejka do termosu z ciepłą herbatą.

W grze wewnętrznej nie brakowało ostrych starć. Po jednym z nich Jacek Paszulewicz długo nie podnosił się z murawy (w ten sposób wyciągnął z samochodu schronionego tam przed wiatrem lekarza Jerzego Zająca). Rosły obrońca jeszcze długo po zajęciach utykał. Walki bark w bark nie unikał Damian Gorawski, choć jeszcze w poniedziałek miał stłuczone kolano. Do zajęć z drużyną rezerw zostali przesunięci testowani piłkarze z Afryki: Nigeryjczyk Komla Atsou Ganyo i Senegalczyk Racine Diouf.

Co znaczy pressing

Sporo uwagi poświęcono odbiorowi piłki w strefie obronnej rywala. Napastnicy i pomocnicy naciskali obrońców już pod ich bramką. Jedni uczyli się, jak wyprowadzić atak przy takim pressingu rywala, inni, jak szybko przechwycić piłkę, by użądlić przeciwnika w najmniej spodziewanym momencie.

"Chłopaki! Szukamy gry!" - nawoływał Henryk Kasperczak, który na mokrym boisku treningowym spędził wczoraj bez mała cztery godziny. Najpierw ćwiczył swoją kadrę, a później przyglądał się poczynaniom testowanych piętnastolatków. Na Reymonta ściągnął cały zastęp młodych piłkarzy z Lubelszczyzny, Kielecczyzny i okolic Radomia (roczniki 1987, 1988 i 1989).

Trener wiślackich bramkarzy Marek Holocher robił wszystko, żeby Adamowi Piekutowskiemu nie zdarzało się już puszczać takich bramek jak druga w konfrontacji z Polonią w Warszawie. Piekutowski stawał na linii bramkowej bokiem, na sygnał trenera "hop" robił przewrót w tył, w kierunku prawego słupka, po czym natychmiast wstawał i musiał rzucać się w drugim kierunku, gdyż tam zmierzała piłka po siarczystym strzale Holochera. W pewnym momencie, gdy "Piekut" odbił przed siebie nadającą się do złapania piłkę, usłyszał napominające: "Adaaam!".

Za szybko przez płotki

- Zapomnijcie, że mieliście ten trening. Przy takim podejściu te zajęcia nic wam nie dały - denerwował się trener przygotowania fizycznego Ryszard Szul. Szul ustawił pięć stacji z płotków i krążków. - Panowie, skoki! - ponaglał po piłkarskiej części treningu pan Ryszard.

- Jak to? Przecież Puchar Świata dopiero za dwa tygodnie - dobry humor nie opuścił Grzegorz Patera.

- Ja, trenerze, nie mogę skakać - krzywił się z bólu Tomasz Frankowski. Trzymając się za lewą pachwinę, pokuśtykał do szatni. W jego ślady poszedł Mirosław Szymkowiak. - Napastnicy reprezentacji Polski też naciągają "dwójkę" - zwracał uwagę Maciejowi Żurawskiemu Ryszard Szul. Poza tym zrugał piłkarzy za to, że zbyt szybko wykonywali ćwiczenia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.