Już sama podróż do Kwidzyna okazała się dla podopiecznych Tomasza Lebiody drogą przez mękę. Zawodniczki źle znosiły liczne zakręty na trasie, co większość z nich przypłaciła wymiotami.
- Z busa dziewczęta wychodziły zielone i na miękkich nogach - tłumaczy trener Lebioda. - Wtedy zrozumiałem, że w takim stanie trudno będzie pokonać miejscowy zespół. Ale to nie koniec pecha. W trakcie rozgrzewki skręcenia stawu skokowego doznała pierwsza bramkarka Justyna Jasińska, więc zagraliśmy mecz z rezerwową golkiperką w składzie.
Początek spotkania wcale nie zapowiadał pogromu. Suwalczanki objęły prowadzenie, momentami wynosiło dwie bramki. Jednak w miarę wyrównaną grę prowadziły tylko do 18. minuty (9:9), później zupełnie stanęły.
- Jakby uszło z nich powietrze - ocenia trener Lebioda. - Nie podjęły walki ani w obronie, ani w ataku. Jakoś dograliśmy pierwszą połowę, ale później to był już mecz do jednej bramki. Moje podopieczne były wykończone chorobą i nawet nie starały się odrabiać strat. Po meczu starałem się psychicznie odbudować zespół. W rewanżu powinniśmy zagrać lepiej, bo wiem już, co prezentuje MTS. To wyrównana grupa 16 zawodniczek, które grają ze sobą od lat, dlatego tworzą w miarę zgrany i silny zespół.
MTS KWIDZYN - HAŃCZA SUWAŁKI 40:21 (17:11).
Bramki dla Hańczy: Wasilewska 9, Kowalewska 3, Torchała 3, Justyna Myszukiewicz 3, Joanna Myszukiewicz 2, Okrągła 1.
Wynik innego spotkania: LZS Kościerzyna - UKPR Giżycko 25:24.
Do pierwszej ligi awansuje tylko najlepsza drużyna.