Adam Romański: Trzy sekundy

Adam Romański: Trzy sekundy

***

Idzie wiosna. Jadąc do Wrocławia na mecz Zeptera z Hoopem, widziałem stada ptaków wracających z ciepłych krajów. Skrzydła rozwinął także center wrocławian Harold Jamison i niespodziewanie w niedzielę także wrócił z ciepłego kraju. W południe wylądował na wrocławskim lotnisku Strachowice, po południu zagrał w meczu z pruszkowianami. Wrocławianom nie można się dziwić - powrót Jamisona był jedynym wyjściem dla klubu po kontuzjach Tomczyka, Cielebąka i ostatnio Marksa.

***

Gdzie był Harold, kiedy go nie było, czyli od stycznia, kiedy wyjechał na krótki urlop do USA? - Mówi, że miał kłopoty osobiste. Że bywał w różnych miejscach. Czy musi nas przepraszać? Na razie tego nie zrobił i chyba się nie zanosi. Zresztą specjalnie tego nie wymagamy - mówi prezes Grzegorz Schetyna. Wszystko jedno, czy Jamison był w Ameryce Południowej kupować jaguara (kota czy samochód, wszystko jedno), czy siedział w więzieniu, czy wylegiwał się na plaży - takie "nieoficjalne" wersje krążą po Wrocławiu - zachował się mocno nieprofesjonalnie. Zadziwiające, jak bardzo nie przeszkadza to szefowi klubu. - Gdybym wiedział, że będę go miał przez cały sezon, już dziś mógłbym podpisać z nim kontrakt na przyszły sezon - mówi Schetyna.

***

Kibice w listopadzie ochrzcili Jamisona "Dżemikiem", ale teraz szybko przestał być ich ulubieńcem. Wczoraj we Wrocławiu był niemiłosiernie wygwizdywany. - My znów kochamy Harolda. Kibice też go pokochają, gdy będziemy wygrywać - jest pewien prezes Schetyna. Ma rację. Bo najważniejsze jest, czy zaakceptują go zawodnicy. Czy zaufają mu tak samo, jak wcześniej. Bez tego wrocławski klub po raz drugi, wkładając ręce do słoika z dżemikiem, pobrudzi sobie paluszki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.