Dospel Katowice - Górnik Zabrze 0:0

Takie były taktyczne założenia

To było chyba najsłabsze spotkanie w historii pojedynków katowicko-zabrzańskich

"Rozczarowanie" - to słowo cisnęło się na usta zziębniętym kibicom już po pierwszej połowie. W drugiej również było sennie. Pewnie niektórzy daliby nawet radę ułożyć się do snu, gdyby nie przenikliwy chłód.

Zabrzanie, którzy w lidze nie wygrali już od drugiej kolejki, kontynuują passę ośmiu spotkań bez zwycięstwa. To jednak nie ostatnia seria, bo Górnik nie wygrał także na terenie "Gieksy" już od 16 lat i na kolejną okazję będzie musiał poczekać przynajmniej kolejny rok.

W pierwszej połowie to gospodarze byli częściej w posiadaniu piłki i to oni jednak, choć sporadycznie, częściej znajdowali się pod bramką rywali. - Takie były założenia taktyczne: bronić się i wyprowadzać kontrataki - tłumaczył Adrian Sikora, napastnik Górnika.

Katowiczanie pierwszy raz poważniej zagrozili bramce Piotra Lecha w 14. min. Krzysztof Gajtkowski podał do Stanisława Wróbla, a ten odegrał piłkę do Mariusza Muszalika, który z 12 m strzelił jednak wprost w bramkarza Górnika. Kilka minut później przed szansą stanął Marcin Bojarski, ale po jego strzale z ostrego kąta piłka minęła bramkę zabrzan. Pomocnik "Gieksy" tym razem nie czarował ani rajdami wzdłuż linii bocznej boiska, ani dokładnymi podaniami do napastników. - Każdemu zdarzają się lepsze i gorsze mecze, jednak faktycznie dzisiaj mu nie szło. Być może czuł zmęczenie po pucharowym spotkaniu z Amicą Wronki - zastanawiał się Żurek. Zabrzanie w pierwszej części meczu tylko raz mieli okazję zagrozić bramce katowiczan. W 36. min z piłką w polu karnym znalazł się Sikora, jednak obrońcy "Gieksy" w porę ubiegli piłkarza Górnika i wybili mu piłkę.

Bardzo nudną pierwszą połowę zakończył strzał z dystansu Gajtkowskiego, jednak Lech bez trudu złapał piłkę. Tuż przed gwizdkiem na trybunach katowickiego stadionu trochę się ożywiło. To jednak za sprawą kontrowersyjnej decyzji słowackiego sędziego Antona Stredaka, który w zamieszaniu w polu karnym Górnika najpierw nie dostrzegł zagrania ręką Błażeja Radlera, a chwilę później Bojarskiego.

Druga część meczu rozpoczęła się od ataków gości, którzy tuż po przerwie stworzyli najlepszą okazję strzelecką w całym meczu. W 48. min, po wrzutce z rzutu wolnego Jarosława Popieli, niepilnowany Grzegorz Jakosz fatalnie przestrzelił, będąc zaledwie 2 m od bramki. Piłkarz Górnika nie mógł uwierzyć w to, co się stało, i długo leżał na murawie, trzymając się za głowę. - Nie wiem, jak to możliwe, że Jakosz nie wykorzystał tej okazji. Być może gdyby padła wtedy bramka, to wygralibyśmy ten mecz - oceniał Fornalik.

Chwilę później gospodarze również mogli zdobyć bramkę. Muszalik bardzo dobrze podał w pole karne do Bojarskiego, a ten zamiast strzelać, próbował podać do Gajtkowskiego i piłkę złapał Lech. W 69. min po raz pierwszy celny strzał na bramkę oddali zabrzanie. Michał Probierz podał do Sikory, który sprytnie zagrał piłkę nad głową pilnującego go obrońcy i strzelił... wprost w wybiegającego Tkocza. - Może byłoby lepszym rozwiązaniem, gdybym próbował strzelać po ziemi? - zastanawiał się piłkarz gości.

Minutę później po raz kolejny na trybunach zawrzało. Po dośrodkowaniu przed pole bramkowe Lech odepchnął Gajtkowskiego, przy czym wypuścił piłkę z rąk. A zaraz potem złapał wpół biegnącego do piłki napastnika gospodarzy. Co ciekawe, słowacki sędzia odgwizdał faul dla zabrzan. - "Gajtek" tak sprytnie to zrobił, że uderzył mnie barkiem w rękę i w tym momencie wypadał mi piłka. Faul się należał - przekonywał bramkarz gości. - Stałem niedaleko i widziałem, że Piotrek chciał szybko wprowadzić piłkę do gry, a ta wypadła mu z ręki, więc kiedy zobaczył niebezpieczeństwo, złapał Krzyśka. Powinniśmy dostać karnego - uważa Stanisław Wróbel.

Zawiedli piłkarze, lepsi byli kibice, którzy bardzo się starali, by oprawa była okazała. Na trybunach nie zabrakło rac świetlnych, flag, sztucznych ogni i serpentyn. Niepotrzebnie tylko kibice z Zabrza w drugiej części spotkania rzucili trzy zapalone race na murawę. - To na pewno nie obędzie się bez konsekwencji dla zabrzańskiego klubu. Sprawą zajmie się w najbliższym czasie Wydział Dyscypliny Polskiego Związku Piłki Nożnej - komentował Andrzej Tomaszewski, delegat PZPN.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.