Agata Mróz: Miałyśmy dobrze rozpracowanego rywala. Wiedziałyśmy o nich prawie wszystko, m.in. to, że ich "dodatkowym" zawodnikiem jest publiczność. W rankingu światowym one są na 44. miejscu, a my na 11. To o czymś świadczy. Byłyśmy zmobilizowane i to dało taki efekt.
- Powiedział, że musi zapalić papierosa. W ogóle nie był w stanie do nas przyjść do szatni. Przyjmował gratulacje i udzielał wywiadów. Nie chciano go wypuścić. Kiedy wreszcie spotkaliśmy się, dziękował nam za grę. Za to, że ciągu niespełna pięciu miesięcy udało się zbudować mocny zespół i osiągnąć taki sukces.
- Kiedyś marzyłam o tym. Nie wiedziałam, że tak szybko się to spełni.
- Kiedyś poprosił mnie na rozmowę. Wiedział, że wracam do siatkówki po ciężkiej chorobie. Sam mówił o swoim raku krtani. Rozumiał mnie doskonale i wiele pomógł. Zresztą dla niego siatkówka to wszystko. To także zapomnienie o chorobie. On nocami ogląda inne zespoły. Robi mnóstwo notatek. To mimo choroby pozwala mu cieszyć się życiem.
- Wszystko zaczęło się w trzeciej klasie szkoły średniej. Byłam wtedy w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Sosnowcu. Najgorsze były pierwsze momenty. Nie chciałam przerywać szkoły, załamałam się. Lekarze nie wiedzieli, co to za choroba. Było podejrzenie raka krwi. Okazało się, że jednak nie. Chciano zrobić przeszczep szpiku. Mój szpik nie produkuje płytek krwi. Wiele czasu spędziłam w szpitalu. Po pierwszym roku w ogóle nie myślałam, że wrócę do siatkówki. Tato cały czas powtarzał, że jestem młoda i wszystko przede mną. To pomagało. Rzeczywiście, powoli było coraz lepiej. Zmieniłam dietę, zaczęłam trenować. Teraz jest wszystko dobrze. Staram się nie myśleć o tym, że byłam chora. Nie myślę też, że będę chora, że to powróci.
- Zasłużyłam na ten medal i chyba powinnam go dedykować sobie. Za to, że wygrałam z chorobą. Ten medal jest dla mnie i dla rodziców, którzy zawsze wspierali mnie w najtrudniejszych momentach.