Najlepsze lata w Widzewie - rozmowa z Władysławem Żmudą

Jarosław Bińczyk: Podobał się Panu mecz?

Władysław Żmuda: Gdyby ktoś usłyszał tylko wynik, mógłby sądzić, że obie drużyny grały bardzo ofensywnie. Tak jednak nie było, bo gole to wynik prostych błędów.

Remis jest zasłużonym wynikiem?

- Chyba tak, ale ze wskazaniem na Widzew. U łodzian widać było lepszą organizację gry, zwłaszcza w ofensywie.

A defensywa?

- Obrony jednej i drugiej drużyny nie prezentowały pierwszoligowego poziomu. W sumie jednak mecz mógł się podobać kibicom, bo przecież padło sześć bramek, a do tego było mnóstwo sytuacji.

Przed rokiem widział Pan mecz, który Widzew przegrał w Zabrzu 0:4. Jaka jest różnica między łódzką drużyną, która wówczas grała, a dzisiejszą?

- Widać ogromną poprawę. Przede wszystkim piłkarze grali z dużą ambicją i zaangażowaniem, czego rok temu brakowało. Trzeba jednak pamiętać, że Górnik też ma słabszą drużynę niż przed wówczas. Zaszło w niej latem wiele zmian i zawodnicy dopiero się zgrywają.

Kto Pana zdaniem wyróżnił się w Widzewie.

- Najlepszy na boisku był zdecydowanie Piotr Włodarczyk. Nie dość, że strzelił dwie bramki, to jeszcze był bardzo widoczny. Poza nim w Widzewie wyróżnił się Zbigniew Robakiewicz. W Górniku dobrze zaprezentował się Adrian Sikora, a także Dymitar Makriev. Widzew trzeba pochwalić za to, że potrafił wykorzystać błędy zabrzan przy grze czwórką obrońców w jednej linii. W ten sposób padły dwa gole.

W Widzewie zadebiutował Bogdan Zając. Będzie wzmocnieniem drużyny?

- Być może. Na razie jednak zaprezentował się co najwyżej poprawnie. Widać u niego brak szybkości, zwłaszcza startowej i zwrotności. Obrona Widzewa zaczęła grać lepiej, kiedy został przesunięty do niej Becalik. Chciałem jednak podkreślić, że Widzew wykazał się charakterem, ponieważ podniósł się ze stanu 0:2. To że wyciągnął wynik na 3:2 świadczy, że drużyna jest odporna na stres, nie poddaje się. To naprawdę ogromna zaleta, bo wiele innych zespołów marzyłoby o jak najniższej porażce.

Jak Pan sądzi, dlaczego widzewiacy w pierwszych minutach spisują się tak słabo? W kolejnym meczu traci gole w pierwszych minutach...

- Trudno na to odpowiedzieć. Może piłkarze są jeszcze myślami w szatni? Przecież pierwsze dwa gole padły po bardzo prostych błędach. Prawdopodobnie przyczyną jest brak koncentracji.

Nie boli Pana serce, gdy widzi Pan, że klub, w którym pracował Pan tyle lat, i to z sukcesami, znalazł się w trudnej sytuacji?

- Bardzo uważnie śledzę sytuację Widzewa. Gdy wygrywa i przesuwa się w górę tabeli, cieszę się, gdy przegrywa - martwię się. W końcu to klub, w którym spędziłem najlepszy okres w mojej karierze. Widać, że brakuje w nim Ludwika Sobolewskiego, którego uważam za najlepszego prezesa w historii polskiej piłki. Chciałbym pozdrowić go za pośrednictwem gazety. Mam nadzieję, że Widzew pozbędzie się problemów. Widać, że już teraz ma drużynę, która spokojnie zapewni sobie miejsce w środkowej strefie tabeli.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.