Cracovia - GKS Bełchatów 0:0

Cracovia po raz drugi bezbramkowo zremisowała na własnym boisku, przerywając passę pięciu zwycięskich meczów z rzędu. Gorszy od straty dwóch punktów będzie brak filaru obrony Kazimierza Węgrzyna w meczu z Pogonią, który w spotkaniu z GKS dostał czwartą żółtą kartkę.

- Przegraliśmy już ze Szczakowianką i Ruchem Chorzów, ale Cracovia była najlepszą drużyną, z jaką przyszło nam grać - komplementował gospodarzy trener GKS-u Mariusz Kuras.

Mecz od początku stał na bardzo dobrym poziomie i obie drużyny nie zamierzały tanio sprzedać skóry. Bramki nie padły, bo w Cracovii zawiedli napastnicy. Zabrakło akcji oskrzydlających, gdyż słabo zagrali skrajni pomocnicy. W pierwszej połowie Cracovia tylko dwa razy celnie strzelała na bramkę gości. W obu przypadkach uderzał Piotr Bania, ale bramkarz GKS-u Aleksander Ptak wybijał piłkę na róg.

Najwięcej bezpardonowej walki było w środku boiska, a piłkarze nie przebierali w środkach. W efekcie GKS zarobił cztery, a Cracovia dwie żółte kartki. Gra z pierwszej piłki była efektowna do czasu, gdy zespoły opadły z sił.

Goście zaskoczyli Cracovię nietypowo wykonywanymi rzutami rożnymi. Za każdym razem niemal wszyscy bełchatowianie ustawiali się na linii bramkowej. Po niezwykle mocnych centrach Dariusza Pawlusińskiego, bardziej przypominających strzały, bramkarz "Pasów" z trudem wybijał piłkę w pole. - Sam strzeliłem dwie bramki w taki sposób w poprzednim sezonie - przyznał Marcin Chmiest, były piłkarz Krakusa i Hutnika, obecnie grający w Bełchatowie. - Nie bardzo wiedzieliśmy o tych rogach. Tego nie było na taśmie wideo - tłumaczył się bramkarz Sławomir Olszewski.

To właśnie Pawlusiński napsuł najwięcej krwi krakowianom. Pomocnik gości gonił niczym sprinter na prawym skrzydle, co chwilę uciekając Węgrzynowi. Po kwadransie gry stoper Cracovii sfaulował rozpędzonego piłkarza GKS-u tuż przed polem karnym i słusznie dostał za to żółtą kartkę. W 28. min Piotr Szarpak strzelił nieco ponad poprzeczką. Kilka minut później stoper GKS-u Jano Fröhlich skiksował we własnym polu karnym, ale nikt z "Pasów" nie skorzystał z prezentu.

W drugiej połowie oba zespoły stworzyły po dwie dobre okazje do zdobycia gola. W 50. min strzał z dystansu Pawlusińskiego w dobrym stylu obronił Olszewski. W 68. min powinno być 1:0, ale mizerne uderzenie Pawła Nowaka (Ptak minął się z piłką) wybił z bramki Rafał Berliński. Za moment "Baniowy" z 12 m przeniósł piłkę nad bramką rywali.

Im bliżej końca, tym wolniej piłkarze biegali na gliniastej murawie. Nie popisali się niektórzy kibice "Pasów". - Największym przeciwnikiem naszych piłkarzy była pewna grupka kibiców, która złośliwie rzucała co chwilę serpentyny na boisko, powodując długie przerwy - nie krył zdenerwowania kierownik drużyny Maciej Madeja.

Cracovia miała zbyt wiele niedokładnych podań, a goście podawali sobie nie w tempo i najczęściej za plecy. Pod koniec meczu tylko niezdecydowanie Janusza Jelonkowskiego uchroniło gospodarzy przed utratą gola. - Jelonkowski trochę się zdrzemnął - ironizował trener Kuras, ale ze straconej szansy nie robił tragedii. W końcu przyjechał do Krakowa po remis i cel osiągnął.

Składy

Cracovia: Olszewski - Wacek, Skrzyński, Węgrzyn Ż, Baster - Makuch, Baran Ż, Giza, Nowak - Bania, Dudziński (73. Szczoczarz).

GKS: Ptak - Berliński, Fröhlich, Augustyniak - Hinc, Szarpak Ż, Pawlusiński Ż (89. Garguła), Kuranty Ż, Popek (67. Jelonkowski) - Chmiest Ż, Patalan (78. Pokładowski).

Sędziował Piotr Kotos z Wrocławia. Widzów 7000.

Zdaniem trenerów

Mariusz Kuras, GKS: Przyjechaliśmy na gorący teren i potwierdziło się, że nieprzypadkowo Cracovia jest tak wysoko w tabeli. Gospodarze grali ciekawą i fajną piłkę. Mecz był prowadzony w żywym tempie, mimo gliniastego boiska. Uważam, że pierwsza połowa należała do nas, a druga do Cracovii. Choć skończyło się 0:0, to mecz mógł się podobać.

Wojciech Stawowy, Cracovia: Dawno wiedzieliśmy, że GKS to główny kandydat do awansu do ekstraklasy. To bardzo dojrzała drugoligowa drużyna, a my ciągle się tej drugiej ligi uczymy. Dużo było walki w środku boiska, bełchatowianie krótko kryli, grali ostro, ale nie brutalnie. Gdyby Paweł Nowak mocniej uderzył albo Piotrek Bania strzelił precyzyjniej, to pewnie teraz cieszylibyśmy się ze zwycięstwa. Ciężko grało się na murawie przypominającej gąbkę. Wynik jest sprawiedliwy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.