Lukullus-Świt jest oprócz Polonii jedynym w pierwszej lidze zespołem, który ma na koncie tylko remisy i przegrane. Piłkarze z Nowego Dworu niby grają nieźle, ale nie strzelają bramek, za to głupio je tracą. Miroslav Copjak uważa, że nad jego drużyną zawisło fatum, które w końcu minie.
Miroslav Copjak: Moim zdaniem brakuje nam tylko szczęścia. Patrząc na naszą grę, trzeba zwrócić uwagę na wiele szczegółów, na które krytykujący nas dziennikarze nie chcą patrzeć. Byłem na meczu Górnik - Legia w Zabrzu. Jeżeli ktoś mówi, że my murujemy bramkę, to Górnik ją betonuje. Tam wszyscy zawodnicy blokują grę i robią to aż na "piątce". My się bronimy na połowie boiska. Maksymalnie dziesięć metrów za połową. Jeżeli przeciwnik przez to przejdzie, to stoimy na poziomie "szesnastki". Proszę popatrzeć, w jaki sposób my tracimy bramki. W Wodzisławiu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W Łęcznej znów po stałym fragmencie. Przeciwko Amice w 30. sekundzie my powinniśmy rzucać z autu, sędzia zrobił błąd, wrzucili oni i strzelili bramkę. Czy w meczu z Amicą, która chce być mistrzem, myśmy się bronili? Myśmy nie chcieli wygrać? Myślę, że gdyby tu był inny trener, to ludzie by mówili, że gramy bardzo dobrze. Jest trener z Czech i mówią inaczej.
- Myślę, że polskim kibicom taki sposób gry się nie podoba. Oni lubią zwody, podania, grę od pola karnego do pola karnego. Przy takiej grze na wszystko jest miejsce, czas. W strefie nie ma miejsca. Są za to błędy i ich wykorzystywanie. Nie dziwię się, że ludzie nie lubią na to patrzeć, ale na całym świecie piłka idzie w takim kierunku. Jeżeli w Polsce to się przeniesie na poziom międzynarodowy, to Polacy będą mieli takie wyniki jak Czesi.
- W meczu z Amicą wystąpiliśmy w ustawieniu 4-4-2, ale trzech pomocników praktycznie nie grało. Grał tylko Benson. Graliśmy bez pomocy mecz z liderem polskiej ligi. Gdyby nie to, wypadlibyśmy fantastycznie. Brakuje nam przejścia do ofensywy, ostatniego podania, dośrodkowań, finalizowania akcji. Oni schematy mają opracowane. Wiedzą, że mają grać wysoko, odebrać piłkę po stracie, przejść do kontrataku. Na treningach to wychodzi. W meczu wszystko zależy już tylko od decyzji zawodnika. Gdybyśmy grali tak jak Górnik Zabrze, czyli odbierali piłkę dopiero na swoim polu karnym, to jak by to wyglądało? My robimy odbiór już w środku boiska, bo stamtąd do bramki jest 40 metrów. Gdybyśmy grali jak Górnik, to w ogóle byśmy nie zagrażali bramce przeciwnika, a mamy zawsze po kilka okazji. Przecież Amica przeciwko nam miała tylko dwie sytuacje. A jest to zespół, który chce być mistrzem Polski. Jacek Zieliński [trener Górnika - przyp. red.] po meczu w Łęcznej mówił, że nie widział lepiej poukładanego zespołu niż my. Na konferencji prasowej w ogóle nie mówił o swoich zawodnikach, tylko o nas.
- Proszę tak nie mówić. Czy Górnik Zabrze zagrał przeciwko nam wyjątkowo słabo? Czy Odra też grała wyjątkowo słabo? My im nie pozwoliliśmy na lepszą grę. W Łęcznej zrobiliśmy błąd, ustawiając się przy stałym fragmencie gry za głęboko, i straciliśmy bramkę. Chłopaki wiedzą, że mają grać inaczej. Zagrali po swojemu i dostali bramkę. Bramkarz musi mieć miejsce przy dośrodkowaniu, a tam go docisnęli do linii.
- To jest kwestia psychiki. W Wodzisławiu mieliśmy tyle okazji, że więcej mieć nie można. Chodzi o to, żeby chłopcy śmielej wychodzili do przodu i nie bali się grać. Na treningu można im pokazać, jak grać w ofensywie, ale na boisku muszą zrobić to sami.
- Brakuje szczęścia. Nie wiem dlaczego, ale chyba wisi nad nami jakieś fatum. To musi minąć. Np. w ogóle nie trafiają do nas piłki odbite z pola karnego, chociaż trenujemy strzały w takich sytuacjach.
- Lewna strzelał.
- Lewna jako zawodnik podobał mi się. Powiem tyle.
- Myślę, że co najmniej na dziesiąte. Mam zaufanie do szefa i nie przejmuję się tym, co piszą o moim zwolnieniu. Wiem, że nie będę zwolniony. Wyniki w końcu przyjdą. Nasza strefa jest mocna i kiedyś zaczniemy wygrywać.
- Nie powiem. Powiedziałbym jakąś nazwę, a potem taki zespół nas skasuje. Są zespoły, z którymi możemy wygrać. Chociaż myślę, że łatwiej będzie nam grać np. z Legią niż z Wisłą Płock.
- Może w Nowym Dworze byśmy wygrali. Piłkarze trenują tutaj codziennie i znają każdy centymetr tej murawy. Chodzi zresztą nie tylko o murawę. Dwa tysiące ludzi na Legii rozproszyło się po trybunach. W Nowym Dworze tylu kibiców zrobiłoby większy efekt. Gdybyśmy mogli grać na naszym boisku, to może mielibyśmy więcej punktów.
- Przy takiej pogodzie, jaka jest w tym tygodniu, nie wpuszczą nas na główne boisko.
- To nie miałoby sensu. U mnie chłopcy nie trenują w dniu meczu. Niektórzy trenerzy robią rano jakiś luźny bieg, ale ja nie.
- Bilski i Gołębiewski byli chorzy, ten drugi zagrał zresztą z Wisłą Płock. Zutautas może dostanie szansę w następnym meczu. Wojtaś grał ostatnio w rezerwach i strzelił dwie bramki. Wszyscy mówili, że to świetny piłkarz. On jest dobry, ale do niezorganizowanego zespołu. Nie łapie, co ma robić po stracie piłki, a musi to wiedzieć. Jest agresywny, szybki, potrafi dośrodkować. Co z tego, skoro musiałem go zdjąć po 30 minutach meczu z Dospelem, bo z nim byśmy przegrali. Nie bronił i mogliśmy stracić bramkę po akcji jego stroną. Gallardo jest jeszcze młodym chłopakiem. Zobaczymy. Adamczyk jest doskonały na treningu, ale w meczu pokazuje tylko 50 procent możliwości. To chyba jakiś problem z psychiką. Nie potrafię do niego dotrzeć.
- Chodzi mi o to, żeby zespół jak najlepiej się zgrał. Widzę jednak, że niektórzy już są przekonani, że zawsze będą mieli pewne miejsce w składzie.
- Mierzejewski jest bardziej agresywny. Gdybyśmy mieli taki zespół, który może pracować na jednego zawodnika czekającego w polu karnym na dośrodkowanie, to mógłby grać Szczytniewski. On gra tylko do przodu. Do tyłu nic.
- Nie wiem. Musiałbym go zobaczyć na treningu [śmiech - przyp. red.].
- Zrobiliśmy mu badania krwi i okazało się, że ma bardzo słabe wyniki. Niestety, u Murzynów tak już jest, że bardziej się wypalają przy wysiłku i potrzebują więcej czasu na regenerację.
- Zganiacz grał na Legii, oglądał go Dariusz Kubicki i może to wpłynęło na jego grę.
- Niestety, jak zawodnicy poczuli, że mają pewne miejsce w składzie, to wyszła ich mentalność. Zadowolili się tym, co mają, i coś w ich grze się poluzowało. Dobrze było w meczach z Górnikiem i Odrą, a potem poczuli się zbyt pewnie. Przez dwa, trzy tygodnie nie krzyczałem na nich na treningach i zmienili podejście do meczów. Rozluźnili się za bardzo. I z Wisłą Płock zmiany były. Zobaczymy, czy przyniosą coś pozytywnego. Źle wpływa na nich ciągła krytyka w prasie. To ich usztywnia.
- Zgadzam się. Ale ta krytyka musi mieć sens. Nie może to być szukanie sensacji. Do prezesa Szymańskiego dzwonią ciągle dziennikarze i pytają, kiedy mnie zwolni. Dlaczego to robią? Mogliby np. napisać, że zespół zagrał bardzo dobrze przeciwko kandydatowi na mistrza Polski. To, co prasa robi z zawodnikami, jest nie do zniesienia. To także problem całego polskiego futbolu.