Miroslav Copjak: Nasza strefa jest mocna

Na całym świecie piłka idzie w takim kierunku, jak my gramy. Musimy jeszcze popracować nad szybkim przejściem z obrony do ataku i będzie bardzo dobrze - mówi o grze Świtu Nowy Dwór trener Miroslav Copjak. W ośmiu ligowych kolejkach Świt nie odniósł żadnego zwycięstwa

Lukullus-Świt jest oprócz Polonii jedynym w pierwszej lidze zespołem, który ma na koncie tylko remisy i przegrane. Piłkarze z Nowego Dworu niby grają nieźle, ale nie strzelają bramek, za to głupio je tracą. Miroslav Copjak uważa, że nad jego drużyną zawisło fatum, które w końcu minie.

Bartłomiej Atys: Wiele osób uważa, że gracie defensywnie i z taką grą nie macie szans ani na zwycięstwa, ani na utrzymanie się w lidze. Pan odpowiada, że gracie swoje, że nie jest to gra tylko defensywna. Na czym polega ta "wasza gra"?

Miroslav Copjak: Moim zdaniem brakuje nam tylko szczęścia. Patrząc na naszą grę, trzeba zwrócić uwagę na wiele szczegółów, na które krytykujący nas dziennikarze nie chcą patrzeć. Byłem na meczu Górnik - Legia w Zabrzu. Jeżeli ktoś mówi, że my murujemy bramkę, to Górnik ją betonuje. Tam wszyscy zawodnicy blokują grę i robią to aż na "piątce". My się bronimy na połowie boiska. Maksymalnie dziesięć metrów za połową. Jeżeli przeciwnik przez to przejdzie, to stoimy na poziomie "szesnastki". Proszę popatrzeć, w jaki sposób my tracimy bramki. W Wodzisławiu po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W Łęcznej znów po stałym fragmencie. Przeciwko Amice w 30. sekundzie my powinniśmy rzucać z autu, sędzia zrobił błąd, wrzucili oni i strzelili bramkę. Czy w meczu z Amicą, która chce być mistrzem, myśmy się bronili? Myśmy nie chcieli wygrać? Myślę, że gdyby tu był inny trener, to ludzie by mówili, że gramy bardzo dobrze. Jest trener z Czech i mówią inaczej.

Czy Pana zdaniem kibicom Wasza gra się podoba?

- Myślę, że polskim kibicom taki sposób gry się nie podoba. Oni lubią zwody, podania, grę od pola karnego do pola karnego. Przy takiej grze na wszystko jest miejsce, czas. W strefie nie ma miejsca. Są za to błędy i ich wykorzystywanie. Nie dziwię się, że ludzie nie lubią na to patrzeć, ale na całym świecie piłka idzie w takim kierunku. Jeżeli w Polsce to się przeniesie na poziom międzynarodowy, to Polacy będą mieli takie wyniki jak Czesi.

Pańskim piłkarzom brakuje pewności siebie. Nie potrafią zdecydować się na strzał w odpowiednim momencie albo zagrać w bardziej ryzykowny sposób.

- W meczu z Amicą wystąpiliśmy w ustawieniu 4-4-2, ale trzech pomocników praktycznie nie grało. Grał tylko Benson. Graliśmy bez pomocy mecz z liderem polskiej ligi. Gdyby nie to, wypadlibyśmy fantastycznie. Brakuje nam przejścia do ofensywy, ostatniego podania, dośrodkowań, finalizowania akcji. Oni schematy mają opracowane. Wiedzą, że mają grać wysoko, odebrać piłkę po stracie, przejść do kontrataku. Na treningach to wychodzi. W meczu wszystko zależy już tylko od decyzji zawodnika. Gdybyśmy grali tak jak Górnik Zabrze, czyli odbierali piłkę dopiero na swoim polu karnym, to jak by to wyglądało? My robimy odbiór już w środku boiska, bo stamtąd do bramki jest 40 metrów. Gdybyśmy grali jak Górnik, to w ogóle byśmy nie zagrażali bramce przeciwnika, a mamy zawsze po kilka okazji. Przecież Amica przeciwko nam miała tylko dwie sytuacje. A jest to zespół, który chce być mistrzem Polski. Jacek Zieliński [trener Górnika - przyp. red.] po meczu w Łęcznej mówił, że nie widział lepiej poukładanego zespołu niż my. Na konferencji prasowej w ogóle nie mówił o swoich zawodnikach, tylko o nas.

Amica w meczu z Wami zagrała wyjątkowo słabo.

- Proszę tak nie mówić. Czy Górnik Zabrze zagrał przeciwko nam wyjątkowo słabo? Czy Odra też grała wyjątkowo słabo? My im nie pozwoliliśmy na lepszą grę. W Łęcznej zrobiliśmy błąd, ustawiając się przy stałym fragmencie gry za głęboko, i straciliśmy bramkę. Chłopaki wiedzą, że mają grać inaczej. Zagrali po swojemu i dostali bramkę. Bramkarz musi mieć miejsce przy dośrodkowaniu, a tam go docisnęli do linii.

W takim razie co należy zrobić, żeby uniknąć takich błędów? Żeby zawodnicy w trakcie meczu robili to, co trenowali? Żebyście mieli okazje do strzelania goli i je strzelali?

- To jest kwestia psychiki. W Wodzisławiu mieliśmy tyle okazji, że więcej mieć nie można. Chodzi o to, żeby chłopcy śmielej wychodzili do przodu i nie bali się grać. Na treningu można im pokazać, jak grać w ofensywie, ale na boisku muszą zrobić to sami.

Dlaczego im to nie wychodzi?

- Brakuje szczęścia. Nie wiem dlaczego, ale chyba wisi nad nami jakieś fatum. To musi minąć. Np. w ogóle nie trafiają do nas piłki odbite z pola karnego, chociaż trenujemy strzały w takich sytuacjach.

W ubiegłym sezonie Maciej Lewna strzelał bramki po takich odbiciach.

- Lewna strzelał.

Czy w takim razie zawodnicy, których teraz Pan ma w składzie, są słabsi od Lewny?

- Lewna jako zawodnik podobał mi się. Powiem tyle.

Na które miejsce w lidze stać Pański zespół?

- Myślę, że co najmniej na dziesiąte. Mam zaufanie do szefa i nie przejmuję się tym, co piszą o moim zwolnieniu. Wiem, że nie będę zwolniony. Wyniki w końcu przyjdą. Nasza strefa jest mocna i kiedyś zaczniemy wygrywać.

Skoro macie zająć dziesiąte miejsce, to przynajmniej cztery zespoły są od Was gorsze. Które to zespoły?

- Nie powiem. Powiedziałbym jakąś nazwę, a potem taki zespół nas skasuje. Są zespoły, z którymi możemy wygrać. Chociaż myślę, że łatwiej będzie nam grać np. z Legią niż z Wisłą Płock.

Czy jakiś wpływ na Wasze wyniki ma to, że nie gracie na własnym stadionie, tylko na Legii? Michał Szeremet mówił po meczu z Amicą, że nie znaliście tego boiska i grało się tam zupełnie inaczej niż w Nowym Dworze.

- Może w Nowym Dworze byśmy wygrali. Piłkarze trenują tutaj codziennie i znają każdy centymetr tej murawy. Chodzi zresztą nie tylko o murawę. Dwa tysiące ludzi na Legii rozproszyło się po trybunach. W Nowym Dworze tylu kibiców zrobiłoby większy efekt. Gdybyśmy mogli grać na naszym boisku, to może mielibyśmy więcej punktów.

Będziecie trenować w Warszawie, czy nie ma na to szans?

- Przy takiej pogodzie, jaka jest w tym tygodniu, nie wpuszczą nas na główne boisko.

Może coś dałyby chociaż treningi w soboty, przed meczami?

- To nie miałoby sensu. U mnie chłopcy nie trenują w dniu meczu. Niektórzy trenerzy robią rano jakiś luźny bieg, ale ja nie.

Ma pan w kadrze 20 zawodników, a gra tylko 14. Dlaczego wykorzystani pozostają tacy piłkarze, jak Gallardo, Maciej Wojtaś, Karol Bilski, Darius Zutautas, Michał Adamczyk czy Marek Gołębiewski?

- Bilski i Gołębiewski byli chorzy, ten drugi zagrał zresztą z Wisłą Płock. Zutautas może dostanie szansę w następnym meczu. Wojtaś grał ostatnio w rezerwach i strzelił dwie bramki. Wszyscy mówili, że to świetny piłkarz. On jest dobry, ale do niezorganizowanego zespołu. Nie łapie, co ma robić po stracie piłki, a musi to wiedzieć. Jest agresywny, szybki, potrafi dośrodkować. Co z tego, skoro musiałem go zdjąć po 30 minutach meczu z Dospelem, bo z nim byśmy przegrali. Nie bronił i mogliśmy stracić bramkę po akcji jego stroną. Gallardo jest jeszcze młodym chłopakiem. Zobaczymy. Adamczyk jest doskonały na treningu, ale w meczu pokazuje tylko 50 procent możliwości. To chyba jakiś problem z psychiką. Nie potrafię do niego dotrzeć.

Robi Pan niewiele zmian w składzie. Czy obecni rezerwowi mają szansę na grę?

- Chodzi mi o to, żeby zespół jak najlepiej się zgrał. Widzę jednak, że niektórzy już są przekonani, że zawsze będą mieli pewne miejsce w składzie.

W czym np. Łukasz Mierzejewski jest w tej chwili lepszy od Rafała Szczytniewskiego? Pierwszy z nich gra całe mecze, a drugi prawie w ogóle nie wchodzi na boisko.

- Mierzejewski jest bardziej agresywny. Gdybyśmy mieli taki zespół, który może pracować na jednego zawodnika czekającego w polu karnym na dośrodkowanie, to mógłby grać Szczytniewski. On gra tylko do przodu. Do tyłu nic.

Czyli Svitlica też by u Pana nie grał?

- Nie wiem. Musiałbym go zobaczyć na treningu [śmiech - przyp. red.].

Czy coś się stało Bensonowi? W Łęcznej wypadł bardzo słabo.

- Zrobiliśmy mu badania krwi i okazało się, że ma bardzo słabe wyniki. Niestety, u Murzynów tak już jest, że bardziej się wypalają przy wysiłku i potrzebują więcej czasu na regenerację.

Co się dzieje z Mariuszem Zganiaczem i Piotrem Orlińskim? Technicznie są bardzo dobrzy, potrafią ładnie podać, ale np. w meczu z Amicą zespół nie miał z nich żadnego pożytku. Tylko tracili piłki.

- Zganiacz grał na Legii, oglądał go Dariusz Kubicki i może to wpłynęło na jego grę.

Może jeden mecz na ławce rezerwowych wpłynąłby na nich mobilizująco?

- Niestety, jak zawodnicy poczuli, że mają pewne miejsce w składzie, to wyszła ich mentalność. Zadowolili się tym, co mają, i coś w ich grze się poluzowało. Dobrze było w meczach z Górnikiem i Odrą, a potem poczuli się zbyt pewnie. Przez dwa, trzy tygodnie nie krzyczałem na nich na treningach i zmienili podejście do meczów. Rozluźnili się za bardzo. I z Wisłą Płock zmiany były. Zobaczymy, czy przyniosą coś pozytywnego. Źle wpływa na nich ciągła krytyka w prasie. To ich usztywnia.

Przynajmniej częściowo krytyka jest na pewno uzasadniona.

- Zgadzam się. Ale ta krytyka musi mieć sens. Nie może to być szukanie sensacji. Do prezesa Szymańskiego dzwonią ciągle dziennikarze i pytają, kiedy mnie zwolni. Dlaczego to robią? Mogliby np. napisać, że zespół zagrał bardzo dobrze przeciwko kandydatowi na mistrza Polski. To, co prasa robi z zawodnikami, jest nie do zniesienia. To także problem całego polskiego futbolu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.