Kulisy transferów Górnika Polkowice

PIŁKA NOŻNA. Górnik Polkowice zajmuje przedostanie miejsce w tabeli ekstraklasy i nie jest to żadnym przypadkiem. Przed sezonem do Polkowic nie udało się sprowadzić graczy, których wytypował trener Mirosław Dragan - w efekcie personalnie Górnik prezentuje się wyjątkowo słabo

- Trener Dragan twierdzi, że zespół potrzebuje wzmocnień w każdej formacji i będzie je miał. Ja nawet dokładnie nie wiem, co to są te formacje, czy to pionowe, czy poziome ustawienie zawodników, ale w Górniku każdy odpowiada za swoją działkę. W sprawie transferów całkowicie wierzę naszemu trenerowi i dyrektorowi Arturowi Sikorskiemu - tak na początku czerwca tego roku, na specjalnej konferencji prasowej obiecywał Emilian Stańczyszyn, burmistrz Polkowic.

Wówczas Górnik świętował historyczny awans do ekstraklasy, ale zarówno trenerzy, jak i klubowi działacze zdawali sobie sprawę, że drużynę koniecznie trzeba wzmocnić personalnie, tak aby w I lidze nie była tylko dostarczycielem punktów. Burmistrz, który reprezentuje gminę Polkowice, a więc głównego sponsora klubu piłkarskiego, dotrzymał słowa - transferów do zespołu było wiele. W sumie do Górnika sprowadzono aż dziewięciu nowych zawodników. Problem w tym, czy do Polkowic trafili ci piłkarze, których chciał pozyskać trener Mirosław Dragan?

Po ośmiu kolejkach rundy jesiennej Górnik z czterema punktami na koncie zajmuje przedostanie miejsce w tabeli ekstraklasy. Przy próbie analizy sportowych dokonań Górnika w gronie pierwszoligowców bardzo często pojawiają się głosy tłumaczące, że drużyna ma niebywałego pecha. Powtarza się, że polkowiczanie mieli wyjątkowo niefartowny terminarz spotkań, gdyż na początku sezonu grali z najsilniejszymi drużynami (Wisła Kraków, Amica, Legia, Groclin), przekleństwem Górnika są rzuty karne, gdyż na cztery "jedenastki" wykorzystali tylko jedną, a na dodatek przegrywają mecze, w których nie są słabsi od rywala (Górnik Zabrze, Widzew, Katowice). W tym alibi jest sporo prawdy, jednak pecha można mieć w jednym, dwóch meczach, ale ośmiu - już nie.

W futbolu, jak i w całym sporcie przypadkowy element szczęścia czy pecha odgrywa pewną rolę, jednak fatum nie można generalizować. Trzeba poszukać innego, bardziej racjonalnego wytłumaczenia słabej postawy Górnika w ekstraklasie. Po pierwszej części rundy jesiennej wnioski nasuwają się same - Górnik ma jeden z najsłabszych personalnie składów w ekstraklasie i w tym tkwi główna przyczyna kryzysu tego zespołu. Porównywalnie słabą pod względem piłkarskiego potencjału drużynę ma jedynie Świt Nowy Dwór, ale historia awansu tego zespołu do I ligi i budowania składu tłumaczy praktycznie wszystko.

Po awansie do ligi działacze Górnika sprowadzili dziewięciu zawodników - Narwojsza, Żelaskę, Maciejewskiego, Bosanaca, Wojtarowicza, Romaniuka, Jamroza, a ostatnio Pilcha oraz Krzyżanowskiego. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że na liście życzeń trenera Dragana byli zupełnie inni gracze, a połowę z tych, których pozyskano, transferowano tylko dlatego, że nie mieli zbyt wymagających żądań kontraktowych. Górnik był zainteresowany głównie tylko piłkarzami bez ważnego kontraktu, za których nie musiał płacić.

Listę życzeń Dragana otwierali: napastnik Sylwester Czereszewski, odchodzący z Lecha Poznań, pomocnik Odry Wodzisław Wojciech Górski, rozgrywający Zagłębia Lubin Ireneusz Kowalski (miał ważny kontrakt), obrońca Górnika Zabrze Robert Kolasa oraz pomocnik Świtu Maciej Lewna. W dalszej kolejności - gdyby negocjacje z wyżej wymienionymi nie przyniosły efektu - znajdowali się: napastnik Bełchatowa Dariusz Patalan, pomocnik Lecha Piotr Jacek, pomocnik Śląska Dariusz Sztylka i dwaj boczni pomocnicy Bełchatowa: Robert Kolendowicz oraz Dariusz Pawlusiński. Żaden z tych zawodników nie trafił do Polkowic.

Oczywiście wszystko rozbiło się o pieniądze, nawet nie tyle o ich brak, co o sposób wypłacania. Nieoficjalnie wiemy, że większość z graczy chciała natychmiast po podpisaniu kontraktu otrzymać połowę sumy kontraktowej. Pozostała połowa pieniędzy miała być wypłacana w miesięcznych pensjach. Jednak działacze Górnika w tym momencie takich pieniędzy nie mieli i zawodnicy wybierali inne zespoły. Czereszewski zdecydował się na ofertę Górnika Łęczna, Górski pozostał w Odrze, Kolasa przeniósł się do Cracovii, Jacek wrócił do Lecha, a Lewna został zawieszony przez PZPN w związku z aferą po barażowych spotkaniach Świtu z Garbarnią. W końcu tercet z Bełchatowa nie ruszył się z GKS-u, odrzucając propozycję z Polkowic.

W ostateczności trener Dragan musiał zatrudniać zawodników, o których wcale nie myślał i początkowo nie widział ich w kadrze. W taki sposób do Polkowic zostali sprowadzeni: Maciejewski, Jamróz czy Romaniuk. Biorąc pod uwagę fakt, że Wojtarowicz trafił do ekstraklasy z IV ligi, a Narwojsz był rezerwowym w zdegradowanym do II ligi Ruchu Chorzów, to naturalnym wydaje się stwierdzenie, że wzmocnienia Górnika miały charakter wyłącznie ilościowy, a nie jakościowy.

Prawda jest prosta, ale okrutna. W Polkowicach w najważniejszym momencie zabrakło pieniędzy na wzmocnienia, tym bardzie że równocześnie ogromne środki zostały przeznaczone na modernizację stadionu i instalację sztucznego oświetlenia. Górnik finansowo jest klubem solidnym aż do bólu, nie wydaje się w nim więcej niż jest na koncie, ale w futbolu pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da. Rzeczywistość pokazała, że potencjał piłkarski, który wystarczył na II ligę, w ekstraklasie jest zbyt skromny.

Wyniki Górnika na pewno nie mogą na razie zachwycać, jednak w Polkowicach panuje spokój. Nikt oficjalnie, ale też i nieoficjalnie nie wspomina o zwolnieniu trenera, nikt nie szuka kozłów ofiarnych. Bo o dymisji trenera decydują działacze, a oni dobrze wiedzą, że swojemu szkoleniowcowi sprowadzili drugoligowy skład. A jeśli już kogoś musieliby rozliczać, to raczej siebie za niespełnione przedsezonowe obietnice.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.