Trener bramkarzy Polonii Zbigniew Pocialik: Za wiele fantazji

Za błąd Roberta częściowo odpowiada stres, jaki wywołuje to, co dzieje się w Polonii - mówi trener bramkarzy Polonii Zbigniew Pocialik.

Niewypłacane regularne minimalne 700-złotowe pensje, głodujący piłkarze, których ściga komornik - to obraz obecnej sytuacji w Polonii. To tło do wydarzenia kolejki jakim było puszczenie w Łęcznej kuriozalnej bramki przez Roberta Gubca, przez co "Czarne Koszule" straciły jeden punkt.

Olgierd Kwiatkowski: Co Pan sądzi o błędzie swojego podopiecznego?

Zbigniew Pocialik: Nawet nie widziałem tego z bliska, bo mam tyle obowiązków w Warszwie, że nie pojechałem do Łęcznej. Ale to, co pokazywały kamery, wystarczyło mi na ocenę piłkarską całego zdarzenia. To nie był błąd piłkarski, to był błąd ludzki tkwiący w psychice. Ale oczywiście to go nie tłumaczy. Robert zachował się do pewnego momentu, jak powinien. Złapał pewnie piłkę po wybiciu Rafała Szweda. Ale potem się pogubił. Tłumaczył mi w rozmowie, że słyszał gwizdek sędziego.

Jednak sędzia nic nie pokazał i nie odgwizdał?

- Właśnie nawet jeśli wydawało mu się, że słyszał nie powinien wypuszczać piłki z rąk. Mógł najwyżej wyrzucić ją na aut, wykopać do przodu, ale nie robić tego, co zrobił - oddać piłki przeciwnikowi.

Jak Pan sądzi, dlaczego to zrobił?

- Był już zadowolony ze zdobycia punktu. Graliśmy na trudnym terenie. Remis z Łęczną był dla nas ogromnym sukcesem. Robert chciał to jakoś zademonstrować. Zadziałała na niego euforia, zadowolenie. Wykazał przy tym za wiele fantazji, fanfaronady.

Nie pierwszy raz w karierze...

- Pomijam jego dyskwalifikacje w meczu rezerw za uderzenie sędziego, on w tym sezonie zarobił dwie głupie kartki w meczu z Wisłą Płock i Groclinem Grodzisk Wlkp. W sobotę sytuacja była jakby podobna. Po zakończonej akcji gestykulował w stronę sędziego, był remis czekaliśmy na koniec meczu. Chciał koniecznie coś udowodnić, a on nie jest od tego, żeby takie sytuacje naprawiać. Na pewno nie na boisku. Tłumaczyłem mu już to. Nie pomogło.

W Pana karierze zdarzyło się coś podobnego jak Gubcowi w meczu z Górnikiem Łęczna?

- Coś takiego to nie, choć popełniłem śmieszny błąd bramkarski. Zdarzyło się to w meczu z Ruchem Chorzów. Przyjmowałem piłkę na nogę. Odskoczyła mi na kilka metrów. Przyjął ją Eugeniusz Faber i nie miał już problemów ze strzeleniem gola. Zapamiętałem to do końca życia. Zapamięta swój błąd również Robert. On już więcej czegoś podobnego nie zrobi. Nie zrobią czegoś takiego bramkarze, którzy widzieli to w telewizji. Nie tylko polscy, bo pewnie fragmenty kupią zagraniczne stacje.

Co teraz z Gubcem?

- Najprościej i najgłupiej byłoby go zbesztać, powiedzieć: Idziesz na ławę. Pewnie byli już tacy, co tak mu mówili, ale to były reakcje na gorąco tuż po zakończeniu meczu. Już najgorsze, co może być, to sugestie - bo i takie pewnie się pojawiają - że zrobił to celowo. Głupota. W klubie musimy popracować nad jego psychiką. W poniedziałek porozmawiam z Robertem w cztery oczy. Na pewno nie będzie dla niego kar. Ja przynajmniej ręki do tego nie przyłożę. Zwłaszcza że on naprawdę broni dobrze. Jest w świetnej formie fizycznej.

Wspomniał Pan o radości Gubca ze zdobytego punktu. Czyli w decydującym momencie on się zdekoncentrował. Na ile gdzieś w tle przyczyną takiego błędu mogła być fatalna sytuacja w Polonii?

- Za błąd Roberta częściowo odpowiada stres jaki wywołuje to co dzieje się w Polonii. Choć na temat tego, co się dzieje w klubie, wolałbym się nie wypowiadać, ale trudno mi tego nie robić. Jest tragicznie. Nikt z nas od wielu miesięcy nie otrzymuje regularnie pensji. Musiałem założyć własną firmę -szkółkę dla bramkarzy - by mieć z czegoś żyć. Przychodzi coraz więcej chłopaków, więc jakoś mi idzie. Ale co mają powiedzieć niektórzy z piłkarzy. Niedawno jeden z zawodników pierwszego zespołu przyszedł i prosił mnie o pożyczkę. Chciał 10 zł na chleb z masłem. Nie kłamię, nie koloryzuję. To się zdarzyło naprawdę. Powstaje niezdrowy układ wewnątrz drużyny. Część zawodników jest regularnie opłacana przez jednego ze sponsorów, a inna nie ma pieniędzy, bo nadal utrzymuje ich dotychczasowy właściciel.

Mógł Pan zmienić miejsce pracy, piłkarze mogli nie przychodzić do Polonii?

- Większość z nas jest przywiązana do klubu. Chętnie chcemy tu pracować. A podpisywaliśmy umowy, w których druga strona zobowiązywała się do wypłaty i z tego się nie wywiązała. Nawet ci zawodnicy, którzy przyszli w styczniu, nie dostali obiecanych uczciwie zarobionych pieniędzy. A przecież ja pracuję od trzech lat i prawie od tylu lat klub ma wobec mnie zaległości. Większość z nich ma debety w bankach, niektórych ściga komornik. To jest chore. Obracam się w piłce ponad 40 lat i coś takiego nigdy mi się nie przydarzyło.

Macie nadzieję, że się poprawi?

- Chcemy, żeby coś w klubie wreszcie się zmieniło. To jest ratunek dla Polonii, choć dla mnie może okazać się to zgubne, bo kto mi zapłaci, to co kiedyś zarobiłem w starej spółce [nowa spółka, która wkrótce ma przejąć klub, nie będzie obciążona długami starej - przyp. red.]. Być może nowy właściciel nie będzie nam płacił dużych pieniędzy, ale my potrzebujemy stabilizacji, żeby pracodawca traktował nas poważnie. Płacił mało, ale w terminie.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.