Paweł Kaczorowski: Porażki uczą, ale ile ich może być?

Maciej Henszel: W meczu z Katowicami oddaliście prawie 30 strzałów, dziś w Wodzisławiu blisko 20. Bramki dla Was jednak nie padają. Dlaczego?

Paweł Kaczorowski: Czym to jest spowodowane? Sam nie wiem. Mamy sytuacje, w których w normalnych okolicznościach padają bramki. My jednak nie potrafimy skierować piłki do siatki. Ja miałem dwie sytuacje, jedną przynajmniej powinienem wykorzystać. Zresztą po pierwszej połowie powinniśmy prowadzić 2:0 lub nawet 3:0. Wówczas moglibyśmy grać nawet całą drugą połowę w dziesiątkę i tak bymy dowieźli wygraną do końca. Po tym meczu możemy mieć pretensje tylko do siebie.

Pan miał w pierwszej części dwie doskonałe okazje. Dlaczego nie padły gole?

- Przy pierwszej źle oceniłem sytuację. Powinienem najpierw przyjąć piłkę, a nie od razu próbować strzelać. W druga? Przypuszczam, że jak bym zamknął oczy, to bym zdobył w tym momencie gola. Przekombinowałem jednak i zrobiłem to, co zrobiłem.

Po tym spotkaniu Wasza sytuacja w tabeli robi się dramatyczna. Rywale uciekają coraz dalej.

- Dokładnie. Tym bardziej jest to bolesne, że zagraliśmy niezły mecz, mieliśmy sporo sytuacji, a jednak znów przegraliśmy. Mimo wszystko, że mieliśmy taką przewagę i partoliliśmy kolejne okazje, to nie powinniśmy także bramek tracić. Bo choć remis 0:0 nas nie satysfakcjonował, bo przyjechaliśmy tutaj wygrać, to nie byłaby to porażka i zawsze jeden punkt więcej w tabeli. Trzeba wierzyć, że wszystko odwróci się na naszą korzyść.

Są dwa tygodnie przerwy w lidze. Czy to Wam pomoże?

- Właśnie o to chodzi, że nadchodzą kolejne mecze i na każdy z nich wychodzimy z postanowieniem, że musi być lepiej, a tak nie jest. A przecież spotkań jest coraz mniej... Owszem, porażki uczą, ale ile ich może być?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.