Agnieszka Rylik: Raczej nie. Dopiero miniony tydzień miałam intensywnie charytatywny. W środę w Szczecinie otwierałam klub bokserski dla trudnej młodzieży z domu poprawczego. Potem w sobotę w Gdańsku brałam udział w pikniku sportowym "Młodość bez procentów". Od dwóch lat daję swój wizerunek na plakaty "Alkohol nie dla dzieciaków". Wieszają je w sklepach. Mam na nich taką bokserską postawę i straszę. Dzieci i sprzedających im alkohol. A w niedzielę byłam na Dniu Kotana. Dziś padło na Pacynę.
- Ma pan rację. Na pewno może to trening zastąpić. Ale i tak jeszcze pojawię się na sali. Staram się tak plan zajęć układać, by w taki dzień jak dzisiaj nic mnie nie ominęło. To znaczy, jak jestem tak jak teraz w Pacynie, to wieczorem w Warszawie mam dużą jednostkę treningową. A normalnie do walki trenuję dwa razy dziennie przez sześć dni w tygodniu.
- Ciężko? Dlaczego?
- Dziękuję. Ale tak źle nie będzie.
- Akurat Marcin Grzywacz na własną prośbę chciał spróbować, jak to jest. A jeżeli ktoś nie boksuje i zakłada rękawice, to naprawdę nie ma łatwo. Wystarczy go... postraszyć. Nie ma wtedy gardy, jest odsłonięty jak na patelni. Nic tylko dokładnie trafić. Myślę, że było to dla niego ciekawe doświadczenie.
- Kiedy trzeba tak. Ale ja w ogóle jestem bardzo energetyczną osobą. Spokojna jestem właściwie dopiero po treningu. Bo sport uspokaja.