Gwardia nie poskarży się w PLS

Działacze Gwardii Wrocław i trener Maciej Jarosz nie będą domagać się zawieszenia Jakuba Markiewicza za sobotni incydent podczas turnieju w Miliczu. - Dla nas nie ma już sprawy Jarosz - Markiewicz - przyznaje Władysław Pałaszewski, wieloletni działacz Gwardii

Przypomnijmy. W sobotę, w internacie w Miliczu, gdzie zakwaterowano ekipy startujące w turnieju siatkarskim, doszło do ostrej scysji pomiędzy trenerem Gwardii Maciejem Jaroszem i siatkarzem NKS-u Nysa Jakubem Markiewiczem. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że Markiewicz, który nie przepada za Jaroszem (był jego trenerem w minionym sezonie we Wrocławiu), pchnął go, jednocześnie wyrzucając z pokoju, gdzie mieli nocować siatkarze z Nysy. Później siatkarz przyznał jednak, że to Jarosz go sprowokował.

Na miejsce zdarzenia przyjechała nawet policja, a Markiewicz poddany został badaniom na obecność alkoholu we krwi (ponoć miał jeden promil). Po tym incydencie NKS Nysa został zdyskwalifikowany z turnieju, a Markiewiczowi groziła kara zawieszenia w rozgrywkach PLS. Wczoraj okazało się jednak, że Gwardia nie zamierza "robić" zawodnikowi problemów. - Dostaliśmy dwa pisma z przeprosinami za cały incydent, jedno od Markiewicza, a drugie z nyskiego klubu. To nam wystarczy. Nie będziemy kierować żadnych wniosków o ukaranie Markiewicza - mówi wieloletni działacz Gwardii Władysław Pałaszewski.

Gwardia ma też inne powody. - Zdajemy sobie sprawę, że Nysa to ciężki teren do gry, a w tym sezonie czekają nas tam mecze - przyznaje Pałaszewski. - Nie ma więc sensu zaogniać stosunków z tym klubem. Powtarzam, dla nas nie ma już sprawy Jarosz - Markiewicz.

O całej sprawie nie wiele miał do powiedzenia wczoraj Cezary Matusiak, główny komisarz ligi. - Nic na temat wydarzeń w Miliczu nie wiem. Żadne pismo w tej sprawie ani z Nysy, ani z Wrocławia nie wpłynęło do PLS. Dlatego trudno mi się ustosunkować do sprawy, której nie znam - zakończył.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.