Paweł Orpik: Rywalizując z Marcinem Kośmickim, nie przebieraliście dziś w środkach.
Artur Bugaj: To jest piłka nożna, gdzie dochodzi niekiedy do bardzo twardej, męskiej wymiany zdań lub wręcz ciosów. Druga liga cechuje się właśnie tym, że jest bardzo twarda. Należy sobie z tym dawać radę. Jak ktoś się boi, nie ma czego tutaj szukać.
Kiedy w 64. min doszło do zwarcia z Kośmickim, wiedział Pan, że ma on już żółtą kartkę na koncie.
- Dokładnie tak i wiedziałem, że mogę go łatwo sprowokować.
Czyli to było zamierzone zagranie?
- Nie do końca zamierzone. Po prostu wiedziałem, że jeżeli odpowie na moją reakcję, to dostaniemy obaj po żółtej kartce, co się zresztą stało.
Ciężko było wygrać w Białymstoku?
- Ciężko było tylko w samej końcówce. Niestety, sami sobie sprawiliśmy taki los. Mogliśmy zdobyć gola na 3:0, co ostatecznie uspokoiłoby sytuację. Odniosłem wrażenie, że każdy z nas chce w tym momencie strzelać bramki. I mieliśmy w końcówce ogromną nerwówkę.
Dałeś się sprowokować Bugajowi.
Marcin Kośmicki: Ja tak nie uważam. Piłka nożna to męska gra. Razem się przepychaliśmy, ale faulu żadnego nie było ani ze strony Artura, ani z mojej. Złapaliśmy się jak mężczyźni, ale nikt nie miał zamiaru zrobić sobie krzywdy.
Długo zamierzaliście trwać w tym uścisku? Sędzia powinien zostawić was samym sobie?
- Znam się dobrze z Arturem i nic nie mogło się stać. Może gdyby był to inny zawodnik, wyglądałoby to inaczej.