Piłka nożna: o najsłynniejszym wypięciu w historii polskiego futbolu

Od tamtych wydarzeń minęło prawie pół wieku, ale kibice wspominają je do dziś. Kazimierz Trampisz, świetny napastnik bytomskiej Polonii, kojarzy się im nie tyle ze wspaniałymi akcjami i efektownymi golami, a z opuszczeniem spodni i wypięciem się w stronę widowni.

Przed rozpoczęciem sezonu pisaliśmy o kuriozalnych przypadkach w historii polskiej ligi. Wspomnieliśmy także o incydencie z udziałem Trampisza. W opracowaniach dotyczących historii polskiego futbolu można znaleźć informację o tym, jak Trampisz, podczas meczu z Wisłą w Krakowie w 1957 roku, niezadowolony z docinków kibiców opuścił spodenki i wypiął się w stronę publiczności. Okazuje się, że sprawa nadal budzi wiele emocji. Do dziś krąży kilka wersji tamtych wydarzeń.

red

List

Awantury w Łodzi

Ponieważ na mecze ŁKS chodziłem od 1954 roku, koniecznie muszę coś sprostować. Przeczytałem w "Gazecie Wyborczej", że Kazimierz Trampisz obnażył się w Krakowie. W 1957 roku ja, 12-letni chłopak, byłem z moją Mamą (tak, tak, "kibole", to nie pomyłka!) na meczu w Łodzi: ŁKS - Polonia Bytom. Mój zespół przegrywał 1:2 i rzeczywiście, gwizdano na napastnika gości. Ten wypiął się na trybuny i zaczęło się. Mimo że sędzia, późniejszy naczelny "Przeglądu Sportowego" Grzegorz Aleksandrowicz, wyrzucił Trampisza z boiska, pseudokibicom to nie wystarczyło. Kilkaset osób wbiegło na boisko. Wydarzenie to pokazywała też Polska Kronika Filmowa! Doskonale pamiętam przeskakujących przez metalową siatkę młodych ludzi i pędzących na środek boiska. Wtedy piłkarze ŁKS wzięli w środek "bohatera" i odprowadzili do szatni. Dodam jeszcze, że stadion zastał zamknięty i łodzianie resztę meczów rozgrywali jako gospodarze w... Szczecinie. To wydarzenie, wyjątkowe w polskim sporcie, było komentowane jeszcze przez wiele lat. Dziennikarze (nie tylko sportowi) nazwali to "gimnastyką ze spodenkami inżyniera Trampisza" (...).

"stary" kibic ŁKS

imię i nazwisko do wiadomości redakcji

tytuł od redakcji

Dla Gazety

Kazimierz Trampisz

piłkarz Polonii Bytom 1945-1962

Ja ciągle słyszę, że podczas ligowego meczu zdjąłem spodenki i wypiąłem goły tyłek w stronę kibiców. Powiem krótko: to nieprawda. Mam prawie 75 lat i dziś już tak bardzo mi nie zależy prostowaniu tej sprawy. Skąd ludzie to wszystko wiedzą? Przecież telewizja meczów wtedy nie pokazywała...

Ale niech będzie, opowiem jak to było. W 1955 roku Polonia grała w Łodzi. Na trybunach było chyba ze 30 tys. widzów. Przy stanie 1:1 sędzia Grzegorz Aleksandrowicz podyktował dla nas rzut wolny pośredni. Zawołałem Cichonia, który miał bardzo silny strzał, żeby z nim rozegrać ten wolny. Piłkarze z Łodzi za każdym razem za wcześnie wybiegali w kierunki piłki, a ja wtedy wołałem do sędziego, że oni źle robią. Kiedy sytuacja powtórzyła się chyba czwarty raz, sędzia mówi mi: "Kaziu, strzelaj ty wreszcie". Ja na to: "dbam o przepisy". Wreszcie podałem do Cichonia i ten strzelił do bramki. Przyznaję, że rozgrzałem publiczność, bo co podnosiłem nogę, to oni wybiegali z muru, a ja to zaraz reklamowałem u sędziego.

Biegniemy po golu na środek boiska, cieszymy się, a tu widzę, że z trybun biegnie ku nam tłum kilkuset kibiców. Jakby mnie złapali, toby mnie chyba rozerwali. Zaczęliśmy uciekać w stronę tunelu, który prowadził do szatni. Zagrodzili mi drogę milicjanci, którzy też wykrzykiwali pogróżki pod moim adresem. Wyrwałem im się, ale na bieżnię pod trybuną też leciały na nas kamienie. Skuliłem się wtedy, przykucnąłem, a ludzie widocznie uznali, że się na nich wypiąłem. W końcu udało się dotrzeć do szatni. Najbardziej ucierpieli trener Koncewicz, Ciupa, który był nieprzytomny, oraz sędzia. Przyszli do nas działacze ŁKS i chcieli, żebyśmy dokończyli mecz, ale to było niemożliwe. Koncewicz wołał tylko, że jest nam potrzebny lekarz. Milicja na koniach odganiała tymczasem ludzi, którzy zebrali się wokół naszej szatni. Przyjechało też wojsko, a nas wpakowali do samochodów - więźniarek i zawieźli do Komendy Wojewódzkiej MO. Kibice z Łodzi czekali na nas na dworcu kolejowym, więc milicja zawiozła nas do Koluszek, gdzie zdążyliśmy na pociąg z Warszawy do Katowic. Ludzie nas w tych Koluszkach częstowali papierosami, bo myśleli, że przyjechał transport więźniów. Prezesem ŁKS był Zadke, jednocześnie wiceprezes PZPN. Pojechał do Warszawy i powiedział, że te awantury to była reakcja na prowokacje Trampisza. Że to wszystko moja wina, że niby zdjąłem spodenki, wypiąłem się na kibiców. My wtedy mieliśmy spodenki na sznurki, bez gumki, jak ja bym w tym całym zamieszaniu zdążył ściągnąć gacie? Polonia nie miała wpływowych działaczy i PZPN nawet nie dał mi szansy obrony, tylko zdyskwalifikował na sześć miesięcy. Potem reprezentacja pojechała na mecz na Zachód. Jak wcześniej graliśmy z CSRS, to za premię mogłem sobie kupić okulary słoneczne i paczkę papierosów. Z wyjazdu, który z powodu kary mnie ominął, koledzy przywieźli po 36 zegarków każdy. Tego też mi było szkoda.

not. pzaw

Od redakcji

Nasz Czytelnik, wspominając pamiętny mecz w Łodzi, pomylił się o dwa lata. Chodzi mu o mecz 9 października 1955 roku, kiedy Polonia grała w Łodzi z tamtejszym ŁKS (wtedy Włókniarzem). Gospodarze walczyli o mistrzostwo Polski, bytomianie plasowali się pod koniec tabeli. Mecz mieli prowadzić sędziowie z Olsztyna, ale w ostatniej chwili dokonano zmiany na Grzegorza Aleksandrowicza z Warszawy, najbardziej znanego wtedy w Polsce arbitra. W 58. min był remis 1:1. Co było dalej, opisywał "Sport": "Bramkarz Szczurzyński, atakowany w prawidłowy sposób przez Trampisza, zapomniał wyrzucić piłkę w pole, przetrzymując ją dłuższą chwilę w rękach. Zawodnik Włókniarza Baran odpycha nieprawidłowo Trampisza rękoma i w tej chwili rozlega się gwizdek sędziego".

Aleksandrowicz tłumaczył się potem: "Pospieszyłem się. Zagwizdałem przewinienie Szczurzyńskiego, a powinienem podyktować rzut karny, bo sekundy później Baran założył Trampiszowi formalny "krawat" i rzucił go o ziemię".

Wykonywanie rzutu wolnego trwało prawie minutę. Trampisz co chwila protestował, że łodzianie albo stoją za blisko piłki, albo zbyt szybko wybiegają z muru.

"Sport": "Wreszcie Trampisz czyni gest, jakby chciał się odwrócić od piłki, ale chytrze potrąca ją zewnętrzną stroną stopy, otrzymuje ją Cichoń i już po chwili piłka krąży po wewnętrznej stronie siatki bramki Włókniarza".

Zaraz potem rozpoczęły się awantury. "Sport": "Na stadion wdarło się kilkuset rozwydrzonych wyrostków i spora grupa starych kibiców. Sędziemu zdołano zorganizować ochronę przed tym dzikim samosądem, ale kilku polonistów zostało poważnie poturbowanych".

Posiedzenie komisji sportowej sekcji piłki nożnej Głównego Komitetu Kultury Fizycznej trwało pięć godzin. Trampisz został ukarany sześcioma miesiącami dyskwalifikacji za wysoce niesportowe zachowanie, a Baran dwoma tygodniami za brutalną grę. Boisko Włókniarza zostało zamknięte. Kierownictwo klubu otrzymało surową naganę za niedociągnięcia w organizowaniu imprezy. Wynik zweryfikowano jako walkower 3:0 dla Polonii. Na mecie sezonu ŁKS spadł z pierwszego na ósme miejsce w tabeli, natomiast Polonia została zdegradowana do II ligi.

Drugi mecz, który nas interesuje - Wisły Kraków z Polonią - odbył się 14 września 1957 roku. Doszło podczas niego do kolejnego incydentu z udziałem Trampisza. Kilka minut przed zakończeniem gry (przy stanie 1:0 dla Wisły) sędzia Janusz Marcinkowski z Łodzi "nakazał kapitanowi Polonii Trampiszowi opuścić boisko za krytykę jego orzeczeń w formie gestykulacji".

Trampisz tłumaczył się na łamach "Sportu": "Mecz łódzki (...) zrobił mi fatalną opinię i teraz przy byle okazji ponoszę tego konsekwencje. Interweniowałem u pana Marcinkowskiego, że obrońcy Wisły stoją na piłce i przetrzymują ją bez gry. Ponieważ sędzia nie reagował, usiadłem ostentacyjnie na ziemi. Powiedziałem przy tym dwa zdania: Jeśli tamci mogą stać, to my możemy spokojnie siedzieć. Mecz na tym nie ucierpi".

Marcinkowski o Trampiszu: "Jest to par excellence kulturalny człowiek, ale także trochę postrzelony. Miałem głębokie przekonanie, że Trampisz zachowuje się po prostu jak żak, jak student szukający okazji do figlów. Nie można jednak pozwolić, aby wystawiał on na próbę poczucia humoru całej widowni".

Nieco inaczej widział te wydarzenia wspomniany już Grzegorz Aleksandrowicz: "Po meczu Wisła - Polonia w Krakowie, zakończonym wygraną gospodarzy, publiczność poażegnała gwizdami schodzących z boiska piłkarzy bytomskich, zwłaszcza wspomnianego napastnika, który zdenerwowany niepowodzeniem swej drużyny kilkakrotnie demonstrował swoje niezadowolenie po decyzji sędziego z powodu rzekomej krzywdy własnej. Reakcja widowni nie uspokoiła jego nerwów, przeciwnie, schodząc z boiska, zrobił w kierunku trybun gest, który doprowadził zbulwersowaną widownię do białej gorączki. Porządkowi z dużym trudem stworzyli w miarę bezpieczne warunki dotarcia drużyny gości do szatni. Sędzia opisał w swoim sprawozdaniu całe zajście, ze wszystkimi szczegółami, nie pomijając wspomnianego gestu, który tak wzburzył widownię i rzeczywiście daleko wykraczał poza pojęcie niesportowego zachowania zawodnika. (...) Ówczesny przewodniczący PZPN zorientował się, jak poważny zrobił błąd, nie podając w uzasadnieniu wyroku prawdziwego powodu tak wysokiego wymiaru kary, a mianowicie tego, że zawodnik obsunął spodenki i zgiął się w pół" (Grzegorz Aleksandrowicz "Moja przygoda z piłką i gwizdkiem",Warszawa, 1984).

Co ciekawe, w żadnej dostępnej nie znaleźliśmy fragmentu, gdzie wprost było napisane, że chodzi o ściągnięcie spodenek i wypięcie się.

Faktem jest, że Wydział Gier i Dyscypliny nałożył na Trampisza karę trzyletniej dyskwalifikacji na niesportowe zachowanie. "Sport" w liście otwartym do prezesa PZPN Stefana Glinki nazwał tę karę "tragicznym nieporozumieniem". "Wszyscy, którzy widzieli tego świetnego piłkarza w akcji, (...) wiedzą dobrze, iż jest to najbardziej dżentelmeński piłkarz, mający tylko jedną wadę: przekorę. Dla przekory zdolny on jest do popełnienia niewiarygodnego "kawału", aby tylko udowodnić, że sędzia nie miał racji" - pisał dziennikarz.

Przeciwko karze dla Trampisza protestowali kibice ze Śląska, a także m.in. kierownicy bytomskich szkół oraz Centralny Zarząd Przemysłu Wyrobów Metalowych w Bytomiu. Na znak protestu z funkcji prezesa Polonii zrezygnował Stanisław Belikanowicz.

W lutym 1958 roku Walne Zgromadzenie PZPN darowało Trampiszowi resztę kary "biorąc pod uwagę jego skruchę i wyraźną chęć przeproszenia publiczności krakowskiej". Ta decyzja spowodowała z kolei ostry protest prasy warszawskiej, m.in. "Trybuny Ludu", "Sztandaru Młodych" i "Życia Warszawy". W pierwszym meczu nowego sezonu ułaskawiony Trampisz wystąpił w meczu z Lechią Gdańsk. Bytomianie zwyciężyli 6:0, a on strzelił dwa gole, choć był nieustannie faulowany i prowokowany przez rywali. Na mecz drugiej kolejki z Wisłą w Krakowie Trampisz nie pojechał. Zrezygnował, o czym wspomina "Sport" w notatce z 19 marca 1958 roku. Bez niego Polonia rozgromiła gospodarzy 4:1.

Kazimierz Trampisz, ur. w 1929 roku, legenda bytomskiej Polonii. Pochodzi ze Stanisławowa. W pierwszej drużynie Polonii grał od początku powojennych rozgrywek do 1962 roku. Zdobył dla niej 84 bramki i dwukrotnie był w jej barwach mistrzem Polski (1954, 62). W reprezentacji kraju 11 występów i cztery gole. Uczestnik Igrzysk Olimpijskich w 1952 roku. Potem trener m.in.: Polonii, Stali Rzeszów, GKS Katowice, Zagłębia Sosnowiec.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.