Libor Pala wrócił do Poznania

Czeski trener przyjechał na Bułgarską i rozmawiał z dziennikarzami

Czeski trener pojawił się wczoraj na Bułgarskiej, by rozwiązać swą umowę z Lechem Poznań. Podzielił się z dziennikarzami refelksjami na temat swego odejścia.

Libir Pala: Teraz jestem już spokojniejszy, ale w sobotę byłem bardzo zdenerwowany. Po meczu, na konferencji prasowej chciałem zachować kamienną twarz, by pokazać, że się nie przejmuję. To jednak nieprawda, przejmowałem się. Każdy ma swoje nerwy. Potem pojechałem do Czech i nie pamiętam drogi. Nie pamiętam nawet, że kupowałem po drodze olej, a przecież mam rachunek.

W Lechu nikt nie chciał spojrzeć mi prosto w oczy. Cóż, dla mnie ważne jest, że tu pracowałem. W takim klubie. Teraz muszę wszystko przemyśleć i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Mądry trener nawet z najbardziej przykrej sytuacji wyciągnie coś pożytecznego dla siebie.

Zachowanie kibiców? Dzieki tym chusteczkom poczułem się jak Van Gaal w FC Barcelonie. Chociaż tym mu dorównałem (śmiech). W Czechach na mecze przychodzi po 300 osób. Tutaj - tysiące. Inna atmosfera, inny temperament. Może gdybym został w sobotę pobity, polscy kibice by się opamiętali. Takiej agresji nie ma bowiem nawet we Włoszech czy Grecji. Może gdybym dostał w skórę, nie pobitoby piłkarzy GKS Katowice? Nie wiem. Mam nadzieję, że z całej sytuacji także poznaniacy wyciągną dobre wnioski dla siebie.

Nie odechciało mi się Polski. Nie po to uczyłem się języka polskiego, by teraz mówić po czesku. W Lechu spotkałem ambitnych działaczy. Życzę im spokoju i by dopięli swego.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.