Arkadiusz Olejniczak: Wchodziłem na parkiet chyba w każdym spotkaniu. Najważniejsze, że grałem od drugiego seta w półfinale z Bułgarami. Przegrywaliśmy 1:0 w setach i 16:10 w drugim. Wszedłem ja, Wlazły, Woicki i wygraliśmy tę partię, i cały mecz. To był ważny moment. Dawał przepustkę do walki o mistrzostwo świata. Przekonał nas o sile naszego zespołu.
- Jeszcze parę spraw muszę z klubem ustalić i zobaczymy.
- Mam, ale pojawiły się też inne oferty.
- Całego zagrożenia, jakie tam jest, nie odczuwaliśmy. Z drugiej strony byliśmy pod mocną ochroną, nie wychodziliśmy z hotelu. Dowożono nas tylko na mecze. Nic nie zwiedziliśmy.
- Był akurat w Iranie minister obrony narodowej i odwiedził nas ze swoją świtą. Świętowania nie było, ostrzeżono nas, że tu nawet szampan traktowany jest jak alkohol, dla nich spożywanie alkoholu to jak u nas narkotyki. Zabroniono nam też chodzenia w krótkich spodenkach. Mimo że był upał, wkładaliśmy spodnie. W poniedziałek rano mieliśmy wylot. Niestety, 10 godz. spędziliśmy na lotnisku w Dubaju, a kilka kolejnych - w Zurychu. W sumie spędziliśmy w podróży dobę.
- I to był nasz ogromny atut. Graliśmy już wiele ważnych spotkań, oczywiście jak na tak młodych siatkarzy, i w decydujących momentach wygrywaliśmy doświadczeniem. Świetnie funkcjonował nasz blok i obrona. Największym atutem zespołu był fakt, że grała cała 12. Nawet jak wchodzili rezerwowi, to po to, by poprawić grę. Plusem był fakt, że przed turniejem dwa tygodnie spędziliśmy w Egipcie. Tam panował zbliżony klimat do tego w Iranie, dobrze przeszliśmy aklimatyzację. A drugi trener, Włodzimierz Madej, rozpracował wszystkich naszych rywali. To wszystko złożyło się na sukces w postaci złotego medalu.