Wrocławscy żużlowcy mają wyjątkowego pecha do spotkań w Bydgoszczy. W ostatniej dekadzie wygrali tam zaledwie raz, i to raczej przypadkowo. W 1999 roku pokonali Polonię na jej torze w półfinale mistrzostw Polski 53:36 przede wszystkim dlatego, że w barwach gospodarzy nie mogli wystartować ciężko kontuzjowani Tomasz Gollob oraz Piotr Protasiewicz. W pozostałych meczach, obojętnie, jak toczyłby się mecz, zawsze kończył się porażką wrocławian. Nie inaczej było i tym razem.
W poprzednim spotkaniu w tym sezonie w Bydgoszczy wrocławianie rozpoczęli fatalnie, a jak już zaczęli świetnie jeździć, było za późno, bo z powodu opadów deszczu sędzia przerwał mecz. I skończyło się na minimalnej porażce 23:25. Tym razem początek meczu w wykonaniu Atlasu był lepszy, ale za to środek już naprawdę bardzo dobry. Trzy kolejne zwycięstwa, w tym jedno podwójne, sprawiły, że goście objęli sześciopunktowe prowadzenie, które utrzymywali bardzo długo. A na trybunach coraz częściej słychać było gwizdy kibiców pod adresem swoich żużlowców, a zwłaszcza Marka Lorama. Anglik po raz pierwszy pojawił się w Bydgoszczy po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją i niczym wielkim nie zachwycił.
Wrocławianie nie szaleli na dystansie, raczej pilnowali pozycji, które wypracowali sobie po niezłych startach. Znakomicie mecz rozpoczął Greg Hancock, ale dobrą jazdą zaskakiwali przede wszystkim Sławomir Drabik i Scott Nicholls. Pierwszy był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem wrocławian we wczorajszym meczu, drugi może nie zachwycał, ale i tak spisywał się o wiele lepiej niż w poprzednich spotkaniach (zawiódł natomiast w decydującym momencie). Do tego dwa razy wrocławianie stracili pewne wydawało się punkty: najpierw w drugim biegu Jędrzejak dał się wyprzedzić Krzyżaniakowi, obaj zawodnicy sczepili się motocyklami, a sędzia wykluczył "Ogóra"; w kolejnym Hampelowi zdefektował motocykl na ostatnim wirażu i tuż przed metą wyprzedził go Czechowski. I po raz kolejny niczego do dorobku drużyny nie wniósł Artur Bogińczuk. Jedyny punkt zdobył, gdy Krzyżaniakowi zdefektował motocykl, a w pozostałych startach przegrywał ze słabymi juniorami Polonii.
Bydgoszczanom niespodziewanie wynik trzymał Robacki, który nawet po słabszych startach potrafił wygrywać wyścigi. Decydująca okazała się też zmiana taktyczna z jego udziałem. W XII wyścigu wraz z Gollobem nie dał szans Nichollsowi. Po przedostatnim wyścigu, w którym gospodarze odzyskali prowadzenie, było już praktycznie wszystko jasne: Nicholls znów nie dał rady przynajmniej rozdzielić rywali i trudno było oczekiwać, że jeżdżący z biegu na bieg coraz lepiej Tomasz Gollob pozwoli wyprzedzić się na koniec któremuś z rywali. Wszelkie złudzenia rozwiał defekt jadącego na drugiej pozycji Hancocka.
Niewiele brakowało, aby w drugim wczorajszym meczu w górnej czwórce rozstrzygnęły się losy złotego medalu. Na dwa biegi przed końcem meczu Włókniarz prowadził w Toruniu 41:37, a jednak przegrał. W ostatnim wyścigu para Crump, Rickardsson pokonała bowiem podwójnie Holtę i Jonssona. Walka o złoto trwa.
Nie spodziewałem się takiego zakończenia spotkania. Nie mogę jednak powiedzieć, że jestem rozczarowany, to bowiem sport i porażki też się zdarzają. Mogliśmy jednak wygrać ten mecz. Decydujące okazały się dwa przedostatnie wyścigi. Raczej przewidywałem, że w ostatnim Tomek Gollob i tak się nie da nikomu wyprzedzić.