Dospel - Lukullus-Świt 0:0

Piłkarze Świtu z trzeciego wyjazdu w pierwszej lidze wywieźli drugi punkt. Po remisie z Widzewem i porażce z Wisłą w Krakowie w sobotę nie dali się pokonać Dospelowi, trzeciej drużynie ubiegłego sezonu. Remis zawdzięczają głównie postawie bramkarza Arkadiusza Malarza

- Jeśli nie ze Świtem, to z kim mamy wygrywać? - zastanawiali się przed meczem zawodnicy z Katowic. Przebieg meczu wydawał się tę teorię potwierdzać. Goście głównie skupili się na obronie, czasem wyprowadzając groźny kontratak.

W 16. min po rzucie wolnym wykonywanym przez Mariusza Muszalika Arkadiusz Malarz spisał się po raz pierwszy, efektownie wybijając piłkę. Bliski pokonania bramkarza gości był trzykrotnie w pierwszej połowie Stanisław Wróbel. Jednak najpierw przegrał pojedynek sam na sam, a chwilę później piłka przeszła bokiem ocierając się o zewnętrzną stronę słupka. W 29. min doskonałym podaniu Marcina Bojarskiego na piąty metr Wróbel znalazł się w idealnej sytuacji, jednak bramkarz Świtu cudem wybił piłkę na rzut rożny. Nowodworzanie w pierwszej części gry tylko raz zagrozili poważnie bramce katowiczan. Mariusz Zganiacz zacentrował przed pole bramkowe do Artura Wyczałkowskiego (już w 32. min zmienił kontuzjowanego Macieja Wojtasia), ale jego strzał obronił Jarosław Tkocz. W drugiej części obraz gry nieznacznie się zmienił - goście zaczęli częściej kontratakować. Ale szansę na gola mieli właściwie jedną, gdy groźnie z dystansu uderzył rozgrywający bardzo dobre spotkanie Zganiacz. Szczęścia próbował też Maxwell Kalu, ale to wszystko. Pozostałe okazje mieli miejscowi. Jednak na ich nieszczęście w bramce Świtu swój najlepszy mecz rozegrał 23-letni Malarz. - Dotychczasowe mecze może i były dobre, jak na przykład mój występ ze Stalą Stalowa Wola w II lidze, ale ten dzisiejszy był szczególny, bo pierwszoligowy - cieszył się bramkarz. W 53. min obronił strzał Adama Bały, a minutę później wyszedł zwycięsko z konfrontacji z Wróblem. W 78. min Malarz długo się nie podnosił, kiedy wybijając zmierzającą pod poprzeczkę piłkę, uderzył plecami w słupek. - Dzięki Bogu nie stało mi się nic poważnego, chociaż w pierwszej chwili mogło to groźnie wyglądać - opowiadał piłkarz.

Z wyniku był zadowolony prezes Świtu Wojciech Szymański, który obserwował mecz z loży honorowej. - Ten wynik jest dobry, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że tę drużynę zbudowaliśmy w dwa tygodnie - mówił Szymański.

Widzów: 2 tys.

Katowice: Tkocz - Sadzawicki (65. Fonfara), Kowalczyk, Adamczyk, Adżem - Bojarski (76. Leo), Widuch, Owczarek (46. Kęska), Bała - Muszalik, Wróbel.

Świt: Malarz - Karwan (58. Mierzejewski), Unierzyski, Malinowski, Bystroń - Orliński, Wiechowski (67. Gołębiewski), Zganiacz, Szeremet, Wojtaś (32. Wyczałkowski) - Kalu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.