Po konkursach nocnego skoku o tyczce

LEKKA ATLETYKA. Nocne skakanie o tyczce zamieniło się w wielką zabawę. Były tańce, meksykańska fala i owacje na stojąco dla polskich tyczkarzy. Tak bawiono się w Międzyzdrojach i Szczecinie

"Nic się nie stało, Adasiu nic się nie stało"- taką przyśpiewką międzyzdrojska publiczność żegnała mistrza Polski, Adama Kolasę, który spalił trzecią próbę na wysokości 5,75. Reprezentant Polski na mistrzostwa świata w Paryżu zajął drugie miejsce w niedzielnym mityngu im. Władysława Komara i Tadeusza Ślusarskiego z wynikiem 5,70. Z takim samym wynikiem zwyciężył Ukrainiec, Aleksander Korczmid, aktualny młodzieżowy mistrz Europy.

Nocny konkurs skoku o tyczce przerodził się w wielką zabawę. Kilka tysięcy osób zebranych na placu przed hotelem Amber Baltic rozgrzał Grzegorz Kułaga, który zagrzewał kibiców do dopingu m.in. podczas Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem.

Kiedy w konkursie pozostało już tylko dwóch zawodników: Kolasa i Korczmid, a tyczka powędrowała na wysokość 5,75, na trybunach pojawiła się meksykańska fala. Potem prowadzący zawody Piotr Dębowski zarządził konkurs tańca, w którym nieźle radziła sobie m.in. Monika Pyrek. Do zabawy przyłączyli się też pozostali zawodnicy na czele z największym showmanem Denisem Jurczenko, który okazał się urodzonym wodzirejem.

Równocześnie z konkursem tyczki trwał konkurs pchnięcia kulą, który tradycyjnie potraktowano z przymrużeniem oka. W ostatniej chwili z zabawy zrezygnowała medalistka mistrzostw świata w skoku o tyczce, Monika Pyrek: - W piątek okazało się, że nie będę rzucać, a przed konkursem zapadła decyzja, że jednak tak. Zrezygnowałam ze względu na garderobę. W spódnicy i klapeczkach chyba ciężko było by mi rzucać.

Wiesławowi Tupaczewskemu (Kabaret OTTO) tak spodobał się kask Amerykanina Tobiego Stivensona, który w konkursach skacze z nakryciem głowy, że sam postanowił wystąpić w podobnym. W zabawie bezkonkurencyjny okazał się największy specjalista wśród uczestników, rekordzista Polski i mistrz świata w tej dyscyplinie Edward Sarul. Drugie miejsce zajął Zdzisław Hoffman, mistrz świata w trójskoku z Helsinek 1983 roku, a trzeci był Władysław Kozakiewicz, mistrz olimpijski z Moskwy w skoku o tyczce.

Dwa dni wcześniej nocne tańce przy konkursie skoku o tyczce odbywały się w Szczecinie. Zawodnicy najpierw skakali na tle zabytkowych kamienic na pl. Zamenhofa. Na godzinę przed rozpoczęciem zawodów, organizatorzy zaczęli obawiać się o frekwencję. Nerwy okazały się zbyteczne, bo po chwili tłum wypełnił wszystkie miejsca. - Nie za bardzo znam się na tyczce, ale wygląda to bardzo atrakcyjnie - mówiła pani Kasia, którą ze znajomymi na plac zwabiła głośna muzyka i światła. - Za rok taki konkurs musi się koniecznie odbyć.

W szczecińskim konkursie którego organizatorem był MKL - Szczecin i Szczecińskie Centrum Renowacyjne, zwyciężył Stivenson z wynikiem 5,70. W nagrodę odebrał czek na 1500 euro plus 500 euro za pokonanie wysokości 5,65.

Niedzielny mityng w Międzyzdrojach zgromadził plejadę polskich sportowców. W piątą rocznicę śmierci Władysława Komara i Tadeusza Ślusarskiego nie zabrakło wspomnień o słynnych zawodnikach.

Jacek Wszoła, mistrz Olimpijski z Montrealu w skoku wzwyż:

Tadek Ślusarski zawsze chciał być doskonały, zarówno wytrzymałościowo jak i szybkościowo. Dlatego bardzo ciężko trenował, a to sprawiało, że zwiększało się ryzyko kontuzji. Tadeusz zawsze był bardzo zdziwiony, kiedy wstawał rano i nic go nie bolało. Obawiał się, że ból pojawi się w najmniej oczekiwanym momencie i on nie będzie umiał nad nim zapanować.

Bogusław Mamiński, wicemistrz świata z Helsinek na 3000 m z przeszkodami:

W pamięci utkwiły mi pierwsze kontakty z Władysławem Komarem. Kiedy ja zaczynałem karierę, on już kończył. Byliśmy na zgrupowaniu w Meksyku. Władek obchodził 39. urodziny. Razem z kolegami za nasze drobne kieszonkowe kupiliśmy mu wielki tort. Od tego czasu zostaliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi.

Copyright © Agora SA