Omonia Nikozja - Wisła 2:2 (1:1) i awans Wisły

Jeśli wiślacy w III rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów zagrają tak jak w środę z Omonią Nikozja, trudno im będzie pokonać Anderlecht Bruksela. Krakowianom mecz nie wyszedł i tylko Maciej Żurawski pokazał wielką klasę.

Już na 40 minut przed meczem, gdy rozgrzewali się piłkarze Wisły, dziesięciotysięczny tłum robił wrzawę. Gdy ucichł, na olbrzymim telebimie odtworzono fetowanie kibiców i piłkarzy po zdobyciu mistrzostwa Cypru. Z głośników wydostawał się jazgot jak podczas spotkania na stadionie wypełnionym po brzegi. Nasi piłkarze już wtedy mogli wczuć się w atmosferę meczu.

Zaczęło się dobrze. "Żuraw" dostał piłkę od Brasilii tuż za linią środka boiska, błyskawicznie przyspieszył, zgubił dwóch Cypryjczyków i strzałem z 20 m w lewy róg nie dał szans obrony Nicolaosowi Michopoulosowi. Ucichła nawet najgłośniejsza trybuna "Thira 9".

Strata gola (Rainer Rauffmann w 15. min) nie podcięła skrzydeł wiślakom. Tyle że niemiłosiernie partaczyli. Gdyby Brasilia, Daniel Dubicki czy Marcin Baszczyński wykorzystali stuprocentowe sytuacje, już w 22. min krakowianie mogli prowadzić 4:1. Zrobiło się źle, gdy w 24. min za drugą żółtą kartkę opuścił boisko Maciej Stolarczyk. Mecz stawał się coraz bardziej nerwowy, sędzia nie szczędził kartek wiślakom i Omonia zaczęła przeważać. W trakcie zejścia na przerwę w stadionowym tunelu doszło do małej przepychanki. Henryk Kasperczak próbował wyjaśnić sędziemu, że popełnił kilka błędów. Sędzia zwrócił się do organizatorów o pomoc i szybko dwóch tęgich panów odciągnęła trenera wiślaków.

Druga połowa zaczęła się pięknego strzału z wolnego długi róg Eliasa Charalambousa po faulu Dubickiego na 20. metrze. Stadion zaczął drżeć od śpiewów i rytmicznego klaskania. Wszyscy wiedzieli, że po kolejnych dwóch bramkach skazywana na pożarcie po pogromie w Krakowie Omonia wyeliminuje najlepszy polski zespół. Wisła czekała schowana z tyłu. Jej kontry nie były tak efektowne i skuteczne jak w zeszłym sezonie. Chyba każdy z kibiców "Białej Gwiazdy", widząc szamoczących się bez wsparcia Szymkowiaka z Żurawskim, zatęsknił za Kamilem Kosowskim i buntownikiem Kalu Uche. Damian Gorawski nie zdziałał nic pożytecznego. Brasilia w II połowie praktycznie przestał grać. Udanymi zagraniami w destrukcji popisywali się Paweł Strąk i Łukasz Nawotczyński.

Ostatnie pół godziny to chaotyczna gra z obu stron. Omonia nie miała pomysłu na sforsowanie głęboko cofniętych krakowian. Kwestię awansu rozstrzygnął Żurawski. Położył asa defensywy Omonii Gabora Korolovszky'ego i kopnął z prawej nogi w długi róg. Cypryjskie trybuny zamilkły.

Mówi Maciej Żurawski

Wykorzystać szybkość

Michał Białoński: Rajd i gol na 1:0 to chyba jedna z najlepszych pańskich akcji w karierze?

Maciej Żurawski: Bez przesady. Tak akurat wyszło, bramki strzela się z różnych pozycji. Akurat przyszło mi do głowy, że skoro mam dużo miejsca, to spróbuję przyspieszyć, wyciągnąłem bramkarza na środek i kopnąłem w lewy róg. Wpadło, bo bardzo dobrze uderzyłem. Wykorzystałem swoją szybkość i wiarę w siebie.

Po obejrzeniu powtórki z tej akcji w Eurosporcie każdy menedżer zanotuje pewnie pańskie nazwisko.

- Każdy występ w europejskich pucharach to olbrzymia promocja dla zawodnika. Ale ja nie myślę tymi kategoriami, wychodząc na boisko. Przede wszystkim gram dla dobra drużyny. Dzisiaj naszym celem nadrzędnym było wyeliminowanie Omonii.

Przy wyprowadzaniu kontr nie brakowało Panu Kamila Kosowskiego? Skrzydła Wisły nie były w tym meczu takie groźne.

- Może dlatego, że właściwie cały zespół musiał angażować się w grę obronną. Przecież graliśmy w osłabieniu po trochę zbyt pochopnej decyzji sędziego o wyrzuceniu z boiska Maćka Stolarczyka. Musieliśmy się sporo napracować, przesuwając strefę w lewo, w prawo i jeszcze wyprowadzając kontry. Kto tracił najwięcej sił z tyłu, nie zabierał się z kontrami. Do przodu biegło nas dwóch, trzech.

Nie zatykało Pana gorąco w drugiej połowie?

- Nie. Spodziewałem się, że będzie dużo gorzej. Generalnie to my rozdawaliśmy karty, bo mieliśmy trzybramkową zaliczkę po pierwszym meczu. Natomiast Omonia musiała prowadzić grę, więc może dlatego zespół gospodarzy opadł z sił.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.