Plany Karola Jabłońskiego

Nie noszę zegarka i nie chcę nawet wiedzieć, która jest teraz godzina - mówi Karol Jabłoński, zajęty synem Kacprem i budowaniem odrzutowych pojazdów z klocków lego

- Chłopak nie widział mnie przez kilkanaście dni i na krok mnie nie odstępuje - wyjaśnia mi, zaś Kacprowi, synowi, tłumaczy, że wujek Marek już zaraz idzie do domu.

Zanim Karola i Kacpra pochłonęło budowanie z klocków, zdążyliśmy pomówić o regatach w Szwecji i planach startowych pierwszego sternika świata na liście ISAF.

Lista sław

W miniony weekend Karol startował w Swedish Cup, największych i najbardziej prestiżowych regatach match racingowych, które z udziałem światowej śmietanki sterników rozgrywane były w Marstrand w Szwecji - już zresztą po raz dziesiąty. Impreza była jednocześnie finałem profesjonalnego Swedish Match Tour - cyklu dziewięciu imprez, za których wygranie najlepszy zgarnia 60 tys. dolarów nagrody. Zmaganiom sterników w Marstrand towarzyszą zawsze tłumy widzów, a regaty relacjonuje telewizja. Kamery ustawione są w porcie i na skałach wokół akwenu, a także na jachtach, by widzowie widzieli wszystko, co się dzieje podczas wyścigów.

- Kiedy popatrzyłam na listę startową, zamurowało mnie - mówi Iza Jabłońska, która towarzyszyła mężowi podczas regat w Szwecji.

- Były na niej wszystkie wielkie nazwiska. Wtedy pomyślałam sobie, że pewnie po dwóch dniach regat będziemy wracali do domu. Ale okazało się, że musieliśmy zostać do ostatniego dnia zawodów, bo Karol dotarł do finału!

- Spokojnie, to tylko nazwiska, ale rzeczywiście organizatorzy starannie dobrali sterników, wysyłając zaproszenia wyłącznie do najlepszych z listy ISAF lub żeglarzy bardzo znanych, choć nie plasujących się na czołowych miejscach w rankingu sterników - dodaje Karol. - Tak było w przypadku Petera Gilmoura z Australii, który jest wyśmienitym żeglarzem, ale ze względu na przygotowania do startu w Pucharze Ameryki miał trzyletnią przerwę w regatach meczowych.

Przebojem do finału

W Marstrand 16 sterników podzielono na dwie grupy.W wyścigu o awans do czołowej ósemki Karol pokonał Petera Holmberga, ubiegłorocznego triumfatora Swedish Match Tour. Następnie walczył z Johnem Berndtssonem, Szwedem sklasyfikowanym na 11. miejscu rankingu sterników ISAF i dzięki zwycięstwu 3:2, awansował do ćwierćfinału. W ćwierćfinale Jabłoński pokonał Mattiasa Rachma 2:1, zaś w półfinale 2:0 duński team dowodzony przez doświadczonego Jespera Banka, uczestnika ostatniej edycji Pucharu Ameryki.

Do finału Jabłoński z załogą (Grzegorz Baranowski, Jacek Wysocki, Piotr Przybylski i Dominik Życki) dotarł więc przebojem. W walce o pierwsze miejsce regat Jabłoński Sailling Team musiał stawić czoła Chrisowi Law. Anglik miał w załodze nie byle kogo, bo czterech Szwedów z syndyku Victory Chalenge z Pucharu Ameryki. A ci, dodajmy, znali doskonale 11-metrowe jachty DS37, na których odbywały się regaty Swedish Cup.

Ach ten Anglik

- Żeglowaliśmy na ciasnym w sumie akwenie, bo otoczonym wysokimi skałami i przy zmiennych wiatrach - mówi Jabłoński. - I co najgorsze, nie dało się czytać wiatru, patrząc na marszczącą się taflę wody, jak jest w przypadku żeglowania po jeziorze. Wiatr pojawiał się zza skał i trzeba było zgadywać, kiedy, z której strony i z jaką siłą zawieje. To była swoista rosyjska ruletka.

Dwa wyścigi wygrał Law, więc tysiące widzów obserwujących finał ze skał już myślało, że finał będzie krótki. Obejrzało jednak dwa kolejne zwycięstwa Jabłońskiego, który doprowadził do remisu 2:2.

- I ten ostatni pojedynek, niczym złota bramka w piłce nożnej, miał zdecydować o zwycięstwie - mówi Karol Jabłoński. - Przyznaję, że straciliśmy kontrolę na Chrisem, a było to około półtorej minuty przed rozpoczęciem wyścigu. Wystartowaliśmy z opóźnieniem, mając stratę dystansu do Anglika. Doganialiśmy rywali czyhając na ich błąd. Ale oni wyprzedzić się już nie dali, bo Law żeglował wyśmienicie. Był w wybornej dyspozycji i wygrał zasłużenie całe regaty, ulegając w nich jedynie dwa razy. I to właśnie nam, w finale.

Logo na żaglu

Po kilku dniach wypoczynku Karol ponownie wyrusza na regaty. 19 lipca będzie na Uralu, a tam w Jekaterynburgu weźmie udział w match racingowych mistrzostwach Europy. 13 sierpnia z kolei czeka go start w Danish Open, gdzie zainaugurowana zostanie pierwsza z dziewięciu imprez nowej edycji Swedish Match Tour. Zaraz po regatach w Danii, bo 23 sierpnia, odbędą się na jeziorze Garda we Włoszech meczowe mistrzostwa świata. I tam Karol będzie bronił tytułu najlepszego, który wywalczył przed rokiem w Szwecji.

- Cykl regat Swedish Match Tour sponsoruje znana w świecie firma produkująca zapałki - mówi Karol Jabłoński. - W jej nowej edycji będziemy startowali na jachtach Match 40, które zostały zaprojektowane i wykonane właśnie na potrzeby tych regat, a zaprezentowane zostały podczas regat w Marstrand. Wyglądają pięknie i do złudzenia przypominają jachty z regat Pucharu Ameryki. Są tylko od nich znacznie mniejsze. Każdy ze sterników będzie mógł wyczarterować ten jacht na sezon - za jakieś 100 tys. dolarów, a armator dostarczy go na każdą z dziewięciu imprez Swedish Match Tour. Warto mieć taki jacht do dyspozycji choćby dlatego, żeby na nim trenować, myśląc o przygotowaniach do udziału w Pucharze Ameryki, ale również i po to, by eksponować na żaglach logo sponsora. Regaty Swedish Match Tour zawsze relacjonują stacje telewizyjne. Firmy, które zechcą wesprzeć nasz team finansowo, zyskają więc znakomitą reklamę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.