Henryk Skrzypek z Bielska-Białej jest najstarszym łucznikiem w Polsce

- Postrzelałbym sobie z innymi dziadkami, ale w Polsce takich nie ma. Następny po mnie, równie doświadczony zawodnik, ma może z 50 lat. W naszym kraju nie ma kategorii oldbojów, więc muszę się szarpać z młodymi - mówi 67-letni Henryk Skrzypek z Bielska-Białej, najstarszy łucznik w Polsce.

Henryk Skrzypek z Bielska-Białej jest najstarszym łucznikiem w Polsce

- Postrzelałbym sobie z innymi dziadkami, ale w Polsce takich nie ma. Następny po mnie, równie doświadczony zawodnik, ma może z 50 lat. W naszym kraju nie ma kategorii oldbojów, więc muszę się szarpać z młodymi - mówi 67-letni Henryk Skrzypek z Bielska-Białej, najstarszy łucznik w Polsce.

Pan Henryk nie wygląda na dziadka, który wolny czas spędza w bujanym fotelu, przeglądając rodzinne albumy. Silny uścisk dłoni nie pozostawia wątpliwości: mamy do czynienia z człowiekiem zdecydowanym. Prosta sylwetka i szerokie bary to pozostałość z czasów, gdy Skrzypek trenował kajakarstwo.

W 1957 r., jako zawodnik Czarnych Szczecin, wziął udział w mistrzostwach Europy w Gandawie, a rok później w mistrzostwach świata w Pradze. Specjalizował się w długich dystansach. W Czechosłowacji jego czwórka awansowała do ścisłego finału na 10 km.

W 1960 r. Skrzypek stanął przed szansą wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie w Rzymie. - Miałem już "cztery kółka olimpijskie", gdy rodzice zadecydowali o przeprowadzce do Suchej, a tam ni jak kajakarstwa trenować się nie dało. Próbowałem trochę pływać na Sole, ale to nie było to. Do rzeki miałem z domu z 15 km. Kajak trzymałem u gospodarza. Nie to było jednak najgorsze. Najbardziej przeszkadzało, że Soła była bardzo kręta. Nie dało się na niej dobrze rozpędzić, żeby na coś nie wpaść. W końcu dałem sobie spokój. Olimpiada przeszła mi koło nosa - wzdycha.

Ze sportem Skrzypek jednak nie zerwał. - Myślałem o lekkoatletyce. Gdy pracowałem jako felczer w Słubicach, byłem niezły na średnich dystansach, nieźle też pchałem kulą. Rywalizowałem z Krzyśkowiakiem, Zimnym.

W Babiej Górze, jedynym klubie w Suchej, liczyła się jednak tylko piłka, a na boisko nigdy mnie ciągnęło. Wtedy ktoś zaproponował: - A może łuki? Znałem kilku łuczników, spotykałem ich na zgrupowaniach, czasami dali postrzelać. Zgodziłem się - mówi.

Był 1964 r. - Najbliższym klubem był Energetyk Kraków, dostałem od niego trochę starego sprzętu i zacząłem działać. Największym problemem był zakup strzał. Organizowaliśmy pseudowycieczki do Drezna, bo tam był najbliższy sklep ze sprzętem. Były także problemy z naborem do sekcji. Góralskie dzieci były na początku trochę nieufne - tłumaczy.

Jednym z pierwszych, który się skusił, był Jan Lach, dziś trener i prezes Łucznika Żywiec. W latach 70. Lach przejął prowadzenie sekcji, a następnie przeniósł ją do Żywca. Skrzypek zajął się pracą zawodową, skończył studia.

- Zapomniałem o łukach. Raz zupełnym przypadkiem trafiłem do Żywca, gdzie akurat były rozgrywane mistrzostwa Polski. Ktoś mi dał łuk do ręki. Wróciły wspomnienia, przepadłem - śmieje się Skrzypek.

W wieku 55 lat rozpoczął karierę na nowo. Wywalczył cztery złote medale mistrzostw Polski w drużynie w łukach bloczkowych, ostatni w zeszłym roku. Razem z Tomaszem Pomorskim, Łukaszem Lachem (syn trenera) i Witoldem Kijasem nie mają sobie równych w Polsce.

Skrzypek trenuje sam w przydomowym ogródku. Ma własny 30-metrowy tor. Tarczę ustawił przy płocie. - Za płotem mam pole. Jak sprzęt zawiedzie, na pewno nikogo nie ustrzelę. Tylko strzał szkoda, bo trawy takie wysokie, że nie sposób coś znaleźć - mówi.

- Fizycznie czuję się dobrze. Gorzej z psychiką, a w tym sporcie głowa jest najważniejsza. W moim wieku trudno wyeliminować błędy. Dokucza mi "żółtko". To taka choroba łuczników: jeszcze nie dociągnę łuku do celu, a już puszczam strzałę. Może do MP uda się coś temu zaradzić? Nie chciałbym zawieść młodszych kolegów. W drużynie jesteśmy jak palce jednej ręki - podkreśla.

Jak długo Skrzypek zamierza jeszcze strzelać? - Sam nie wiem. Postrzelałbym sobie z innymi dziadkami, ale w Polsce takich nie ma. Następny po mnie, równie doświadczony zawodnik, ma może z 50 lat... Nie ma kategorii oldbojów, więc muszą się szarpać z młodymi. To nierówna walka. Na zachodzie Europy łuki są bardzo popularne wśród seniorów. W zeszłym roku byłem na zawodach w Austrii. Rywalizowałem z Niemcami, którzy byli grubo po siedemdziesiątce. Szkoda, że w Polsce tak nie można.

Nadal ma plany, marzenia. - Niedawno byłem na zawodach kajakowych na Paprocanach i wie pan co? Znowu mnie ciągnie do łódki. Już zamówiłem folder z cenami nowych kajaków - kończy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.