Jarosław Dąbrowski: Czy możesz być usatysfakcjonowany po dzisiejszych zawodach? Ty, debiutant w cyklu GP, znowu wyprzedziłeś niemal połowę rywali...
Tomasz Bajerski: Jestem zadowolony przede wszystkim, że został wykonany plan minimum: zakwalifikowałem się - tak jak w Aveście i Cardiff - do turnieju głównego. I to jest najważniejsze: nie odpadam po dwóch biegach eliminacyjnych! Cieszę się więc, że wszedłem do zasadniczej części zawodów. Tam jest już różnie: trzeba mieć sporo szczęścia, by coś zdziałać.
Przed swym ostatnim biegiem, zaryzykowałeś zmianę maszyny.
- Próbowałem już wszystkiego. Kombinowałem jak najlepiej ustawić drugi motocykl. Niestety, silnik nie był dobry. Nie zaufałem mu: pozostałem przy tym, na którym zacząłem zawody, ale bez skutku.
Wcześniej przyszło Ci dwukrotnie jechać w biegach obok Piotra Protasiewicza - partnera z Apatora/Adriany. Zakładaliście wspólną taktykę?
- Tylko w pierwszym biegu, jak ruszaliśmy obok siebie z wewnętrznych pól. Troszeczkę pokombinowaliśmy, ale nie wyszło, bo wolniej wystartowałem i dałem się wszystkim wyprzedzić.
Czy pomogła współpraca w parkingu z Romanem Jankowskim?
- Na pewno, choć nie można oczekiwać wielkich efektów od razu po kilku dniach wspólnej pracy.