Rutkowski, Wujec: Bo najlepsi będą lepsi

Fenomenalnym występem Tima Duncana w szóstym meczu wyjątkowo słabych finałów, zakończył się sezon NBA.

Cieszą się kibice najlepszej drużyny w lidze (San Antonio Spurs) i najgorszej (Cleveland Cavaliers, którzy wygrali losowanie draftu i wybiorą cudowne dziecko - LeBrona Jamesa). Pozostali mają chyba serdecznie dość, bo oglądalność finałów była najniższa od dwudziestu lat. A krytycy narzekają, że tak słabego mistrza nie było chyba nigdy. Za rok powinno być lepiej.

Oto, co szykują najlepsi:

San Antonio Spurs mają nie tylko mistrzowskie pierścienie, ale i mnóstwo pieniędzy na wzmocnienia. Kończą się kontrakty m.in. Davida Robinsona i Steve'a Smitha. Dzięki temu San Antonio będzie jedną z zaledwie trzech drużyn (obok Clippers i Nuggets - czyli ligowego dna), którą stać na zaoferowanie "wolnym strzelcom" maksymalnej pensji.

Na kogo zapolują Spurs? Kandydatem numer 1 jest Jason Kidd, któremu kończy się kontrakt z Nets, i który ma dwa marzenia: grać na Zachodzie i zdobyć mistrzostwo. Kłopot w tym, że San Antonio ma już niezłego rozgrywającego (Tony Parker), za to wielkie dziury na innych pozycjach. Spurs zrezygnują więc chyba z walki o Kidda i poszukają następcy Robinsona. Może to być ktoś z piątki: Jermaine O'Neal, Elton Brand, Michael Olowokandi, Brad Miller i Radoslav Nesterovic. Resztę pieniędzy wydadzą na graczy takich jak Corey Maggette, Lamar Odom, James Posey czy Jason Terry, i będą mieli lepszy skład niż ten, w którym zdobyli tytuł.

Wzmocnią się również Los Angeles Lakers. W tej drużynie chcieliby grać wszyscy weterani, którzy marzą o jeszcze jednej mistrzowskiej szarży. Zresztą... Kobe, Shaq, Phil Jackson i Jack Nicholson... - kto by nie chciał? W przyszłym roku w Lakers zobaczymy pewnie kogoś z piątki: Gary Payton, Karl Malone, Scottie Pippen, Alonzo Mourning, PJ Brown. Największym wzmocnieniem powinien jednak być Shaquille O'Neal, który obiecuje, że całe lato przepracuje nad kondycją, a jesienią będzie szczupły, zwinny i zmotywowany. I Lakers znów będą głównym kandydatem do tytułu.

Sacramento Kings potrzeba wyłącznie zdrowia. W tym sezonie wszystko się zawaliło w związku z kontuzją Chrisa Webbera. Za rok będzie trudniej - i pewnie dlatego pojawiają się plotki o transferach w Kings. Mike Bibby i Hedo Tukoglu do Nets za Jasona Kidda? Super - tylko, że Nets nigdy się na to nie zgodzą.

Wzmocnień poszuka natomiast Dallas. W tym roku Mavericks awansowali aż do finału konferencji zachodniej, gdzie pomimo kontuzji Dirka Nowitzkiego napsuli sporo krwi późniejszym mistrzom NBA. A zatem sukces? Niby tak, ale trudno oczekiwać, by Mavericks w tym samym składzie byli w stanie go powtórzyć. Właściciel Dallas Mark Cuban nie jest jednostką cierpliwą, więc pewnie będzie szukać okazji do spektakularnego transferu. Dlatego pojawiają się plotki, głównie dotyczące centra Raefa LaFrentza, który może powędrować do Toronto za sfrustrowanego grą w Kanadzie Antonio Davisa. Cuban będzie też na pewno walczył o któregoś z graczy bez kontraktów - P.J. Browna, Juwana Howarda, Derricka Colemana czy Alonzo Mourninga.

Wygląda zresztą na to, że o sukcesy na Zachodzie będzie jeszcze trudniej niż w tym roku. Dorośleje przecież ekipa Phoenix Suns (z Amare Stoudamire i Stephonem Marburym) i Houston Rockets (z Yao Mingiem, Stevie Francisem i nowym trenerem Jeffem Van Gundym). Minnesota Timberwolves desperacko szukają wsparcia dla Kevina Garnetta (i mogą je zdobyć, sprzedając wygasający kontrakt emeryta Terrella Brandona). Denver Nuggets mają mnóstwo pieniędzy dla nowych graczy, a Memphis Grizzlies - wielkiego menedżera Jerry Westa, którego nigdy nie należy nie doceniać.

Na Wschodzie największe apetyty mają chyba kibice Detroit Pistons. Zespół, który bez gwiazd awansował do finału konferencji, zyska dwie gwiazdy - trenera Larry Browna i szalenie zdolnego, jugosłowiańskiego 18-latka Darko Milicicia, którego wybierze w drafcie. Inni będą raczej modlić się o to, by nie było gorzej - New Jersey, by w drużynie pozostał Jason Kidd; Indiana - by nie odszedł Jermaine O'Neal; Philadelphia - by Allen Iverson dogadał się jakoś z nowym trenerem...

Zanosi się więc, że cały sezon będzie ciekawy, ale finały znów bardzo nierówne. Przepaść pomiędzy Zachodem i Wschodem jakoś nie chce się zmniejszyć, a zapewnienia włodarzy ligi, że kiedyś wszystko się wyrówna, brzmią coraz mniej wiarygodnie. Coraz więcej pada propozycji, by w ogóle dać sobie spokój z głupim podziałem na konferencje - niech w playoffs i finałach grają naprawdę najlepsi. A ponieważ dla komisarza ligi Davida Sterna słupki z oglądalnościami telewizyjnymi są niesłychanie ważne, jest całkiem możliwe, że - raczej nie tej jesieni, ale za rok - do takiej rewolucji dojdzie.

Kronika towarzyska

n Maciej Lampe i Szymon Szewczyk nie wycofali swoich nazwisk z draftu. Lampe "pójdzie" bardzo wysoko, na pewno w pierwszej 13. W symulacjach przyznaje mu się nawet piąte miejsce (za LeBronem Jamesem, Darko Miliciciem, Carmelo Anthonym i Chrisem Boshem). To oznacza, że Polak zostałby graczem Miami Heat. Szewczyk na razie nie jest wymieniany w rankingach, ale zbiera dobre recenzje z treningów w różnych klubach NBA. Zdaniem ekspertów, skoro nie zrezygnował z udziału w drafcie, to znaczy że ma obiecany wybór pod koniec pierwszej albo na początku drugiej rundy. Trzymajmy kciuki - może dzięki Polakom któraś z rodzimych telewizji zdecyduje się wreszcie pokazywać mecze NBA?

n Karuzela trenerska dobiega końca. Washington Wizards zatrudnili Eddie Jordana, asystenta trenera New Jersey. Philadelphia 76'ers awansowali dotychczasowego asystenta Randy'ego Ayersa. Kandydatem na trenera Clippersów jest Mike Dunleavy - trwają jeszcze przepychanki o pieniądze.

n Coraz smutniej czyta się doniesienia na temat skrzydłowego Orlando Magic Granta Hilla. Jego operowana już czterokrotnie kostka podobno nie goi się dobrze i jeśli nie zdarzy się cud, to Hilla w nadchodzącym sezonie w ogóle nie zobaczymy na parkiecie.

n Rozgrywający Chicago Bulls Jay Williams miał bardzo ciężki wypadek motocyklowy. Ma uszkodzenia miednicy, złamaną nogę, pogruchotane kolano. Czeka go kilka operacji. W przyszłym sezonie nie zagra na pewno i nie wiadomo, czy w ogóle będzie jeszcze w stanie wrócić na parkiet.

Złota myśl

"Wygraliśmy 10 meczów z rzędu, potem przegraliśmy jeden, wygraliśmy jeden, przegraliśmy jeden, wygraliśmy jeden i przegraliśmy dwa. Musimy zastanowić się, co trzeba było zrobić, żeby wygrać jeszcze dwa razy" - menedżer New Jersey Nets, Rod Thorn, po zakończeniu sezonu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.