W czwartek piąty mecz finału PLK

Bum, ciach, trach! - tak wygląda często walka o znalezienie wolnej pozycji w finałowych meczach. Po czterech spotkaniach Prokom-Trefl remisuje z Anwilem Włocławek 2:2. W czwartek kolejny mecz w Sopocie.

Twarde zasłony w ataku, wysunięte łokcie, rzuty spod kosza z wiszącymi na rękach dwoma rywalami, obrońcy łapiący zawodnika niemal wpół, ciągłe zderzenia i popchnięcia daleko od piłki - to już stały obraz tegorocznego finału. Sędziowie słusznie pozwalają na więcej niż zwykle. To może mieć wpływ na wynik finału - kto okaże się słabszy psychicznie, kto pierwszy "pęknie" i przestanie walczyć, przegra.

Bodaj najciężej jest najmniejszemu - mierzący 183 cm obrońca Anwilu Andrzej Pluta lubi szukać sobie miejsca na boisku dzięki zasłonom kolegów, ale w finale ma ciężko. Nie tylko musi mylić pogoń nieustępliwego, żylastego i dużo wyższego Litwina Dariusa Maskoliunasa, ale także i pilnować go pod własnym koszem. Często więc Pluta ląduje na parkiecie, a jeszcze częściej widzimy go podenerwowanego przepychankami, po których nierzadko sędziowie odgwizdują mu faule.

- Pozwala się na wiele. Z jednej strony to dobrze, bo można grać twardo, tak jak w innych ligach. Z drugiej jednak strony na zbyt wiele nie można też zezwolić, bo to może się skończyć niepotrzebną brutalnością. Walka o pozycję to broń obosieczna, bo i my staramy się zatrzymać sopocian podobnymi środkami. Staramy się tak bardzo, odcinamy od piłki, bronimy przed wyjściem na pozycję, mamy też przewidziane swoje zagrywki taktyczne. Ciężko jest jednoznacznie określić, że to gra na czyjąś korzyść - mówi 29-letni koszykarz Anwilu.

W czwartym meczu - po tym jak Pluta zdobył tylko 21 punktów w trzech meczach - w pierwszej piątce Anwilu zmienił go Armands Skele. Stało się tak po 43 kolejnych (od początku sezonu) meczach Anwilu z reprezentantem Polski w wyjściowym składzie. Ten ruch był pozornie udany, bo Pluta rzucił aż 22 punkty, ale Anwil przegrał. - To są zagrywki taktyczne, szkoleniowcy chcą zaskoczyć rywali. Armands na razie dobrze gra, zmieniamy się częściej niż zwykle. Nie widzę żadnego problemu - deklaruje Pluta.

Finał z boku

Z zawodników, którzy nie mieszczą się w składach podczas finału PLK można by złożyć niezłą drużynę. Robert Witka, Piotr Szczotka i Valdas Dabkus z Anwilu przydaliby się bardzo trenerowi Urlepowi, bo brakuje mu wysokich, sprawnych lub dobrze broniących zawodników na pozycje skrzydłowych. Witka jednak złamał rękę, a Szczotka i Dabkus mieli przerwy w treningach i nie są w pełni formy. 19-letniego Litwina podejrzewano nawet o poważną wadę serca, ale ponoć wszystko jest już w porządku.

W Prokomie tylko w dwóch meczach zagrali niedawny kapitan reprezentacji Polski Tomasz Jankowski i była wielka nadzieja NBA Todd Fuller. Dwa razy był w składzie Tomasz Wilczek (zagrał trzy minuty w pierwszym meczu), a o występach na boisku może zapomnieć chyba Daniel Blumczyński, jeszcze niedawno rozgrywający reprezentacji. Co oni myślą o tej sytuacji? - Nie wiem, jak będzie prowadził zespół trener Kijewski, czy będzie dokonywał częstych zmian, czy nie. Chciałbym jednak być w składzie na dzisiejszy mecz, bo przy tak silnym zespole na pewno jest to dużą nobilitacją - mówi Tomasz Wilczek z Prokomu.

- Chciałbym, aby nasza rywalizacja zakończyła się już po sześciu meczach, abyśmy wygrali 4:2. Co prawda wtedy zdobycie mistrzostwa Polski świętowalibyśmy we Włocławku, ale ja nie mam nic przeciwko temu. Już raz ze Śląskiem Wrocław świętowałem mistrzostwo Polski w obcej hali, w Pruszkowie, i było całkiem sympatycznie. Myślę, że teraz byłoby podobnie. Wszystkie atuty są teraz po naszej stronie, chodzi tylko o to, żebyśmy je wykorzystali - dodaje Wilczek, który był już cztery razy mistrzem Polski ze Śląskiem Wrocław.

Tydzień w PLK w skrócie

W TERMINARZU I W TELEWIZJI. Kolejne mecze finału zaplanowano na czwartek 12 czerwca w Sopocie (godz. 16) i niedzielę 15 czerwca we Włocławku (godz. 18.20). Oba mecze pokaże TVP 3. Ewentualny siódmy mecz - w czwartek 19 czerwca w Sopocie.

CYTAT TYGODNIA. - Zachowanie sporej grupy miejscowych kibiców przypominało spęd bydła - fragment komentarza do meczu finałowego numer 3 na oficjalnej stronie internetowej Prokomu-Trefl Sopot. Mimo oburzenia kibiców z Włocławka to zdanie nadal znajdowało się w tym miejscu w środowe popołudnie. Czy oddaje oficjalne stanowisko klubu z Sopotu?

RAPORT O SĘDZIACH. Warto o tym pisać, bo skończyły się ostatecznie czasy, w których nie można było znaleźć odpowiednich arbitrów do finału, a sędziowanie wzbudzało wielkie emocje. Tymczasem tegoroczny finał sędziowało aż siedmiu arbitrów, z których żaden nie zbliża się do końca kariery, i jest dobrze. Co ciekawe - nie było wśród nich dwóch z trzech arbitrów Euroligi, w tym mianowanego na mistrzostwa Europy Grzegorza Ziemblickiego... Para z meczu numer 4 (Tomasz Kudlicki, Andrzej Zalewski) znów spisała się więcej niż przyzwoicie, choć na pierwszy rzut oka na to nie wyglądało. W wielu sytuacjach zapis telewizyjny jednak rozwiewa wątpliwości. Zdarzyło się jednak kilka drobnych błędów, najbardziej chyba spektakularnym było odgwizdanie faulu na Andrzeju Plucie przy rzucie za trzy, gdy Drew Barry pokazowo go zablokował. Dobrych i czujnych "gwizdków" było jednak zdecydowanie więcej.

GDZIE REGULAMIN? Goran Jagodnik (za uderzenie łokciem) i Tomas Pacesas (za próbę kopnięcia rywala) otrzymali od PLK za swoje niesportowe zachowanie tylko kary finansowe (po 3 tys. zł). Liga chyba sama kręci bat na siebie, bo te przypadki będą przypominane w następnych latach. Szefowie ligi powtarzają, że nie można było psuć widowiska dyskwalifikacjami, ale to zły argument. Rok temu przed półfinałem nie był podnoszony, gdy dyskwalifikowano Michaela Hawkinsa na minimalną przewidzianą w karomierzu liczbę czterech meczów (teraz są dwa). Regulamin to regulamin i powinien obowiązywać także w finale. Chyba że znajdzie się w nim zapis, że za "naruszenie nietykalności cielesnej rywala POZA MECZAMI FINAŁOWYMI" należy się odsunięcie od gry na minimum dwa mecze.

KRÓLIK SIĘ ŻEGNA. Jeden z najważniejszych koszykarzy polskiej ekstraklasy w ostatnich 20 latach Wojciech Królik oficjalnie kończy karierę. Polonia Warszawa, w której w tym roku grał swoje ostatnie oficjalne mecze (w drugiej drużynie w drugiej lidze), organizuje mu pożegnalny mecz w hali przy ul. Konwiktorskiej w sobotę o 18.30. Królik rozegrał w polskiej ekstraklasie 14 sezonów, w tym siedem w Polonii Warszawa, cztery w Legii Warszawa, dwa w Polonii Przemyśl i jeden w PKK Szczecin. Najlepszy rok miał w Czarnych Koszulach w sezonie 1993/94, kiedy zdobywał średnio 29,6 pkt. na mecz i rzucił 50 pkt. w meczu z Aspro Wrocław. Łącznie wystąpił w 434 meczach, zdobywając 6225 pkt. (średnia 14,3).

LIGA GAZETOWYCH TYPERÓW. Po sobotnim meczu: 1. "Gazeta Wyborcza" - 177 trafień, 2. "Rzeczpospolita" - 173; 3. "Przegląd Sportowy" - 172; 4. "Sport" - 166; 5. "Super Express" - 157. DZIENNIKARZE TEŻ GRAJĄ. To był już czwarty oficjalny "przyfinałowy" mecz dziennikarzy "Gospodarze kontra Reszta Świata", ale pierwszy we Włocławku. Kujawscy żurnaliści ulegli rywalom z całej Polski 35:40, ale walka i zabawa była znakomita do końca. Tytuł MVP meczu należy się Piotrowi Sobczyńskiemu z TVP, który zdobył 15 punktów i w stylu Nordgaarda popisał się rzutem z siedmiu metrów na zakończenie drugiej kwarty.

adrom

Copyright © Agora SA