Satoshi Saida wygrał międzynarodowe mistrzostwa Polski w tenisie na wózkach w Płocku

Japończyk Satoshi Saida był gwiazdą płockich międzynarodowych mistrzostw Polski w tenisie na wózkach. Wygrał w najbardziej prestiżowej kategorii singlistów. Ze swoim rodakiem triumfował też w deblu. W pokonanym polu zostawił najlepszego polskiego tenisistę Tadeusza Kruszelnickiego. Porażka Polaka była jedynym mankamentem mistrzostw, bo o samej imprezie wszyscy mówili w samych superlatywach.

Już dziewiąte międzynarodowe mistrzostwa Polski Orlen Polish Open zakończyły się w sobotę. Przez pięć dni płocczanie mieli okazję podziwiać tenisistów ze światowej czołówki. Bo do Płocka rzeczywiście przyjechały gwiazdy. - Takiej obsady już chyba nigdy nie będziemy mieli - mówił dyrektor turnieju Wiesław Chrobot. A wszystko przez drużynowe mistrzostwa świata, które w poniedziałek zaczynają się w Sopocie. Dla większości zawodników płocka impreza była takim przetarciem przed walką w mistrzostwach świata. I w Płocku można było zobaczyć naprawdę tenis na wysokim poziomie. Na dodatek w wykonaniu zawodników prawie ze wszystkich kontynentów. Na kortach Miejskiego Centrum Sportu zaprezentowali się Amerykanie, Meksykanie, Nowozelandczycy, Japończycy i przedstawiciele kilkunastu państw europejskich.

Płockie mistrzostwa w tym roku zyskały rangę Championship Series 2. To najwyższa kategoria, jaką ma jakikolwiek turniej w Polsce. - Ale wyższej już chyba nie dostaniemy, bo mamy za mało kortów - mówi Chrobot.

Dobra droga do finału

W gronie 24 singlistów występujących w najsilniejszej grupie (main draw) był Tadeusz Kruszelnicki. To szósty zawodnik na świecie i najlepszy polski tenisista. Kruszelnicki w poprzednich dwóch turniejach był najlepszy wśród singlistów. W tym roku też miał chrapkę na tytuł. I w sumie konsekwentnie do tego dążył. Zaczął zmagania od drugiej rundy, bo w pierwszej jako zawodnik rozstawiony miał wolny los. Zainaugurował występy od pojedynku z Maikelem Scheffersem z Holandii. Reprezentujący SKS Konstancin Kruszelnicki zwyciężył 6:4 i 6:1. Więcej problemów sprawił Polakowi w ćwierćfinale kolejny Holender Eric Stuurman. To on zwyciężył w pierwszym secie 6:4. Ale w dwóch następnych lepszy już był Kruszelnicki, wygrywając po 6:2. W półfinale rywalem naszego tenisisty był Amerykanin Stephen Welch. Teoretycznie to on był faworytem. Na światowych listach jest o oczko wyżej od Kruszelnickiego, a w zawodach był rozstawiony z nr. 2. Ale Polak rozegrał fantastyczny mecz. Nie pozwolił Amerykaninowi na rozwinięcie skrzydeł. Pierwszego seta wygrał 6:1. Dopiero w drugim Kruszelnicki musiał się napocić, ale i tak był lepszy (6:4). Tym samym awansował do finału.

W nim zmierzył się z Satoshim Saidom. Zakwalifikowanie się Japończyka do finału było raczej niespodzianką. Wszyscy stawiali bowiem na Austriaka Martina Legnera. To czwarty zawodnik na listach. Był najwyżej sklasyfikowanym tenisistą, który zagrał w Płocku. Saida natomiast to ósma rakieta świata. Ale w Płocku okazał się lepszy od Legnera. W pierwszym secie rozprawił się z nim 6:4. W drugim, chociaż już przegrywał 1:4 i 3:5, to jednak zwyciężył 7:5.

Za dużo błędów

Rozgrywany w sobotę finał kończył płockie mistrzostwa. Większość z blisko 200 kibiców, którzy przyszli zobaczyć ten pojedynek, zaciskała kciuki za Kruszelnickiego. Ale okazało się, że to za mało. Mecz rozpoczął się od wzajemnej wymiany ciosów. Obaj tenisiści szli łeb w łeb. każdy z nich wygrywał gema ze swoim serwisem. Chociaż nie brakowało dramatycznych momentów. Tak było w drugim gemie. Wtedy Japończyk prowadził 1:0 w secie. Polak prowadził już 40:0 i brakowało mu tylko jednej piłki do wygrania gema. Wydawało się, że nie będzie miał z tym problemu. Ale Saidzie udało się doprowadzić do równowagi. Później przewagę uzyskiwał raz jeden, raz drugi tenisista. W końcu zwycięsko partię zakończył Polak. Podobnie wyglądał szósty i ósmy gem. Też było 40:0 dla Kruszelnickiego, a wygrał dopiero na przewagi. Japończykowi zwycięstwa przychodziły łatwiej. Po ośmiu gemach stan meczu był remisowy 4:4. W dziewiątym gemie serwował Japończyk i zgodnie z regułą w tym secie wygrał. Prowadził 5:4. W następnym Polak prowadził 30:0. Wydawało się, że znowu doprowadzi do remisu. Jednak za chwilę było już po 30 i 40:30 dla Saidy. Polak jeszcze doprowadził do równowagi, ale dwie następne piłki wygrał Japończyk. Tym samym zwyciężył w secie 6:4.

W drugim secie tenisiści postanowili zmienić zasadę i zaczęli przełamywać serwisy rywali. Pierwszy niestety zrobił to Japończyk. Objął prowadzenie 2:0. Kruszelnicki, żeby nie stracić dystansu, musiał wygrać trzeciego gema, w którym serwował Saida. I wygrał. Ale w czwartym gemie przy własnym serwisie niestety przegrał. Po sześciu gemach Saida prowadził 4:2. Ale siódmy i ósmy należał do Polaka. W siódmym przełamał serwis Japończyka, a w ósmym wygrał w końcu własny. Ale ten gem był niezwykle zacięty. Zaczął się od prowadzenia Kruszelnickiego, ale za chwilę był remis. I tak było cały czas. Remisy w tym gemie były 10 razy. W końcu Polakowi udało się wygrać dwie piłki pod rząd i doprowadził do remisu 4:4. Wydawało się, że Kruszelnicki jest na fali. Że teraz to on będzie lepszy w następnych odsłonach. Że Japończyk jest trochę załamany porażką po tak dramatycznej walce. Ale nic z tego. Saida zniósł przegraną bardzo dobrze, bo dwa następne gemy należały do niego. A to oznaczało porażkę Polaka 4:6. Po ostatniej akcji w tym meczu Saida uniósł ręce w geście triumfu. I mógł cieszyć się ze złotego medalu. To pierwszy mistrz w historii płockiej imprezy spoza Europy.

Kruszelnicki popełnił w tym meczu za dużo błędów. Np. aż sześć razy zrobił podwójny błąd przy serwisie.

I jeszcze debel

Saida miał więcej powodów do radości. Bo w piątek wspólnie ze swoim rodakiem Shingo Kuniedą wygrał debla. W pokonanym polu zostawili Legnera i Kruszelnickiego. Po pierwszym secie nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia. Co prawda po sześciu gemach był remis 3:3, ale dwa następne należały do polsko-austriackiej pary. To ona ostatecznie wygrała seta 6:4. Ale w drugim Legner i Kruszelnicki już nie grali tak dobrze. Za to Japończycy nabrali wiatru w żagle. Wychodziło im prawie wszystko. Nic więc dziwnego, że tym razem to oni wygrali 6:3. Decydujący trzeci set Legner i Kruszelnicki oddali prawie bez walki. Saida i Kunieda dosłownie zmietli ich z kortu, zwyciężając 6:0.

Bez Jaroszewskiego

W stawce najlepszych singlistów zabrakło w tym roku płocczanina Piotra Jaroszewskiego, chociaż jego 27. miejsce na listach dawałoby mu prawo gry w tej grupie. Dlaczego Jaroszewski nie zagrał w Płocku? Tutaj wzięła górę sportowa kalkulacja, związana jest z sopockimi mistrzostwami świata. W tej imprezie nie wystartuje obrońca tytułu Australia. A to daje Polsce możliwość rozstawienia z nr. 4. Ale żeby tak było, polscy zawodnicy muszą mieć odpowiednio dużo punktów w rankingu. Żeby je zdobyć, Jaroszewski zagrał w turnieju w Lesznie, który odbywał się w tym samym czasie co płocka impreza. Z tym, że turniej w Lesznie miał zdecydowanie słabszą obsadę. I Jaroszewski go wygrał. Tym samym zdobył do rankingu 60 pkt. W Płocku raczej nie miałby na to szans.

Zwycięzcy pozostałych kategorii: singel kobiet (main draw) - Esther Vergeer (Holandia); quad singel - David Wagner (USA); singel mężczyzn (second draw) - Steffen Sommerfeld (Niemcy); singel kobiet (second draw) - Korie Homan (Holandia); singel mężczyzn (B draw) - Koen van Meerwijk (Holandia); debel kobiet (main draw) - Vergeer-Maakie Smit (Holandia).

Copyright © Agora SA