Karol Jabłoński w Chorwacji

W Chorwacji zakończyły się regaty meczowe ACI HTmobil Cup, w których Karol Jabłoński został skrzywdzony przez sędziów. Olsztyniak zajął czwarte miejsce, dostał nagrodę fair play i usłyszał ?sorry?

- Czasami są takie dni, kiedy lepiej nie wstawać z łóżka. Taki dzień był właśnie w sobotę - pisze z regat w Chorwacji Karol Jabłoński. - Mieliśmy walczyć do dwóch zwycięstw, a nie trzech, ponieważ wiatru praktycznie nie było, a czas uciekał niemiłosiernie. O 14.20 wystartowaliśmy przy bardzo słabym wietrze do naszego - niestety jedynego tylko - pojedynku z Jesperem Radichem, który przegraliśmy przez zupełnie niewymuszony, kontrowersyjny naszym zdaniem minimalny falstart, po którym już nie mieliśmy szans dogonić rywala. Wyścig ten skończył się o 14.40 i mieliśmy nadzieję, że za chwilę wystartujemy do następnego - niestety wiatr ucichł zupełnie. Szansa na finał przepadła... Żeglowaliśmy trzy dni po 15 wyścigów w dwóch seriach Round Robin w różnych warunkach wietrznych, a o wejściu do finału decydował jeden wyścig. Jest wspaniale, jak się go wygra... Inaczej się to odbiera w naszym przypadku, tym bardziej, że to my byliśmy liderami. W walce o trzecie miejsce w regatach Karol miał za rywala Holmberga. Olsztyniak wygrał pierwszy wyścig i załogi przystąpiły do drugiego. Kiedy na dolny znak trasy oba jachty wjeżdżały obok siebie, wykonując kilka szybkich zwrotów przez rufę, komisja sędziowska zasygnalizowała przepisowo zmianę trasy, której załoga Holmberga nie zarejestrowała.

- Poczekaliśmy aż rywale postawią spinakera i popłynęliśmy na właściwą górną boję - mówi Karol Jabłoński. - Po przekroczeniu mety było 2:0 dla nas. Mieliśmy trzecie miejsce. Tymczasem Magnus rozwinął czerwoną flagę, co oznaczało protest i rozpoczął się tzw. cyrk. Stwierdził, że komisja niewłaściwie sygnalizowała zmianę trasy, czego on i jego załoga nie słyszeli.O dziwo, my i również kibicujący żeglarze zebrani na klifie oddalonym o 200 m zarejestrowali zmianę trasy i z dużą uwagą śledzili nasze poczynania i byli pełni podziwu dla naszej taktyki. Niektórzy skwitowali to jednym słowem - genialnie!Sędziowie po dłuższej naradzie stwierdzili, że ten wyścig będzie powtórzony. Wywołało to wielkie oburzenie u wszystkich z wyjątkiem zainteresowanych takim obrotem sprawy.

- Czegoś takiego na regatach I stopnia jeszcze nie było i podejrzewam, że długo nie będzie - pisze Karol. - Po tym werdykcie chciałem zrezygnować z dalszej żeglugi i popłynąć do portu. Moja załoga zdecydowała jednak, że mimo to zostajemy na wodzie. Po takim zajściu trudno było się ponownie zmobilizować, po prostu czuliśmy się oszukani. W tych wyścigach mieliśmy zdecydowanie wolniejszy jacht i mimo dobrych startów, wyboru lepszej strony trasy i prowadzenia nie ukończyliśmy ich przed rywalem. Trzecie miejsce przegraliśmy 2:1. Małym pocieszeniem było ,,sorry'' wypowiedziane przez sędziów podejmujących tę kontrowersyjną decyzję, którym na zakończeniu regat pokazałem zdjęcia, a na nich było wyraźnie widać, że zmiana trasy była sygnalizowana OK. Otrzymaliśmy też nagrodę fair play za nasze sportowe zachowanie. W finale regat w Chorwacji Jesper Radich pokonał Jamesa 2:1, wygrywając dwa ostatnie wyścigi.

- Jesper miał najwyraźniej swój dzień, wszystko co zrobił wychodziło mu - pisze Jabłoński. - Cieszę się, że to on właśnie wygrał, bo jest żeglarzem bez tzw. rodowodu z Pucharu Ameryki, więc udowadnia, że my nie jesteśmy wcale gorszymi żeglarzami i możemy wygrywać z najlepszymi.Z Chorwacji Jabłoński Sailing Team wyjechał do Włoch, gdzie od środy będzie się ścigał w Rimini na 4-osobowych jachtach o nazwie Blue Rimini. Są to jachty specjanie skonstruowane na mistrzostwa świata, które odbędą się po koniec sierpnia w Riva na jeziorze Garda. Tam Karol z załogą spotka ponownie czołówkę światowego match racingu, a m.in. Jamesa Spithillema i Paolo Ciano.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.