Nie ma strajku w Widzewie

Na pewno nie położymy się przed rywalami. Stać nas na zdobycie w Krakowie przynajmniej jednego punktu - zapowiada Kazimierz Węgrzyn

Przypomnijmy, że widzewiacy domagali się wypłaty zaległych pieniędzy i ekwiwalentów za wynajęcie mieszkań, grożąc odmową występu przeciwko Wiśle. W czwartek wieczorem z drużyną spotkał się właściciel klubu Andrzej Pawelec. - Usłyszeliśmy, że nie jest w stanie samodzielnie finansować klubu - opowiada Kazimierz Węgrzyn, kapitan drużyny. - Widać, że naszemu prezesowi bardzo zależy na losie Widzewa, lecz z dnia na dzień został sam, bo Andrzej Grajewski wycofał się.

Pawelec zaproponował zawodnikom zwrócenie się do PZPN o wypłatę zaległości z pieniędzy przekazywanych przez Canal+. - Poza dotrzymał słowa i wypłacił połowę sumy, tak jak obiecał w czwartek - mówi Franciszek Smuda, trener Widzewa.

Od strajku odwodził też piłkarzy Smuda. - Przekonywałem ich, że nie możemy zmarnować z trudem wywalczonego dorobku.

Widzewiacy dali się przekonać i tak jak zapowiadaliśmy, pojechali do Krakowa swoimi samochodami. Po drodze spotkali się w Rzgowie z braćmi Gałkiewiczami, którzy mieli sponsorować Widzew, ale dali pieniądze tylko za dwa miesiące. - Usłyszeliśmy, że jeżeli tylko wojewoda łódzki podpisze zgodę na użytkowanie nowej hali targowej, sponsorzy znów zaczną wywiązywać się z umowy - opowiadają widzewiacy. Firmy Gałkiewiczów miały przekazywać klubowi miesięcznie 100 tys. zł.

W porównaniu z ostatnim spotkaniem ligowym - z Górnikiem Zabrze - w kadrze Widzewa nastąpiła tylko jedna zmiana: Szymona Pińkowskiego zastąpił Damian Seweryn. Z drużyną pojechał też rezerwowy bramkarz Marcin Ludwikowski. W tym tygodniu PZPN rozwiązał jego kontrakt z łódzkim klubem. - Ale jeszcze nie dostaliśmy oficjalnego pisma w tej sprawie - wyjaśnia Jacek Dzieniakowski, prezes zarządu Widzewa. - A kiedy już je otrzymamy, będziemy mieli dwa tygodnie na odwołanie.

Z wieści dobiegających z Widzewa wynika, że nikt nie ma zamiaru zatrzymywać Ludwikowskiego. - Jemu potrzebna jest zmiana klimatu - twierdzi Smuda.

W Wiśle występuje aż pięciu byłych widzewiaków: Adam Piekutowski, Maciej Stolarczyk, Mariusz Jop, Daniel Dubicki i Mirosław Szymkowiak. Ten ostatni raczej jednak nie zagra, bowiem dopiero kilka dni temu wznowił treningi po kontuzji.

W odwrotnej sytuacji jest tylko jeden łodzianin - Kazimierz Węgrzyn, który z Wisłą zdobył w 1999 roku mistrzostwo Polski. W krakowskim klubie rozegrał 47 spotkań, zdobywając osiem goli. Czy będzie to dla niego szczególny mecz? - Raczej nie, choć na pewno widok stadionu wywoła dodatkowe emocje - mówi kapitan Widzewa. - Przeciwko Wiśle w Krakowie grałem dwukrotnie, jeszcze jako zawodnik Pogoni. Najpierw wygraliśmy 2:1, a później przegraliśmy 0:1. Teraz nadszedł czas na remis. Chciałbym, żeby to Wisła zdobyła mistrzostwo Polski, ale niekoniecznie po meczu z nami.

Węgrzyn nie chce już mówić o planowanym proteście piłkarzy. - Trzeba o tym zapomnieć i przygotowywać się do spotkanie w Krakowie - dodaje. Chwali jednak Andrzeja Pawelca za zaangażowanie i troskę o los Widzewa. - Gdyby nie on, a zwłaszcza decyzja o zatrudnieniu Franciszka Smudy, już teraz bylibyśmy drugoligowcami. Prezes obiecał nam, że pieniądze z biletów na wtorkowy mecz z KSZO Ostrowiec zostaną przeznaczone na wypłatę zaległości.

Meczu Widzewa z Wisłą nie mogą obejrzeć na żywo łódzki kibice, ponieważ tak zadecydował PZPN. Najważniejszą przyczyną jest wizyta w Krakowie prezydenta USA Goerge'a Busha i związane z tym dodatkowe środki ostrożności. Na stadionie Wisły nie będzie też prezesa Pawelca. - Wierzę w nasz zespół, ale w razie porażki nie zniósłbym widoku cieszących się przeciwników. Chyba pękłoby mi serce - mówi.

Potrzebujemy punktu

W meczu z Wisłą ma szansę wystąpić Miodrag Andjelković, który swoją jedyną bramkę w lidze zdobył właśnie w meczu z krakowianami.

Dla Gazety

Miodrag Andjelković

napastnik Widzewa

To był mój jedyny gol w lidze polskiej, dlatego pamiętam go bardzo dobrze. Nie wydaję mi się, bym wystąpił przeciwko Wiśle, choć bardzo bym chciał. Zagramy tylko jednym napastnikiem Włodarczykiem lub Dymkowskim. Być może znów dostanę szansę wejść z ławki rezerwowych. My potrzebujemy jednego punktu, bo później czeka nas już tylko mecz z KSZO Ostrowiec. Oni trzech, by zapewnić sobie mistrzostwo, więc rzucą się do ataku. To bardzo mocna drużyna, znają się bardzo dobrze, bo już długo grają ze sobą. Piłka jest jednak nieprzewidywalna. W Pucharze Polski udało nam się zremisować w Krakowie, a nawet byliśmy bliżej zwycięstwa.

not. ak

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.