Jaki był sezon dla piłkarzy ręcznych AZS-u Politechnika Radomska?

Ósme miejsce w pierwszym w historii występie AZS-u Politechnika Radomska na zapleczu ekstraklasy trzeba uznać za sukces. Również dlatego, że ligowe występy stanowiły często dla radomskich studentów dodatek do innych zajęć

Podopieczni Marka Zdziecha jeszcze przed sezonem stanowili wielką niewiadomą. Potem potwierdzili, że są drużyną nieobliczalną, potrafiącą różnicą kilku bramek wygrywać z najlepszymi, żeby za chwilę ulec słabeuszom. Przez cały sezon zespół posiadał jednak niezwykle ważną dla kibica cechę - cieszącą oko widowiskową grę.

Saksy zamiast treningów

AZS już od dłuższego czasu dobijał się do bram I ligi, ale ciągle brakowało przysłowiowej kropki nad i. Wreszcie przed rokiem "akademicy" rozprawili się ze wszystkimi rywalami w znakomitym stylu i wywalczyli awans na zaplecze ekstraklasy. Już wtedy wiadomo było jednak, że Marek Zdziech będzie miał kłopoty z przygotowaniem zespołu do występów w lidze. Aż dziewięciu podstawowych zawodników zapowiedziało, że wyjeżdża za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Tak też się stało i w rezultacie na przedsezonowych treningach pojawiała się garstka graczy, co rzecz jasna nie mogło wróżyć w lidze niczego dobrego. Co prawda kilku graczy powróciło do Radomia i do rygoru treningowego jeszcze przed pierwszym meczem, ale część zawodników przedłużyła sobie pobyt za oceanem. Do ligi przystąpił zatem zespół nie dość, że nie w komplecie, to w dodatku praktycznie z marszu.

Im dalej, tym lepiej

Początek sezonu nie mógł być i nie był dla "akademików" udany. Porażki powodowały frustrację kibiców, a co więksi malkontenci przepowiadali radomianom rychły spadek do II ligi. Jakież było ich zdziwienie, kiedy nasi studenci z meczu na mecz zaczęli się rozkręcać. Rewelacyjnie rozgrywał Tomasz Litwińczuk, wtórowali mu Marek Surma, Mariusz Grela i kapitan drużyny Paweł Tatar, a nie do przecenienia stało się poświęcenie w obronie i ataku Łukasza Jagodzińskiego (na zdjęciu). Ponieważ swoje robili też bramkarze: Łukasz Sulima i Paweł Wojcieszek, a do wysokiej formy zaczął powracać najdłużej przebywający w Stanach Zjednoczonych Michał Kalita, AZS stał się postrachem ligowych parkietów. Tylko posiadający przecież ogromne możliwości Dominik Michoń jakoś nie mógł odnaleźć się akademickiej "siódemce".

Co ciekawe, pod koniec pierwszej rundy radomianom nie sprawiało różnicy, gdzie grają. Wygrywali zarówno u siebie, jak i na wyjeździe.

Należny szacunek

Poznawszy siłę naszych studentów w rundzie rewanżowej, przeciwnicy z obawami przystępowali do meczów z nimi. I słusznie, bo gracze AZS-u okrzepli i nabrali doświadczenia. Szkoda, że z kolegami nie mógł już grać niezastąpiony w ofensywie Mariusz Grela, który nabawił się wcześniej groźnej kontuzji i występach na parkiecie musiał zapomnieć. Świetnie spisywali się za to inni, a pierwsze skrzypce zaczął w drużynie grać Michał Kalita. - To najlepszy zawodnik w I lidze - komplementował skrzydłowego AZS-u Edward Strząbała, trener lokalnego rywala Eltastu. I wiedział, co mówi, bo "akademicy" po raz pierwszy w historii wygrali derby Radomia, a Kalita wystąpił w roli głównej. Zresztą siłę radomskich studentów poznali też inni potentaci: Grunwald Poznań i AZS AWF Biała Podlaska. - Oddajemy radomianom należny szacunek - komentowali grę radomian znający się na piłce ręcznej kibice w Białej Podlaskiej

Udany sezon nieco zmąciła jego końcówka. Porażka z MKS-em w Końskich była do przewidzenia, ale przegrana przed własną publicznością ze zdegradowanym już Wolsztyniakiem Wolsztyn chwały radomianom nie przyniosła.

Dadzą się pokroić

Na pytanie, gdzie tkwi przyczyna dobrej postawy AZS-u w inauguracyjnym sezonie I ligi, zawodnicy najczęściej odpowiadali: - W atmosferze. I chyba to jest najprawdziwsza prawda. Gracze akademickiego klubu tworzą zgraną paczkę nie tylko na boisku, ale również poza nim. To przecież w większości koledzy z jednej uczelni, żyjący podobnymi problemami. I choć podczas meczu niejednokrotnie kłócą się, w rzeczywistości daliby się za siebie pokroić. Wszyscy bez wyjątku zdają sobie sprawę, że piłka ręczna może im nieco ułatwiać życie.

Dobrej atmosfery w zespole nie mogła nawet zmącić trudna sytuacja finansowa klubu. Przez większą część sezonu zawodnicy i trener Marek Zdziech nie otrzymywali należnych im stypendiów. Czasem rodziło to frustrację, a nawet niechęć do wytężonej pracy. Złe myśli odchodziły jednak przed meczem, a górę brała niewyobrażalna ambicja młodych mężczyzn. To właśnie dzięki niej oraz wrodzonej inteligencji nasi chłopcy rozstrzygali wiele spotkań na swoją korzyść, mimo że teoretycznie nie powinni ich wygrać.

Copyright © Agora SA