Remis Legii w Jaworznie

Legia w Jaworznie nie odniosła szóstego z rzędu zwycięstwa. Remis ze Szczakowianką może być bardzo kosztowny, może oznaczać brak mistrzów Polski w europejskich pucharach

Dzięki punktowi zdobytemu w potyczce z Legią piłkarze beniaminka wyprzedzili w tabeli chorzowski Ruch. Jeżeli obie drużyny w dwóch meczach jakie pozostały do końca rozgrywek zdobędą tyle samo punktów z ligą pożegnają się "niebiescy". Obrońcy tytułu mają tyle samo punktów co Groclin, ale do miejsca dającego start w Pucharze UEFA brakuje im uzyskania przewagi punktu nad mającym lepszy bilans w bezposrednich meczach rywalem. Drugi w tabeli Dospel Katowice na dwie kolejki przed zakonczeniem rozgrywek jest jużo trzy punkty przed Legią.

Albin Mikulski, który w piątek zastąpił na trenerskiej ławce Marka Motykę ustawił zespół bardzo ofensywnie. Szczakowianka po raz pierwszy w sezonie zagrała trójką obrońców. Dzięki temu miała więcej zawodników w środku pola, a tym samym więcej możliwości, by powstrzymać akcje rywala. - Wreszcie była jasno nakreślona taktyka. Graliśmy z wielkim zaangażowaniem, do tego zero improwizacji. Gdybyśmy się prezentowali podobnie we wcześniejszych meczach teraz bylibyśmy spokojni o utrzymanie - chwalił Marek Kubisz, napastnik zespołu gospodarzy.

Szczakowianka ruszyła do ataku od pierwszej minuty. Akcje pchał do przodu Ryszard Czerwiec, który nie był ulubieńcem trenera Motyki. Kilkakrotnie groźnie główkował Maciej Bykowski, a Januszowi Wolańskiemu zabrakło centymetrów, by zamknąć dośrodkowanie Dariusza Kozubka.

Artur Boruc najbardziej spocił się broniąc strzał głową Wolańskiego. Bramkarz Legii końcami palców wybił mocno bitą piłkę.

A, że warszawianie też nie próżnowali mecz był naprawdę ciekawy. Pod bramką Szczakowianki najgroźniej było po stałych fragmentach gry. Tomasz Sokołowski i Tomasz Kiełbowicz na przemian, z obu stron boiska sprawdzali czujność obrońców gospodarzy. Gdy ci zaspali jak wtedy gdy groźnie z bliska główkowali Tomasz Jarzębowski, Aleksandar Vuković czy Cezary Kucharski, na miejscu zawsze był Andrzej Bledzewski.

Bramkarz Szczakowianki rozegrał wczoraj najlepszy mecz w barwach klubu z Jaworzna.

Dwa razy zrobił szpagat niczym Jean-Claude Van Damme, by cudem odbić piłki po dobrych strzałach Marka Saganowskiego. Nie znaleźli też na niego sposobu Stanko Svitlica i Jacek Magiera, którzy bardzo groźnie uderzali z dystansu. - Cóż mogę powiedzieć, zdarza się i taki mecz. Zrobiłem co do mnie należało - mówił skromnie Bledzewski, na nieszczęście Legii zawsze wypadający dobrze w spotkaniach przeciwko niej. W dodatku w meczach z Legią ma szczęście i bardzo dobry bilans. W barwach Górnika Zabrze przegrał tylko za pierwszym razem (0:4 przed sześcioma laty w Warszawie). Potem cztery razy wygrywał i tyle samo zaonotował remisów. Teraz w barwach Garbarni też zremisował. A przeciez to zawsze Legia była wyżej notowanym zespołem.

Na strzał jaki wyszedł Ryszardowi Czerwcowi i on by jednak nie poradził. W 50. minucie przypomniały się czasy, gdy Czerwiec zdobywał dla Widzewa bramki w Lidze Mistrzów.

Pomocnik Szczakowianki uderzył z 20 metrów tak mocno, że i trzech bramkarzy nie zatrzymałoby tej piłki. Ta w mgnieniu oka znalazła się pod poprzeczką. Po tym strzale Kinga Czerwiec, żona piłkarza zaczęła piszczeć ze szczęścia tak przeraźliwie, że było ją chyba słychać w centrum miasta (około trzech kilometrów od stadionu). - Ostatni raz tak ładną bramkę strzeliłem Steule Bukareszt - śmiał się Czerwiec.

Z prowadzenia gospodarze długo jednak się nie cieszyli. Trener Mikulski zdążył jeszcze odebrać telefoniczne gratulacje od znajomego i już był remis. Tym razem geniuszem błysnął Svitlica, który wykorzystał rzut wolny z 20. metrów i technicznym strzałem nad murem doprowadził do remisu. - To był strzał z gatunku tych najtrudniejszych. Wydusiłem z siebie co mogłem.

Sparowałem piłkę na poprzeczkę, ale i to było za mało - tłumaczył Bledzewski.

W końcówce meczu gospodarze myśleli już głównie o tym, żeby bramki nie stracić. Legia nie potrafiła jednak wykorzystać zmęczenia rywala. Goście opuszczali Jaworzno niezadowoleni, ze świadomością, że mogli zwyciężyć, gdyby łaskawszym okiem spoglądał na nich sędzia. W pierwszej połowie Saganowski przewrócił się w polu karnym. Arbiter przy dobrej woli mógł wskazać na "wapno". Nie wskazał, wyjął za to z kieszeni żółty kartonik. Tego dnia pokazał kartkę m.in. także Łukaszowi Surmie. Dla legionisty była to czwarta w sezonie. Nie zagra w sobotę z Ruchem, z którego jesienią ubiegłego roku przyszedł do Legii.

Garbarnia Szczakowianka Jaworzno - Legia Warszawa 1:1 (0:0)Bramki: Czerwiec (50.) - Svitlica (53. z wolnego po faulu Przytuły na Svitlicy) Garbarnia: Bledzewski - Górak, Przerywacz, Zadylak - Wolański (60. Chudy), Przytuła, Czerwiec (66. Hosić), Iwański (77. Księżyc), Kozubek - Kubisz Ż, Bykowski. Legia: Boruc Ż - Jóźwiak, Zieliński, Jarzębowski - Sokołowski, Surma Ż, Kucharski, Vuković (46. Magiera), Kiełbowicz (77. Wróblewski) - Saganowski Ż, Svitlica.Sędziował Zbigniew Marczyk (Piła), widzów: 5 000.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.