ŁKS - Aluminium Konin 1:0

Dzięki szóstemu z rzędu zwycięstwu ŁKS jest już na dziewiątym miejscu w tabeli. - Szkoda, że ŁKS wcześniej nie grał tak skutecznie, bo teraz walczyłby o awans do ekstraklasy - żartują kibice.

Bogusław Pietrzak, trener łódzkiego zespołu, może triumfować. Jego podopieczni wygrali szósty raz z rzędu i nie stracili przy tym gola! Duża w tym zasługa Pietrzaka, który w każdym meczu robi korekty w składzie. W spotkaniu z Aluminium nie mogli zagrać Tomasz Rączka i Robert Sierant, obaj pauzujący za żółte kartki. Szkoleniowiec ŁKS miał więc o czym myśleć. Co wymyślił? Ustawił zespół bardzo ofensywnie, wstawiając do składu trzech nominalnych napastników. Z przodu zagrali Bartłomiej Grzelak i Łukasz Mierzejewski, a za nimi biegał Radosław Matusiak, zresztą jeden z najlepszych piłkarzy ŁKS. W poprzednim meczu ze Śląskiem Wrocław para Mierzejewski - Matusiak miała udział przy obu golach dla łódzkiego zespołu. Pietrzak dołożył do nich jeszcze Grzelaka i na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 6 min z rzutu rożnego dośrodkował Piotr Klepczarek, żaden z piłkarzy nie wyskoczył do piłki i ta leciała nisko przed bramką Aluminium. Dopadli do niej Grzelak i Radosław Kardas, a ten pierwszy wbił piłkę do bramki.

Już trzy minuty później ŁKS miał kolejną okazję do zdobycia gola. Karol Piątek strzelił zza pola karnego, a piłka po nogach obrońcy potoczyła się w kierunku bramki gości. Matusiak przegrał jednak pojedynek biegowy z Damianem Kozikiem, bramkarzem z Konina.

Przez pierwsze 9 min ŁKS miał dwie sytuacje i zdobył gola. Niestety, tak różowo nie było przez cały czas. W zespole gospodarzy były też słabe punkty. To przede wszystkim skrzydłowi. Piotr Klepczarek i Kossi Sessou potrafią włączyć się do ataku, czasami uda im się nawet dośrodkować, chociaż w meczu z Aluminium zdarzało się to rzadko. O ich grze w defensywie niestety nie da się powiedzieć nic dobrego. ŁKS miał szczęście, że piłkarze z Konina nie do końca dostrzegli tej słabości gospodarzy.

W 19 min sędzia powinien podyktować rzut karny dla ŁKS, ale nie wiedzieć czemu nie pokazał na jedenasty metr po ewidentnym faulu Marcina Gadomskiego na Sessou. Goście atakowali sporadycznie, chociaż było widać, że zależy im na korzystnym wyniku. Zabrakło tylko umiejętności. Trudno, by strzał Mariusza Wawrowa z trzydziestu metrów, czy uderzenie z ostrego kąta Marcina Kaźmierczaka mogły zaskoczyć Jakuba Skrzypca.

Tuż przed przerwą ełkaesiacy mieli jeszcze jedną szansę na gola. Kozik trafił piłką w Grzelaka, który znalazł się tuż przed bramkarzem Aluminium. Próba przelobowania Kozika była jednak nieudana.

W drugiej połowie ŁKS nadal atakował. Niestety kibice nie obejrzeli więcej goli. A były ku temu okazje. W 55 min Piotr Duda strzelił silnie z rzutu wolnego, ale Kozik wybił piłkę. Chwilę później po bardzo ładnej akcji i dośrodkowaniu Matusiaka Kardas strzelił głową, ale znowu na drodze ŁKS stanął Kozik. W 64 min bramkarz Aluminium już nie pomógł swojej drużynie. Piątek uderzył mocno zza pola karnego, a piłka po rykoszecie od obrońcy trafiła w poprzeczkę.

Strzelcy

ŁKS: Grzelak (6., po dośrodkowaniu Klepczarka)

Widzów: 3 tys.

ŁKS: Skrzypiec - Kardas, Kowalczyk, Duda - Sessou (86. Assogba), Białek, Matusiak (72. Stolarz), Piątek, Klepczarek (78. Czpak Ż) - Mierzejewski, Grzelak Ż

Aluminium: Kozik - Duda, Nowak Ż, Bartnik Ż - Kaźmierczak, Solnica, Augustyniak Ż, Maciejewski, Gadomski Ż (57. Najewski) - Zakrzewski Ż (85. Krzyżanowski), Wawrów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.