Zagłębie Lubin-Ruch Chorzów 2:1 (1:1)

I LIGA PIŁKI NOŻNEJ. - To był mecz z gatunku o być albo nie być. Ostatnie wyniki sprawiły, że odsunęliśmy od siebie widmo degradacji i dały nadzieję na uniknięcie baraży - mówił po zwycięstwie 2:1 nad Ruchem zadowolony trener Zagłębia Adam Topolski

W trzech ostatnich meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie lubinianie zdobyli siedem punktów i raczej oddalili od siebie widmo bezpośredniego spadku. Zwycięstwem nad Ruchem jednocześnie pogrążyli chorzowian, którzy po spotkaniu mieli olbrzymie (i nieuzasadnione) pretensje do sędziego Tomasza Mikulskiego z Lubina.

- Nie będę k... z nikim rozmawiał - krzyczał do dziennikarza "Gazety" Mariusz Śrutwa. - Niech Pan pisze, co chce. To jest k... skandal, co robił sędzia! W tej pier... lidze nigdy nie będzie dobrze, jak będzie takie sędziowanie. Widział Pan, co on k... robił? Dlaczego przerwał mecz w 92. minucie, skoro doliczył trzy? - spytał, po czym uciekł do szatni, w której później chorzowianie zniszczyli tablicę do rozrysowywania taktyki.

W tym czasie trener Ruchu Piotr Mandrysz krzyczał coś w kierunku rezerwowego Zagłębia Olgierda Moskalewicza (obaj przed rokiem spadli z ligi z Radomskiem). - Pamiętasz, jak nam sędziował ten mecz?

Gdy jednak podeszli do niego przedstawiciele telewizji, odmówił komentarza, argumentując, że nie chce zapłacić kary. Podczas konferencji prasowej natomiast nie chciał się wypowiedzieć, dopóki nie dowie się oceny sędziego w tym spotkaniu. Na sugestię, że ocena zostanie podana później, stwierdził krótko: - Później to będzie pozamiatane.

Nerwy puściły także prezesowi Ruchu Krystianowi Rogali, który nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. - Tam jest pokój sędziów, niech Pan tam idzie - stwierdził krótko.

W tym czasie z szatni lubinian dobiegały głośne śpiewy "Nigdy nie spadnie! Zagłębie nigdy nie spadnie!". Później po raz pierwszy w tym sezonie do zawodników w towarzystwie prezesa rady nadzorczej Andrzeja Kruga i prezesa MKS Zagłębie Grzegorza Kubackiego weszła najważniejsza osoba w lubińskim klubie Stanisław Speczik (prezes KGHM). Później dwaj ostatni na chwilę weszli jeszcze do pokoju sędziów, a w szatni Zagłębia polało się piwo i z głośników poleciała głośno muzyka.

- To był mecz z gatunku o być albo nie być - mówił później trener Zagłębia Adam Topolski. - Wyniki trzech ostatnich spotkań sprawiły, że odsunęliśmy od siebie widmo degradacji i dały nadzieję na uniknięcie baraży - dodał.

Tymczasem po tej porażce jedną nogą w drugiej lidze wydaje się już być Ruch.

- Ja bym tak nie powiedział - stwierdził Mandrysz. - Zagłębia raczej nie przeskoczymy, ale zrobimy wszystko, aby zagrać w barażach kosztem Szczakowianki.

Sam mecz był mniej ciekawy, od początku toczył się w wolnym tempie. Oba zespoły grały bardzo nerwowo, bały się zaryzykować bardziej otwartą grę. Raziła zwłaszcza nieporadna gra lubinian, którzy mimo to stworzyli kilka niezłych sytuacji do zdobycia gola. Bramka padła w 28. minucie. Jamróz sfaulował w polu karnym Manuszewskiego, a Szczypkowski pewnie wykorzystał jedenastkę.

Ruch grał słabo, broniąc się niemal całym zespołem. W akcjach ofensywnych uczestniczyło jedynie trzech zawodników, a Gorawski i Bizacki najczęściej szukali w polu karnym Śrutwy. Po stracie gola sytuacja zmieniła się o tyle, że bardziej ofensywnie zaczął grać Jamróz. I w 39. minucie goście wyrównali. Tym razem Śrutwa podawał w pole karne, a Gorawski strzelił z sześciu metrów do siatki.

Po przerwie niewiele się zmieniło. Gospodarze byli częściej w posiadaniu piłki, bo też im bardziej zależało na wygranej (ewentualny remis w kontekście terminarza stawiał ich w trudnej sytuacji). Niewiele potrafili jednak zdziałać. O wszystkim rozstrzygnęła jedna akcja i najlepszy zawodnik tego spotkania Szczypkowski, który bezbłędnie wykonał rzut wolny z 25 metrów. Później goście wreszcie śmielej zaatakowali, ale z ich akcji niewiele wynikało, a strzały Malinowskiego były kompromitujące. Dopiero na minutę przed końcem po akcji Narwojsza w niezłej sytuacji znalazł się Rechwiaszwili, ale w ostatniej chwili piłkę wybił mu Szczypkowski. Jeszcze w doliczonym czasie gry bezmyślnością wykazał się Jarczyk, który sam brutalnie wymierzył sprawiedliwość po faulu Olszowiaka, i lubinianie dowieźli niezwykle ważne zwycięstwo do końca.

DLA GAZETY

Tomasz Fornalik

obrońca Ruchu Chorzów

Sędzia nie dopuszczał nas pod pole karne Zagłębia i gwizdał pod gospodarzy. Być może innym zespołom bardzo zależy na tym, abyśmy to my byli tą trzecią drużyną, która spadnie z ligi. Ale, żeby niektórzy nie byli niedługo rozczarowani, jak stanie się inaczej.

Bogdan Zając

obrońca Zagłębia

Mecz był bardzo nerwowy, bo dla obydwu zespołów był to pojedynek o życie. Nie rozumiem pretensji piłkarzy i trenerów Ruchu, którzy sugerują tendencyjne sędziowanie. Gdyby sędzia nie pozwolił im podchodzić pod nasze pole karne, to przecież nie strzeliliby bramki. A karny był dla nas ewidentny i co do tego nikt nie ma wątpliwości. Naprawdę nie rozumiem, o co im chodzi. Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe, ale chyba już bezpośrednio nie spadniemy, a być może uda nam się sprawić niespodziankę i nie zagramy nawet w barażach.

ZAGŁĘBIE LUBIN - RUCH CHORZÓW 2:1 (1:1)

Strzelcy bramek:

Zagłębie: Szczypkowski 2 (28, z karnego po faulu Jamroza na Manuszewskim, 57, z wolnego po faulu na Krzyżanowskim),

Ruch: Gorawski (39, po podaniu Śrutwy).

Zagłębie: Krupski - Radżius, Zając, Kazimierczak - Manuszewski (77. Bartczak), Szczypkowski, Krzyżanowski, Kowalski, Andruszczak (55. Popiela) - Klimek (87. Olszowiak Ż), Brasilia.

Ruch: Nowak - Jarczyk CZ, Wleciałowski Ż, Cecot (60. Masternak) - Szyndrowski, Fornalik (81. Rechiaszwili), Jamróz, Malinowski, Bizacki Ż (71. Bizacki) - Śrutwa Ż, Gorawski.

Widzów: 2 tys.

GRACZ MECZU: Andrzej Szczypkowski - super gra i dwie arcyważne bramki.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.