Anwil Włocławek - Idea Śląsk Wrocław 2:0

PLAY OFF KOSZYKARZY. Po niedzielnej porażce we Włocławku koszykarze Idei Śląska są o krok od odpadnięcia z walki o mistrzostwo Polski. W drugim meczu, choć wygrywali już w Hali Mistrzów 22 punktami, zeszli z parkietu pokonani.

Niedzielne spotkanie zaczęło się co prawda tak jak piątkowe (przez pierwsze trzy minuty wrocławianie nie potrafili trafić z gry i przegrywali 2:8), lecz trwało to bardzo krótko. Później nastąpił bowiem koncert gry wrocławian, być może najlepsze dziesięć minut w tym sezonie mistrzów Polski. Jeszcze w szóstej minucie po trafieniu z dystansu Andrzeja Pluty gospodarze prowadzili 15:13, ale po raz ostatni w tym spotkaniu. Kolejnych 14 punktów zdobyli bowiem wrocławianie. Momentalnie zbudowali przewagę, o jakiej w pierwszym meczu nawet nie mogli pomarzyć.

W porównaniu z piątkowym przegranym pojedynkiem tym razem gra w ataku wrocławian nie była oparta na indywidualnych popisach Seana Colsona. Świetnie grała wyjściowa piątka, w której Dominik Tomczyk zastąpił Pawła Wiekierę, i po dziesięciu minutach każdy miał na koncie minimum trzy punkty. Bohaterem był jednak niewątpliwie Maciej Zieliński. Kapitan wrocławian (w pierwszym spotkaniu zaledwie 4 punkty i 2/8 z gry) zagrał w ataku popisowo, w pierwszej kwarcie zdobył aż 14 punktów, trafiając wszystkich pięć rzutów z gry (w tym trzy za trzy punkty) i miał 2 asysty. Wreszcie też bardzo dobrze grał Colson, a co najważniejsze wpadały rzuty z dystansu. Do przerwy wrocławianie trafili aż sześciokrotnie na osiem prób, podczas gdy w piątek zanotowali katastrofalną skuteczność. Jedyne, do czego można było się przyczepić, to gra na tablicach, bo stanowczo zbyt często gospodarze zbierali piłki w ataku (zwłaszcza Damir Krupalija, ale także nie najwyższy przecież Tomas Pacesas). Mimo to na początku drugiej kwarty po trafieniu za trzy punkty Pawła Wiekiery przewaga wrocławian urosła aż do 22 punktów (19:41 w 13. minucie), a rezerwowi wrocławian po każdej udanej akcji prawie wbiegali na parkiet.

Gospodarze nie za bardzo wiedzieli, co się dzieje. Nie tylko nie potrafili rozegrać sensownej akcji, oddawali rzuty z nieprzygotowanych pozycji (aż 15 prób rzutów za trzy punkty do przerwy), ale też fatalnie pudłowali z wolnych (do przerwy zaledwie 2/10!). Wynikało to głównie z nieprzemyślanej taktyki. Włocławianie poszli bowiem ze Śląskiem na wymianę ciosów, również prowadzili szybką grę, jaką uwielbiają przecież mistrzowie Polski, a zwłaszcza Colson. Goście w odpowiednim momencie zwolnili jednak tempo i starali się kontrolować wydarzenia na parkiecie.

Problemy pojawiły się od połowy drugiej kwarty. Dużo więcej do gry wnieśli bowiem zawodnicy z ławki Anwilu niż rezerwowi Śląska i przewaga wrocławian powoli zaczęła topnieć. W Anwilu bardzo dobrą zmianę dał przede wszystkim Igor Milicić, który zdobył 6 kolejnych punktów dla swojego zespołu, a drogę do kosza Śląska znalazł również Jeff Norgaard. Nieszczęście zaczęło się jednak od początku trzeciej kwarty. Po trafieniu Pluty i trzech kolejnych udanych akcjach Krupaliji w 24. minucie gospodarze właściwie wrócili do gry (przegrywali 48:52).

Śląsk miał olbrzymie problemy z wypracowaniem pozycji rzutowych, a zdobycie każdego punktu przychodziło mistrzom Polski z wielkim trudem. Niestety, coraz więcej było niezrozumiałych decyzji sędziowskich. W przerwie meczu obaj arbitrzy mieli problemy z przejściem do szatni, bo w ich stronę z trybun leciały różne przedmioty. Dziwnym zbiegiem okoliczności w drugiej połowie pod adresem sędziów z trybun padło już było o wiele mniej wyzwisk, natomiast coraz więcej pretensji o gwizdki mieli goście. Nic dziwnego, że przez 10 minut zdobyli zaledwie siedem punktów, a na początku czwartej kwarty mecz rozpoczął się niemalże od nowa, po tym jak Dusan Bocevski trafił z dystansu (58:59). Wrocławianie jeszcze raz odskoczyli nawet na różnicę siedmiu punktów (62:69) i do 37. minuty jeszcze prowadzili. Z każdą minutą wrocławianie mieli coraz większe problemy w ataku i zbyt często przegrywali walkę na bronionej tablicy. W efekcie gospodarze najpierw odzyskali prowadzenie po rzucie Norgaarda, a gdy za trzy punkty trafił Krupalija, było już 77:73 na nieco ponad minutę przed końcem. Również rzutem za trzy punkty odpowiedział Maciej Zieliński, ale więcej szczęścia w rzutach z dystansu wrocławianie już nie mieli. Do wyrównania miał szansę doprowadzić Colson, w jednej akcji rzucał dwukrotnie za trzy punkty, ale dwa razy spudłował. Gdy Adruska wykorzystał rzut wolny, było praktycznie po meczu, tym bardziej że po chwili z wolnych pomylił się Colson.

Teraz rywalizacja przenosi się do Wrocławia. Śląsk musi wygrać dwukrotnie, aby przedłużyć swe nadzieje na awans do piątego meczu. Takiej okazji na zwycięstwo we Włocławku jak wczoraj mogą już jednak nie mieć.

DWUGŁOS TRENERÓW

Andrej Urlep

trener Anwilu Włocławek

W pierwszej kwarcie mieliśmy pecha. Wówczas Jeff grał bowiem słabo, Damir skręcił kostkę i jeszcze Lang nabawił się urazu. Musiałem zrobić zmiany i zanim rezerwowi złapali swój rytm, Śląsk zdążył odskoczyć. Później graliśmy jednak swoje, wróciliśmy do meczu i wygraliśmy.

Jacek Winnicki

trener Idei Śląska

Znowu zagraliśmy nieskutecznie, dlatego przegraliśmy. I nie ma znaczenia, jaką różnicą, bo liczą się zwycięstwa. Teraz wracamy do Wrocławia ze stanem 0:2. Dlaczego cały mecz grał Colson? Bo mamy sytuację kadrową taką, a nie inną i to ja decyduję, kto i ile gra.

Anwil - Idea Śląsk 77:81 (19:36, 21:16, 15:7, 26:18)

Idea Śląsk

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.