Libor Pala dla Gazety: Nikt mnie nie słuchał

W piątek Libor Pala zrezygnował z pracy w Lukullusie-Świt Nowy Dwór. Jego decyzja była dużym zaskoczeniem, ale czeski szkoleniowiec uważa, że nie mógł postąpić inaczej.

Pod wodzą Libora Pali zespół Świtu osiągnął najlepszy wynik w swojej historii. Pięć kolejek przed końcem rozgrywek zajmuje drugie miejsce w tabeli i jest niemal pewnym kandydatem do gry w barażach o pierwszą ligę. Zespół z Nowego Dworu cały czas ma jeszcze szansę na bezpośredni awans - do prowadzącego Górnika Polkowice traci sześć punktów.

Mimo to wiosną Świt zawodził. Rozpoczynał rundę wiosenną jako lider z pięciopunktową przewagą nad rywalami. Gorsze wyniki popsuły atmosferę w klubie. Pojawiły się podejrzenia o odpuszczanie meczów, zarząd bez porozumienia z trenerami wyrzucił z klubu Piotra Sowisza. W tej sytuacji Pala uznał, że nie jest w stanie odpowiadać za wyniki i zrezygnował z pracy.

Bartłomiej Atys: Podobno nie prowadził Pan treningów już od środy.

Libor Pala: Miałem zamiar odejść już w poprzednim tygodniu. Byłem niezadowolony z tego, że zarząd zwolnił z pracy Piotra Sowisza. Po tej decyzji zastanawialiśmy się z moim asystentem, czy nie spakować się i nie wyjechać. Potem nasze rozpalone głowy trochę ochłonęły. Do kolejnego rozdźwięku doszło po meczu ze Śląskim we Wrocławiu. Wynik 0:0 został bardzo źle przyjęty przez władze klubu. My byliśmy zadowoleni z gry. Kontrolowaliśmy przebieg meczu, bardzo dobrze zagrała obrona, moim zdaniem tego dnia lepiej grać się nie dało. Zespół odzyskał pewność siebie i byłem przekonany, że następny mecz - z Aluminium Konin - już wygramy. Tak samo myślałem już przed spotkaniem ze Śląskiem i przeszkodziła nam tylko słaba gra w ataku. Tomasz Reginis miał doskonałą okazję do strzelenia bramki pod koniec spotkania, ale jej nie wykorzystał. I tak jednak byłem zadowolony. Widziałem bowiem, że długofalowa praca daje efekty. Działacze byli innego zdania. Chcieli samych zwycięstw. Po stracie punktów pojawiały się sugestie, że ktoś sprzedał mecz. Nie rozumiem, skąd to się brało.

Takie sugestie mogą być zrozumiałe, kiedy weźmie się pod uwagę doświadczenia władz Świtu z poprzednich sezonów.

- Ale ja zbudowałem zespół na zupełnie innych zasadach. To jest grupa uczciwych ludzi, którym naprawdę zależy na wyniku sportowym. Było zresztą jeszcze kilka innych niesmacznych sytuacji.

Co to były za sprawy?

- Nie chcę o tym rozmawiać. Może za jakiś czas będzie mozna powiedzieć coś więcej. Było wiele różnych problemów i atmosfera zrobiła się nieprzyjemna.

O co chodziło przy zwolnieniu Sowisza?

- Zagrał słabszy mecz z Piotrcovią. Bramkarz Peskovic też miał kilka słabszych meczów, dwa zawalił, ale to jeszcze nie powód, żeby go zwalniać. W Piotrkowie brakowało mi lewego obrońcy i wystawiłem Sowisza. Niestety, miał słaby dzień. Wykorzystał to Batata - bardzo dobry piłkarz, który wyczuwa, gdzie jest najsłabszy punkt przeciwnika. Ja byłem po tym meczu zadowolony, bo odwróciliśmy wynik z 0:2 na 2:2, a działacze wyrzucili zawodnika. Piłka to nie jest indywidualny sport, jak np. tenis. Tutaj nie można obwiniać jednego człowieka za wynik całego zespołu. Liczy się praca w 20-osobowym kolektywie. Indywidualne błędy nie są decydujące.

Sowisz został zwolniony także ze swojego poprzedniego klubu - Odry Wodzisław. Wtedy też pojawiły się sugestie, że odpuszczał mecze.

- To jest bardzo uczciwy człowiek i takie podejrzenia są dla niego krzywdzące. Po prostu jego obecna forma już nie pozwala na grę w profesjonalnej piłce. Zimą nie można było tego sprawdzić. Ślizgali się wszyscy i nie było widać, że ktoś jest słabszy. Na lepszych boiskach odstawał od pozostałych piłkarzy. Może w pierwszym składzie grać na stałe nie powinien, ale wyrzucanie go z klubu to gruba przesada.

Według prezesa klubu Wojciecha Szymańskiego że mówienie o ingerowaniu zarządu w prowadzenie zespołu to bzdura.

- Pan Szymański wypowiedział się dyplomatycznie. Umówiliśmy się, że nie będziemy o tym rozmawiać, i nie będziemy. Na razie jest za wcześnie na podawanie tego do publicznej wiadomości.

Prezes sugerował, że ma Pan jakieś problemy osobiste.

- To też tylko dyplomacja. Nic takiego nie ma miejsca. Od trzech i pół roku żyję z tą samą osobą. Nie mam także żadnych problemów w kontaktach z synem.

A może wolał Pan odejść przed końcem sezonu, żeby nie mieć na koncie przegranych baraży?

- Myśli Pan, że Szymański by mi pozwolił odejść, gdyby chodziło o coś takiego? Niech pan sobie przypomni, jaka afera była zimą. Wtedy nie zgodził się na moje przejście do Lecha za 100 tys. zł. Naprawdę nie w tym tkwi problem.

Andrzej Prawda z kolei sugerował, że może nie wytrzymał Pan presji.

- Prawda nie mówi prawdy [śmiech-red.]. On jest dyplomatą. O całej sprawie w tej chwili wie pięć, może sześć osób. Teraz jednak nie ma czasu na robienie zamieszania. Drużyna powinna skupić się na grze i walczyć o awans. Może moje odejście wyjdzie im na dobre. Trochę się rozluźnią, bo niektórzy w kontaktach ze mną byli spięci. Beze mnie atmosfera się oczyści. Pan Copiak ma inny pogląd na piłkę niż ja, a to też może pomóc. W tej chwili [niedziela rano-red] piszę SMS-y do chłopaków. Gratuluję im zwycięstwa nad Aluminium i zachęcam do regeneracyjnego biegania, bo wiem, że dostali dzień wolny.

Zapewne nie raz zastanawiał się Pan, dlaczego wiosną mieliście wyniki dużo słabsze niż jesienią.

- Mam swoją analizę, ale nie chcę o niej rozmawiać. Każdy trochę zawinił. Ja, działacze, zawodnicy, dyplomacja piłkarska. Chłopcy są w stanie wygrać wszystkie mecze do końca sezonu. Po prostu w dłuższym okresie ta praca przyniesie efekty. Robienie rewolucji po jakimś przegranym spotkaniu jest głupotą. To, co zrobiono z Wdowczykiem albo Smudą, jest bez sensu. Jeżeli nie zmieni się podejście działaczy do trenerów w Polsce, to nigdy nie będzie dobrych zespołów, chociaż piłkarze są dobrzy. Każdy trener potrzebuje czasu do pracy. Proszę popatrzeć, jak jest w Anglii. Tam każdy trener pracuje przynajmniej kilka lat i dopiero po takim czasie jest rozliczany. Tymczasem w polskiej drugiej lidze od początku sezonu do teraz szkoleniowcy nie zmienili się w tylko czterech klubach - Górniku Polkowice, Arce Gdynia, Stali Stalowa Wola i Śląsku Wrocław. W ten sposób nie da się zbudować zespołu. Pan Szymański będzie musiał zmienić w I lidze kilka osób w zarządzie klubu, bo wyrządzają mu szkodę. Oni nawet tego nie rozumieją, bo nie wiedzą, jak się robi profesjonalną piłkę.

Nie żal Panu odchodzić teraz, kiedy jest szansa na awans, a do końca sezonu zostały trzy tygodnie?

- Musiałem zrezygnować. Nie było innej możliwości. Może przyczyny wyjawię za dwa, trzy miesiące, ale wtedy nie będzie to już nikogo interesowało.

W ostatnich miesiącach narzekał Pan na sędziowanie w II lidze. Puściły nerwy po słabszych rezultatach?

- To jest kolejna niesmaczna sprawa. Chciałbym mieć takiego kierownika drużyny jak Górnik Polkowice.

Naprawdę?

- Tak. Teraz mielibyśmy 15 punktów przewagi, a ja mógłbym spokojnie zajmować się treningami.

Wracając do spraw sportowych. Co się stało z napastnikami Świtu wiosną? W 12 meczach nie strzelili żadnej bramki.

- To był dla mnie największy problem. Tak naprawdę, to nie wiem, co się stało. Jesienią nie strzelali dużo bramek, ale jakieś strzelali. Zimą mieliśmy w klubie Bułgara [Ivana Martinova], jednak nikt nie potrafił dogadać się z jego menedżerem. To być może był mój największy błąd, że zabrakło mi stanowczości w tej sprawie. Potrzebowaliśmy wzmocnienia w ataku, lecz decyzja w sprawie Martinova była odwlekana zbyt długo i w końcu zrobiło się za późno.

Może robił Pan za dużo zmian w ataku?

- Jesienią rotacja była większa niż wiosną. Rozmawiałem z piłkarzami cały czas, ale nic to nie dawało. Trochę pozmieniało im się w życiu osobistym. Niektórzy się pożenili, a to z reguły wyłącza piłkarza na pół roku. Tak już po prostu jest i nic na to się nie poradzi. Mają swoje prywatne życie i jest to normalna sprawa.

Czy patrząc z dzisiejszej perspektywy uważa Pan, że mógł coś zmienić wcześniej i zapobiec tym spięciom, które zaowocowały Pana rezygnacją?

- Mogłem. Za bardzo uspokoiły mnie ostatnie wyniki. Wiedziałem, że zbliża się przełamanie i zaczniemy wygrywać. Władze klubu tego nie widziały. Nie są z zespołem na co dzień i nie wiedzą, co się dzieje. Zespół gra w nowoczesny sposób - temu nikt nie zaprzeczy. Niektóre elementy taktyczne były wykonywane na europejskim poziomie. Nie mówię o technice, ale taktyka tak. Potrafili przenieść moją myśl na boisko i to dla mnie największa satysfakcja. Ja przyszedłem do Nowego Dworu po to, żeby zmienić sposób gry i wpoić piłkarzom systematyczność. Wyniki przyjdą same, ale na to potrzeba czasu i cierpliwości. Jeżeli komuś jej brakuje, to ja za to nie odpowiadam. Mam nadzieję, że Świt awansuje do I ligi.

Pana zdaniem Świt ma szansę na wygranie baraży?

- Jeżeli przeciwnikiem będzie Szczakowianka lub Ruch, to Świt ma 50 procent szans. Cięższym rywalem byłby Widzew. Najgorzej byłoby grać z Zagłębiem Lubin. Moim zdaniem to zespół o potencjale większym niż Odra Wodzisław. Nie wiem co się stało, że nie jest teraz w pierwszej czwórce.

A co w przypadku awansu? Czy Świt będzie w stanie utrzymać się w ekstraklasie?

- 70 procent składu i trener muszą zostać, że by nie stracić tego, czego się nauczyli przez cały rok. Kilku nowych piłkarzy będzie musiało nauczyć się sposobu Świtu gry w czasie miesiąca przygotowań i tym sposobem są w stanie grać w pierwszej lidze. Im dłużej kontynuuje się jedną myśl, tym lepsze mogą być wyniki. W przypadku zmiany trenera będzie to pierwszy kandydat do spadku. Tego jednak nikt nie słucha. Nie słuchali w Polonii, nie słuchają w Nowym Dworze.

Jakie są pańskie najbliższe plany?

- Jeżdzę oglądać I ligę. W piątek byłem w Poznaniu, może pojadę do Katowic na mecz Dospel - Wisła, w środę będę w Warszawie na spotkaniu Legii z Lechem, a w sobotę w Nowym Dworze na meczu z Podbeskidziem. Dalszych planów na razie nie mam.

Są jacyś kandydaci na pańskiego nowego pracodawcę?

- Na 80-90 procent będę prowadził zespół w polskiej ekstraklasie. Nie mam dużo propozycji, ale kilka jest przekonujących. Miałem możliwość rozpoczęcia pracy już teraz, ale wolę od początku nowego sezonu.

- Będzie to Lech Poznań?

- To jest jedna z możliwości.

LIBOR PALA

Ur. 22 lipca 1961 roku.

Kariera zawodnicza: Stonava, H. Sucha, Dukla Malacky, Banik Havirov

Kariera trenerska: Stonava, Kovana Karvina, Lokomotiva Petrovice, Banik Ostrawa (II zespół), SFC Opava, FC Karvina (wszystkie kluby w Czechach), Polonia Warszawa (II trener), Lukullus-Świt Nowy Dwór Mazowiecki

Copyright © Agora SA