Rutkowski, Wujec: Kto pomoże Lakersom?

Tytułu mistrzów NBA nie zdobędą ani Sacramento Kings, na których stawialiśmy, ani zeszłoroczni mistrzowie LA Lakers. Kings wyeliminowała kontuzja ich najlepszego gracza, Chrisa Webbera, więc za rok znów należeć będą do faworytów. Sytuacja Lakers jest znacznie trudniejsza.

Pierwszy problem Lakers nazywa się Shaq. Ktoś - najpewniej Phil Jackson, którego Shaq szanuje i uwielbia - musi wielkiego centra przekonać, że latka już nie te, i do wyczerpującego sezonu NBA trzeba się poważnie przygotować. Przez ostatnie lata Shaq zachowywał się jak nadzwyczaj zdolny uczeń, który sprawdza jak mało musi się uczyć, by nadal zdobywać szóstki. Tył podczas przerwy wakacyjnej, nie trenował, przesuwał zabiegi medyczne na jesień, opuszczał obozy treningowe. W tym roku przez niemal pół sezonu pożytek z niego był niewielki - najpierw w ogóle nie grał, a później mozolnie dochodził do formy.

Drugi problem Lakers - równie poważny - nazywa się "drużyna". Dwie wielkie gwiazdy nie wystarczą. Co prawda Lakers nigdy nie imponowali głębokością składu, ale w tym roku przypominało to już kabaret. Weterani: Derek Fisher, Robert Horry, Brian Shaw - ledwo żywi po całorocznej pogoni za play-offami, w decydujących meczach zawiedli. Gdy kontuzje dopadły Ricka Foxa i Deveana George'a, biedny Phil Jackson musiał budować taktykę wokół takich sław jak Stanisław Medvedenko, Mark Madsen i Jannero Pargo. Grzech zaniechania obciąża zarówno właściciela klubu Jerry Bussa, który nałożył limit na wydatki płacowe, jak i trenera Jacksona, sprzeciwiającego się zmianom w trakcie sezonu.

Teraz wiadomo, że zmiany są nieuniknione. Latem Lakers będą musieli ostro powalczyć na wolnym rynku transferowym. Kandydatów jest co najmniej kilku:

n Karl Malone. Kończy mu się kontrakt z Utah, czterdziestka na karku, a marzenie o tytule mistrzowskim nadal nie spełnione. Jest jedno ale: Malone goni Kareema Abdula Jabbara w klasyfikacji najlepszych strzelców NBA. W Lakers zostałby dopiero trzecią strzelbą i musiałby grać chyba do 45-tki, żeby prześcignąć Jabbara. Jeśli zostanie w Utah - powinny mu wystarczyć 2 lata.

n Gary Payton. Też bez tytułu, tyle że ciut młodszy. Zawsze jednak był sknerą i raczej nie zgodzi się przyjść za małe pieniądze. Lakers mogą mu zaproponować najwyżej 4,5 mln dolarów rocznie, w Milwaukee dostanie dużo więcej. Poza tym Payton trudno się dogaduje z trenerami, a Phil Jackson ma wystarczająco problemów wychowawczych z Shaqiem i Kobe.

n P.J. Brown. Walczak, dobry obrońca, świetnie zbiera. Typ gracza, który do Lakers nadawałby się idealnie. Mocnym punktem Chicago Bulls Phila Jacksona była zawsze pozycja silnego skrzydłowego - najpierw Horace Grant, potem Dennis Rodman. W Lakers od lat na tej pozycji jest wielka dziura, i z konieczności silnego skrzydłowego udaje Robert Horry. Problem w tym, że New Orleans Hornets już zapowiedzieli, że zrobią wszystko, żeby Browna zatrzymać.

n Juwan Howard. Ten pasowałby jeszcze lepiej. Ma wszystkie zalety Browna, a do tego potrafi błysnąć w ataku. W Dallas udowodnił, że nie musi być gwiazdą, umie grać trzecie skrzypce. Czy będzie skłonny zrezygnować z większych pieniędzy, które zapewne zaoferują mu Denver Nuggets i inni (Detroit, Seattle)? Skoro przez ostatnie lata był uważany za najbardziej przepłacanego zawodnika NBA - może teraz zechce być najbardziej niedopłacony?

n Alonzo Mourning. Po ciężkiej chorobie nerek czuje się już dobrze i planuje kolejny powrót. Miami Heat raczej nie są zainteresowani przedłużeniem kontraktu. Czyżby więc "Twin Towers" w LA?

n Scottie Pippen. Właściwie same plusy. Doświadczenie (6 tytułów mistrzowskich z Bulls). Doskonałe zrozumienie schematów trenerskich Phila Jacksona. Wszechstronny. Dobry obrońca. Nie zależy mu specjalnie na kasie, za to chciałby efektownie zakończyć karierę. Trener Jackson od dawna lobbuje za pozyskaniem Scottiego. Właściwie jedyne "ale" to zdrowie. Pippen bardzo często łapie kontuzje, a wówczas istnieje niebezpieczeństwo, że w playoffach nie będzie z niego pożytku (vide Portland w tym sezonie).

I na koniec, uwaga: plotka roku. Niektórzy przebąkują, że w przyszłym roku w składzie ekipy z Los Angeles zobaczymy: Scottie Pippena, Karla Malone'a i Michaela Jordana. O pozyskanie Pippena zabiega trener Phil Jackson, Karl Malone marzy o tytule mistrzowskim, a MJ rzekomo chce jednak pięknie zakończyć karierę, no i zemścić się na Wizards. Michael miałby (tak jak w Washingtonie) grać za minimalną gażę, a Pippen i Malone podzieliliby się po połowie 4,5 milionami dolarów, które mają do wydania Lakers. Szansa 0,01%, bo z Jordanem nigdy nie wiadomo.

Kronika towarzyska: bezimienni z Charlotte

Kibice z Charlotte nieprędko zobaczą na żywo playoffy. Po wyprowadzce Hornets nie gra tam żadna drużyna NBA. Ale w sezonie 2004/05 zadebiutuje nowy klub z Charlotte, a już teraz rozgorzała tam zażarta i niezmiernie interesująca dyskusja, jak ów team ma się nazywać. Kibice zgłosili łącznie ok. 1250 propozycji. Po żmudnej selekcji pulę ograniczono najpierw do dwunastu, a teraz już tylko do trzech nazw. Bobcats, Dragons i Flight.

n Bobcats - Rysie, to główny faworyt. Oficjalna argumentacja brzmi: "to tradycyjna nazwa, dotychczas nie wykorzystana, w Północnej Karolinie żyją rysie, i mamy już jedną kocią drużynę w regionie [Carolina Panthers]". Tylko gdzie rysiowi do pantery? Ta dosyć drętwa nazwa podoba się wprawdzie tylko jednej osobie w Charlotte, ale za to jest nią właściciel klubu - Bob Johnson. Dlaczego rysie, a nie lwy, tygrysy, jaguary, pumy, gepardy, lamparty czy nawet oceloty? Powód jest dość prozaiczny: skojarzenie Bob - Bobcats. I tak dobrze, że nie jest to nazwa Bobbies (gliniarze) albo Boobs (...).

n Dragons - Smoki. "Nieco mityczna, umożliwiająca różne interesujące rozwinięcia marketingowe, kreatywne gadżety - smoki są np. kojarzone z ogniem". Może i mityczna, za to na pewno wyjątkowo pretensjonalna. Maskotka klubu będzie zapewne wyglądać jak Smok Wawelski albo smok Miluś z Kajka i Kokosza. A niepowodzeniom w pierwszych sezonach będą towarzyszyły tytuły "Wyjście Smoka".

n Flight - Lot. "Nazwa konceptualna, związana z pierwszym lotem braci Wright, który odbył się przecież na terenie Północnej Karoliny, a jednocześnie skojarzona z koszykówką i podkoszowym fruwaniem". Ta nazwa pasuje do Michaela "Air" Jordana, który po niepowodzeniach w Wizards ma zasilić management Charlotte. Ale chyba do niczego więcej. Po pierwsze - tworzy niekończące się problemy z odmienianiem i tłumaczeniem. Przypominamy, że niektórzy próbują pisać o Miami Heat per "Żary". Jak pisać o Flight? Loty? No i przyszłe tytuły... "Czy leci z nami pilot?", "NiedoLot", czy "Lot nad kukułczym gniazdem".

Co na to kibice Charlotte? 10% jest za Rysiami, 16% za Smokami a 34% za Lotem. My przyłączamy się do 40%, którzy uważają, że wszystkie trzy nazwy są fatalne.

Tako rzecze Shaq

Shaq nic nie rzecze. Po przegranej z San Antonio, O'Neal obraził się na cały świat i nie pojawił się nawet w klubie na oficjalnym zakończeniu sezonu. Phil Jackson nazwał takie zachowanie "dziecinadą".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.