Pogoń Nowa może czerpać wzór z Lechii

PIŁKA NOŻNA. Dwa lata temu w Gdańsku zgłoszono do rozgrywek drużynę seniorów Lechii. Dziś ma szansę na awans do IV ligi, ale i spore problemy z funkcjonowaniem.

Pogoń ma swoją drużynę w ekstraklasie. Jednak po zakończeniu sezonu zostanie zdegradowana do II ligi. Dziś nie wiadomo, czy w niej wystartuje. Prawdopodobnie w najbliższych dniach któryś z udziałowców Sportowej Spółki Akcyjnej "Pogoń" złoży w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości klubu. Spółka od dawna jest finansowym trupem. Jej prezes Les Gondor przeznaczył na jej działalność sportową może kilkaset tysięcy złotych. Żeby zespół mógł w miarę normalnie funkcjonować, na sezon potrzeba przynajmniej 10 mln zł. Tych pieniędzy za Gondora nie było i nie będzie. Wszystko wskazuje na to, że także Pogoni może wkrótce nie być.

Odchodzimy ze spółki

SSA Pogoń jest zadłużona na ponad 30 mln zł. To skutecznie odstrasza kogokolwiek, kto chciałby pomóc klubowi. Od roku spekulowano o powstaniu nowego klubu, który miałby funkcjonować pod szyldem Pogoni. W ubiegłym tygodniu Stowarzyszenie Klubu Sympatyków Pogoni Szczecin złożyło w Zachodniopomorskim Związku Piłki Nożnej wniosek o rejestrację klubu piłkarskiego Pogoń Nowa. Jej założyciele chcieli, by od przyszłego sezonu zespół rozpoczął rozgrywki w IV lidze, ale już dziś wiadomo, że ZZPN może tylko w drodze wyjątku pozwolić drużynie rozpocząć sezon od klasy A.

Podobna sytuacja była w Gdańsku. W 2001 r. nie w wyniku niewywiązywania się z umów finansowych przez przedstawicieli Sportowej Spółki Akcyjnej "Lechia Polonia" KS Lechia (udziałowiec spółki) wystąpił z niej. Jesienią Ośrodek Szkolenia Piłkarskiego "Lechia Gdańsk" wystawił zespół w VI lidze.

- Drużyna była całkowicie oparta na juniorach - mówi Marek Bąk, dyrektor Lechii. - Żaden z zawodników nie otrzymywał ani złotówki.

Młodzi, regularnie trenujący piłkarze wywalczyli awans do V ligi.

Mieć, żeby wydawać

OSP Lechia ma na utrzymaniu 14 grup piłkarzy. Z miasta otrzymuje dotacje, ale to kwota symboliczna zważywszy na potrzeby - 30 tys. zł rocznie. Seniorska drużyna została wzmocniona trzema doświadczonymi zawodnikami, którzy otrzymują pensje. Pieniądze na wynagrodzenia pochodzą z Biznes Partner Klubu powołanego przez kibiców. Idea jego funkcjonowania jest podobna do tych działających w Lechu Poznań czy Śląsku Wrocław. Wpłat dokonują kibice. BPK Lechii zrzesza ponad 40 kibiców wpłacających (z różną częstotliwością) po 100 zł. W praktyce zawodnicy otrzymują po 600-700 zł miesięcznie.

- Ludzie nie zdają sobie często sprawy z tego, jaki to ogrom pracy prowadzenie klubu - przestrzega Bąk i wylicza wydatki.

- Opłacenie sędziów, pielęgniarki, ludzi do wymalowania linii czy wynajem autokaru. Na to wszystko w ubiegłym roku wydaliśmy ponad 90 tys. zł.

Na mecze Lechii nie ma biletów, ale regularnie spotkania na swoim stadionie ogląda ponad 1000 widzów. Gdańscy kibice często dają się we znaki nawet swoim działaczom. Niedawno wszczęli na swoim stadionie awanturę. Teraz klub musi ponieść tego koszty - 5 tys. zł kary nałożonej przez związek.

- Ich pomoc i oddanie dla klubu są niezwykle ważne, ale czasem nie zdają sobie sprawy z tego, jak łatwo mogą wszystko zepsuć - mówi dyrektor gdańskiego klubu. - Kilka razy proponowałem im, abyśmy się zamienili miejscami, niech teraz oni poprowadzą klub - nie było chętnych.

Awans i co dalej?

Mimo kłopotów finansowych Lechia pnie się w górę. Obecnie zajmuje trzecie miejsce w V lidze, ma jedno zaległe spotkanie i tylko kataklizm może sprawić, że nie awansuje do IV ligi. To już wyższe pieniądze.

- Skąd je wziąć? Na razie nie wiem. Budżet na ten rok to ok. 200 tys. zł na cały OSP - powiedział Bąk.

Podobnie jak w Szczecinie, tak i w Gdańsku nie ma firm i prywatnych osób, które chcą wspierać finansowo klub. Najczęściej kończy się na ich deklaracjach.

- Przychodzą, mówią, że daliby, ale gdybyśmy grali w I czy II lidze. A prawda jest taka, że gdy zespół był wyżej, i tak nic nie dawali. W Gdańsku nie ma klimatu dla sportu - stwierdził Marek Bąk.

Wydaje się, że klimatu nie ma także w Szczecinie. Najlepiej o tym świadczy przykład Pogoni, choć upadła także koszykówka, koniec z końcem ledwie wiążą siatkarze i piłkarze ręczni.

- Rada na działanie? Żadnych deklaracji na wyrost i budżet, który przynajmniej dopnie się w ponad 50 proc. - mówi Marek Bąk, dyrektor Lechii. - Żeby wydawać pieniądze, najpierw trzeba je mieć.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.