Szczakowianka Jaworzno - Lech Poznań 1:2

Zwycięski gol Sylwestra Czereszewskiego w ostatniej minucie doliczonego czasu gry pogrążył Szczakowiankę w strefie spadkowej

Na stadionowym zegarze dobiegała już 92. min. Kibice powoli opuszczali stadion. Piłkarze Szczakowianki, którzy do końca walczyli o zdobycie zwycięskiej bramki, słaniali się ze zmęczenia na nogach. Lech, który nastawił się w Jaworznie głównie na grę z kontry, zachował więcej sił. Prawą stroną kilkanaście metrów przebiegł z piłką Krzysztof Gajtkowski, po czym dokładnie dośrodkował ją wprost na głowę Bartosza Ślusarskiego. Ten zgrał piłkę na piąty metr, a Sylwester Czereszewski już wiedział, co z nią zrobić.

- Znam to uczucie. Grając w Legii Warszawa, w trzech meczach z rzędu zapewniałem swojej drużynie zwycięstwo w ostatnich sekundach meczu. Szkoda trochę piłkarzy Szczakowianki, bo grali dziś naprawdę dobrze. Nie sądziłem, że to tak poukładany zespół - mówił napastnik "Kolejarza".

Po bramce Czereszewskiego sędzia już nie wznowił gry. Piłkarze z Jaworzna padli na murawę i długo się nie podnosili. Porażka Szczakowianki oznacza, że z pracą najprawdopodobniej pożegna się trener Marek Motyka. Wśród jego następców najczęściej wymienia się nazwisko Janusza Białka.

- Na ma się co czarować, ludzie są żądni mojej krwi. Wszystko zależy do działaczy... - wzdychał szkoleniowiec.

Nieszczęśliwy koniec przewidywali chyba miejscowi kibice, którzy pirotechniczny show, który zwykło się urządzać po zwycięskiej bramce, zaprezentowali już w 1. min meczu. Spotkanie od początku mogło się podobać. W obu drużynach nie brakuje piłkarzy dobrze wyszkolonych technicznie, więc składnych i ciekawych akcji nie brakowało. Przewagę mieli gospodarze, ale groźniej atakowali poznaniacy. Andrzejowi Bledzewskiemu skóra cierpła, szczególnie gdy do piłki dochodził Bartłomiej Ślusarski. Kryjący napastnika Lecha Tomasz Księżyc nie miał wczoraj najlepszego dnia.

Najwięcej zamieszania pod bramką Szczakowianki było po stałych fragmentach gry, które wykonywał najczęściej Piotr Reiss.

Właśnie po rzucie rożnym goście zdobyli pierwszego gola. Mile Kneżević nie upilnował Bartosza Bosackiego, a ten strzałem głową z 6 m dał swojej drużynie prowadzenie.

- Przed meczem umówiliśmy się, że rzuty rożne będziemy bić na pierwszy słupek. Opłaciło się, bo właśnie takie zagranie przyniosło nam sukces - tłumaczył Reiss.

Szczakowianka też nie próżnowała. Szczególnie aktywny był Krzysztof Przytuła, który upodobał sobie strzały z dystansu. W 39. min kibice już nawet krzyknęli radosne "goool", ale Maciej Bykowski, mimo że uderzał zaledwie z 8 m, trafił w boczną siatkę.

Po przerwie mecz był jeszcze ciekawszy. Lech niby w głębokiej defensywie, ale cały czas gotowy, by upokorzyć przeciwnika.

Świetnie na prawej stronie boiska prezentował się Paweł Kaczorowski, który pracował od pola do pola karnego. Nie bał się odpowiedzialności, wygrywał wiele pojedynków jeden na jeden.

W 61. min szczęście wreszcie uśmiechnęło się do gospodarzy. Robert Chudy oszukał obrońcę i mocno strzelił. Norbert Tyrajski zdołał sparować piłkę, ale przy dobitce Dariusza Kozubka był już bezradny.

W Jaworznie znowu odżyła nadzieja na trzy punkty. Gospodarze atakowali, ale defensywa Lecha broniła się bardzo mądrze. Jedynym efektem przewagi Szczakowianki były dośrodkowania Janusza Wolańskiego i rzuty rożne.

W końcu trener Motyka postawił wszystko na jedną kartę: zdjął z boiska Dzenana Hosicia i wprowadził Abela Salamiego, trzeciego napastnika. Na nic to się zdało. W środku boiska zrobiła się za to taka dziura, że można by jeździć czołgiem. Piłkarze Lecha nie mogli jej nie zauważyć. Poczekali do 92. min...

Szczakowianka Jaworzno - Lech Poznań 1:2 (0:1)

Bramki

Szczakowianka: Kozubek (61., dobił strzał Chudego).

Lech: Bosacki (19., z podania Reissa), Czereszewski (90., z podania Ślusarskiego).

Szczakowianka: Bledzewski - Księżyc (54. Wolański), Kapciński, Hosić (86. Salami), Przerywacz - Kneżević, Przytuła (70. Kubisz), Iwański, Kozubek - Bykowski, Chudy.

Lech: Tyrajski - Kaczorowski (82. Czereszewski), Kaliszan Ż, Bosacki, Poledica - Madej Ż (73. Kryger), Lasocki, Reiss, Goliński Ż (62. Jacek) - Gajtkowski, Ślusarski.

Widzów: 4000.

SZCZAKOWIANKA LECH

15 strzały 7

2 celne 3

19 faule 19

3 spalone 9

12 rzuty rożne 10

Gracz meczu: cała drużyna Lecha, za zespołową i mądrą grę

Zdaniem trenerów

Bohumil Panik (Lech):

- Po obu drużynach było widać, że bardzo chcą wygrać. Zrobiło się z tego niezłe widowisko. Szczakowianka musiała wygrać i to była nasza szansa. Było wiele okazji do zdobycia bramek. Mogła wygrać Szczakowianka, mógł wygrać Lech. Szczęście było z nami.

Marek Motyka (Szczakowianka):

- Robiliśmy wszystko, żeby wygrać. Znaliśmy wyniki wcześniej zakończonych spotkań. Zdawaliśmy sobie sprawę, że trzy punkty wywindują nas na 9. miejsce. Przy stanie 1:1 postawiłem wszystko na jedną kartę. Niestety, zamiast punktu straciliśmy wszystko.

not. tod

Rozmowy pod szatnią

Piotr Przerywacz (Szczakowianka):

- To nie zmęczenie zadecydowało o naszej porażce, tylko brak koncentracji. To bardzo boli przegrać w 90. min meczu. Lech okazał się wymagającym rywalem, ale na pewno nie na tyle, żeby mu nie strzelić jednej bramki więcej.

Piotr Reiss (Lech):

- Początek dla gospodarzy. Bramka Bosackiego dała nam trochę spokoju.

Gdy Szczakowianka zdobyła wyrównującego gola, pomyślałem: "dobry i jeden punkt". A tu w końcówce spotkało nas takie szczęście. Będzie się fajnie wracało do Poznania.

Maciej Bykowski (Szczakowianka):

- Szczęście nas chyba opuściło na dobre. Kolejny pechowo przegrany mecz. Szkoda. Do końca ligi pozostało jeszcze sporo spotkań, trzeba grać dalej.

Robert Chudy (Szczakowianka):

- No co ja mam powiedzieć? Graliśmy do przodu, szarpaliśmy... Strasznie żal.

Krzysztof Gajtkowski (Lech):

- Jak wrzucałem tę ostatnią piłkę, wierzyłem, że trafi do kolegi i będzie z tego młyn. Liczyłem, że skończy się golem. Szczakowianka bardzo się odkryła, postawiła wszystko na jedną kartę. Trzy punkty bardzo nas cieszą, bo przede wszystkim chcieliśmy tu nie przegrać.

not. tod, rł

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.