Rozmowa z piłkarzem Wisły Kalu Uche

Nigeryjczyk nie błyszczał wirtuozerią zagrań, do których przyzwyczaił wiślackich kibiców. Przydarzyło mu się też kilka kiksów. Bez wątpienia był jednak bohaterem spotkania, strzelając gola i asystując przy drugiej zwycięskiej bramce.

Waldemar Kordyl: Jakby Pan opisał pierwsza gola?

Kalu Uche: To była wspaniała bramka. Chyba nikt się nie spodziewał takiego podania. Uprzedziłem obrońców i strzeliłem płasko w róg.

Rozpoczęliście mecz w wolnym tempie i w efekcie straciliście gola.

- To nie tak. Nie zaczęliśmy wolno, tylko Legia na początku była zdecydowanie lepsza i strzeliła nam gola. Dopiero później zaczęliśmy grać coraz lepiej i wyrównaliśmy.

Angelo odniósł kontuzję w pierwszych minutach meczu. Co będzie z Wisłą?

- To rzeczywiście utrudni nam trochę grę. Mam nadzieję, że Adam będzie bronił tak dobrze jak w meczu z Legią.

W drugiej połowie miał Pan świetną asystę.

- Tak, jestem z tej akcji zadowolony. Ale chcę pochwalić Maćka, który dobrze się zastawił i celnie strzelił.

Kilka razy zagrał Pan jednak bardzo niedokładnie.

- Rzeczywiście zdarzyły mi się niedokładne podania. Raz nawet wybiłem piłkę na róg. No cóż, zdarza się, choć warunki na boisku nie były najlepsze.

Czy zwycięstwo przyszło Wam łatwo?

- Przeciwnicy grali twardo i agresywnie. Nie byli łatwym zespołem do ogrania.

Co Pan powie o pracy sędziów ze Słowacji?

- To było dobre rozwiązanie, bo nie znali ani Wisły, ani Legii. Byli spoza układów. Czy prowadzili mecz lepiej niż polscy sędziowie? Trudno mi odpowiedzieć.

Czy ubył Wam jeden z przeciwników do tytułu mistrzowskiego?

- Absolutnie nie. Oni tak samo jak my będą grać do końca.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.