MŚ w narciarstwie klasycznym. Stoch i spółka chcą skoczyć na kontrolę

Sepp Gratzer, kontroler sprzętu z ramienia FIS, otwiera komputer, wpisuje nazwisko skoczka i po chwili wie, jaką szerokość może mieć jego kombinezon w rękawie, udach, pasie, biodrach czy klatce piersiowej. Jeśli cokolwiek się nie zgadza, zawodnik zostaje zdyskwalifikowany. - Życzę naszym chłopcom, by po sobotnich zawodach w komplecie przeszli taką kontrolę - mówi Jan Szturc, wujek i pierwszy trener Adama Małysza. Transmisja konkursu o godz. 17 w TVP 1 i Eurosporcie. Relacja na żywo w Sport.pl.

Wychodzisz z domu, a skaczą Polacy? Śledź relacje w telefonie, dzięki aplikacji Sport.pl Live

W swoim ostatnim starcie przed mistrzostwami świata Kamil Stoch zajął w Klingenthal dopiero 30. miejsce. W sportowej walce nasz najlepszy skoczek był dziewiąty, ale został przesunięty na ostatnią pozycję po finałowej serii konkursu, bo tuż po niej okazało się, że skakał w nieprzepisowym kombinezonie. Kilka dni później, gdy Stoch z resztą kadry Łukasza Kruczka ćwiczył na obozie w Szczyrku, w zawodach lotów narciarskich w Oberstdorfie z tego samego powodu zdyskwalifikowany został Jan Ziobro. W styczniu przez problemy z kombinezonem zwycięstwo w Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem stracił Aleksander Zniszczoł. Czy na tym skończy się lista sprzętowych wpadek Polaków w bieżącym sezonie?

Żadnych wpadek

- Wszystkie kombinezony, jakie zawodnicy zabrali ze sobą do Val di Fiemme, FIS dokładnie sprawdził. Nie będzie żadnych problemów - zapewnia Kruczek.

Sprawdził teraz, a wcześniej tego nie robił? A może to Polacy tak bardzo próbowali ulepszać sprzęt, że balansowali na granicy ryzyka, czego teraz - na najważniejszej imprezie w tym roku - robić już nie będą?

- Nic z tych rzeczy. Po zmianie przepisów od tego sezonu przestrzeń między ciałem zawodnika a kombinezonem w każdym miejscu musi być nie większa niż dwa centymetry. To bardzo mało, nawet po trzech skokach kombinezon potrafi rozciągnąć się o centymetr czy nawet dwa w miejscach szczególnie na to narażonych, a więc w biodrach, kolanach, na plecach. Nawet jak się stroje szyje praktycznie na zero, czyli tak, że przylegają do ciała bardziej, niż każą przepisy, to zagrożenie ciągle jest duże. Tak naprawdę w tych kombinezonach zawodnicy nie powinni nawet rozgrzewać się przed skokiem, bo zwykły przysiad może ich bardzo dużo kosztować - tłumaczy Szturc.

Skąd zatem pewność Kruczka, że dyskwalifikacje jego podopiecznym już nie grożą?

- Z tego, co wiem, Zbyszek Klimowski o to zadbał. On na kombinezonach zna się świetnie, w Szczyrku bez przerwy sprawdzał, jak stroje przygotowane na mistrzostwa reagują na treningi, cały czas je mierzył i przekonał się, że sprzęt na Val di Fiemme jest naprawdę dobry - mówi Szturc.

Gratzer - krawiec doskonały

Mimo wszystko przed sobotnim konkursem Stoch, Kot, Żyła i Kubacki, którzy chcą walczyć o wysokie miejsca, dla własnego spokoju powinni wybrać się do Seppa Gratzera. Człowiek, który kontroluje sprzęt skoczków, żadnemu nie może odmówić konsultacji przed zawodami. - Kiedy zawodnik przychodzi do Gratzera, żeby się upewnić, że ma regulaminowy kombinezon, to ten włącza swój komputer i jednym kliknięciem otwiera dane, jakie przed sezonem zebrał na temat tego skoczka. Gratzer ma zapisane, jaką szerokość może mieć strój każdego zawodnika w rękawie, udach, pasie, biodrach, klatce piersiowej i w jeszcze kilku miejscach. Kombinezon przewraca na lewą stronę i mierzy wszystko metrem. Ale nie krawieckim, tylko takim szczególnie precyzyjnym, wykonanym z włókna szklanego, posiadającym homologację. Zawodnik jest przy tym obecny, widzi, jak sprawdzany jest każdy szczegół. Jeżeli choć jedna rzecz się nie zgadza, dostaje wiadomość, że w tym stroju nie może skakać, bo zostanie zdyskwalifikowany. Dokładnie tak samo kombinezon jest kontrolowany po zawodach. Ale wtedy każda niezgodność skutkuje już dyskwalifikacją - tłumaczy Szturc.

Trenerzy skarżą

Po sobotnich zawodach, tak jak po każdym konkursie Pucharu Świata, do Gratzera będą musieli się pofatygować wszyscy zawodnicy, którzy uplasują się w pierwszej dziesiątce. - Mam nadzieję, że nasi chłopcy pójdą do niego w komplecie - mówi Szturc.

Ci, którzy zajmą dalsze miejsca, też mogą się spodziewać kontroli, bo do Gratzera może doprowadzić ich asystent Austriaka. - Robi to, gdy tylko zauważy jakąś fałdkę na kombinezonie zawodnika - mówi Szturc. - Poza tym na wieży trenerskiej razem ze szkoleniowcami przebywa człowiek, który obserwuje wszystkich skoczków i gdy tylko uzna, że któregoś warto sprawdzić, łączy się z Gratzerem - dodaje klubowy trener m.in. Piotra Żyły. - No i wysłuchuje szkoleniowców. Każdy z nich może do niego wnioskować o sprawdzenie sprzętu któregoś z zawodników, co działo się choćby przy okazji słynnych wiązań Simona Ammanna na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver i w związku z butami Andersa Jacobsena podczas ostatniego Turnieju Czterech Skoczni - kończy Szturc.

Wszystko o MŚ w narciarstwie klasycznym w specjalnym serwisie Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.