Trener Finów: Hautamaeki liderem

Dla "Gazety" Tommi Nikunen, 29-letni trener fińskich skoczków, najmłodszy ze wszystkich szkoleniowców skoków narciarskich świata:

- Kto wygra? Skoki to zabawna dyscyplina. Jedna, dwie nieudane próby powodują, że zawodnik traci wiarę w siebie. Ale i dwa wspaniałe skoki przywracają skoczka na właściwy tor. Nikt nigdy nie powie, kto wygra jutro. Bo to niemożliwe do przewidzenia. Wszystko zmienia się z dnia na dzień. Moi faworyci to Małysz, Hannawald i Matti Hautamaeki, a więc pierwsza trójka PŚ poprzedniego sezonu. Austriacy? Wydają się mocni, ale nie na tyle chyba, by wygrać. Adam skacze solidnie, ładnie, ale to nie są tak dobre skoki jak w poprzednich latach. Jest jednak w stanie wygrać.

Mam nadzieję, że podczas konkursów moi zawodnicy będą skakać tak samo dobrze i daleko - albo nawet lepiej - jak na treningach. Przez ostatnie kilka tygodni wszyscy trenowaliśmy razem, a na zawody PŚ do Willingen pojechali tylko Janne Ahonen i Hautamaeki. Reszta była w Kuopio i Lahti, skakaliśmy na obiektach K-90 i K-120, ale więcej skoków oddaliśmy na mniejszym obiekcie. Testowaliśmy masę kombinezonów, nart. Mamy podobne usprawnienia jak Austriacy. Pracowaliśmy nad tym wiele dni. Uważam, że oni postąpili nie fair, ale skoro to zadziałało i pomogło, to reszta świata nie mogła zostać z tyłu.

Liderem mojej drużyny będzie Hautamaeki. Na niego liczę najbardziej, uważam, że ma największe szanse na zdobycie medalu. Pierwszą połowę sezonu miał kiepską. A to dlatego, że na przełomie kwietnia i maja poszedł - na pół roku - do wojska. Każdy zdrowy fiński mężczyzna musi iść do armii przynajmniej na sześć miesięcy. Nie ma wyjątków. Najczęściej idzie się w wieku 18 lat. Matti ma teraz 20. Wcześniej w wojsku nie był, bo nie wyobrażał sobie tego mój poprzednik Mika Kojonkoski. Tłumaczył wszystko olimpiadą. Teraz, choć są mistrzostwa świata, nie było odwołania. Poza tym chciał tego sam Matti. Służył gdzieś pod Kuopio. Mógł skakać, ale co to było za skakanie... Przytył kilka kilogramów. W pewnym momencie ważył nawet 66 kg, podczas gdy jego normalna waga to 60-61 kg.

Matti stracił zaufanie do siebie, załamał się. On, jeśli mu nie idzie, szybko się zniechęca, rezygnuje, poddaje się. Mentalnie jest z nim nie najlepiej w momentach kryzysowych. Ale kiedy wychodzi na prostą, zaczyna odnosić sukcesy, poświęca się pracy całym sobą, mobilizuje podwójnie, ma ogromną motywację i wielkie chęci. Jest wtedy perfekcjonistą. Po konkursach w Zakopanem, a przed wylotem do Japonii, porozmawiałem z nim poważnie. Trochę pokrzyczałem, trochę przemówiłem do rozsądku, przypomniałem, że był wielkim skoczkiem. Chciałem, by na nowo uwierzył w siebie.

Dla fińskich kibiców ważniejsze są konkursy indywidualne. Chcą mieć jednego bohatera, sukcesy pojedynczych zawodników są dla nich bardziej emocjonujące, spektakularne niż zawody drużynowe. A dla mnie istotniejszy jest zespół. Jak skacze czterech, widzisz, gdzie jesteś w porównaniu z resztą, co jeszcze można poprawić. To test dla wszystkich, całego teamu - zawodników, trenerów. Te konkursy traktujemy jako rewanż za Lahti, gdzie na skoczni K-90 przegraliśmy złoto z Austrią, a na K-120 z Niemcami. To była dotkliwa porażka przed własnymi kibicami. No i wciąż pamiętamy olimpiadę, gdzie na skoczni K-120 przegraliśmy złoto z Niemcami o 0,1 pkt. Do swojego poprzednika Miki Kojonkoskiego mam wielki respekt i szacunek. To jeden z najlepszych trenerów świata, byłem kiedyś jego podopiecznym. Teraz jednak pracuję na swój własny rachunek. Chciałbym osiągnąć przynajmniej tyle, co on, a jak się uda - to i więcej.

Kto zostanie mistrzem na dużej skoczni?
Copyright © Agora SA