Manchester United World

Ilekroć czytam o kolejnych etapach ekspansji, dzięki której największe futbolowe molochy - wybaczcie wulgaryzm - dywersyfikują i zwielokratniają dochody, tylekroć buntuję się przeciw planom UEFA, by zakazywać nowobogackim przyjmowania prezentów, jak ten dla Paris Saint Germain od promotorów turystyki z Kataru mających dawać klubowi 150 mln euro - pisze w felietonie Rafał Stec, dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl.

By cała rzeczywistość stała się Manchesterem, nie potrzebujesz już bezkresnej fantazji, wystarczą pieniądze. W sklepach kupisz nie tylko kubki, koszulki czy czapeczki z klubowym logo, ale też stołową zastawę, zegarki i zegary, plecaki, pościel czy ubrania, którymi odziejesz się od stóp do głów. Wszystko zlane krwistą czerwienią albo ozdobione twarzami idoli, zakochani mogą spać pod kołdrą z Ryanem Giggsem.

Nawet upijać mogą się fani z ulubionym klubem - chilijskie Casillero del Diablo to oficjalne wino "Czerwonych Diabłów", tajlandzka Singha to oficjalne piwo, a Smirnoff to oficjalny trunek z gatunku cięższych mózgotrzepów. Jeśli użyjesz maszynki Wilkinson Sword, będziesz się ciął oficjalną golarką MU. Chwycisz za kierownicę chevroleta, to pojedziesz oficjalnym samochodem. Wybierzesz jednoślad Hondy, to wskoczysz na oficjalny motocykl. Klub podpisał też kontrakty z turystycznym Thomasem Cookiem oraz dziesiątkami firm telekomunikacyjnych wywodzących się przede wszystkim z krajów azjatyckich i afrykańskich. Wszyscy, jak głosi biznesowa nowomowa, "oficjalni partnerzy" pożyczają od klubu logo, wszyscy słono płacą. I nie żałują. Kiedy wspomniany Wilkinson Sword umieścił na jednej ze swoich maszynek diabelski znaczek, w dwa tygodnie sprzedał w Japonii 1,6 mln euro sztuk.

We wtorek Manchester znów poszerzył zasięg oddziaływania. Na Oficjalnego Partnera wśród Napojów Bezalkoholowych w Chinach wziął firmę Wahaha, od przeszło dekady największego w swoim kraju producenta płynów, po spożyciu których wolno prowadzić samochód - mlecznych, owocowych, energetycznych i jogurtopodobnych, nawet butelkowanych wód i herbat. Być może znaczenie dla zarządców klubu miało również to, że właściciel rozległego wodopoju - niejaki Zong Qinghou - stażem na czele przedsiębiorstwa dorównuje trenerowi Aleksowi Fergusonowi, szefującemu w MU od przeszło ćwierćwiecza - ma pod sobą również sześć kanałów telewizyjnych, pięć stacji radiowych i cztery gazety.

Kiedy dowiedziałem się o kolejnym doniosłym kroku ku zbliżeniu Zachodu ze Wschodem, zaraz wpadła mi w oko informacja, że lider ligi angielskiej związał się jeszcze z China Construction Bank, a ten już za chwilę, już za moment, tylko dla komfortu drogich klientów albo kibiców, kto by spamiętał wszystkie między nimi różnice, wypuści kartę kredytową z logo Manchesteru.

Ilekroć czytam o kolejnych etapach ekspansji, dzięki której największe futbolowe molochy - wybaczcie wulgaryzm - dywersyfikują i zwielokratniają dochody, tylekroć buntuję się przeciw planom UEFA, by zakazywać nowobogackim przyjmowania prezentów, jak ten dla Paris Saint Germain od promotorów turystyki z Kataru mających dawać klubowi 150 mln euro.

Zakazywanie odbywa się pod szyldem Finansowego Fair Play mamiącym nas rzekomo etycznym wymiarem projektu. A przecież wspomniane molochy w typie MU, Barcelony czy Realu Madryt - właściwie wielobranżowe, nie futbolowe - tak się marketingowo rozpędziły, że będą panować na rynku już zawsze, jeśli konkurenci nie nadrobią dystansu poprzez gigantyczne inwestycje bogaczy, którzy mają kaprys roztrwonić trochę majątku na piłkę. Czy to dla nadymania ego, czy to z autentycznej pasji.

FFP ma ponoć chronić również od bankructwa. Nie uchroni, bo dotyczy tylko uczestników występujących w europejskich pucharach. Kiedy leżące na dnie ligi angielskiej Queens Park Rangers obciąża ponad zdrowy rozsądek i tak już rozdęty budżet płacowy, UEFA nie protestuje. A gdyby drużyna QPR spadła z Premier League i zniechęciła właściciela do jej finansowania, UEFA nawet by upadku klubu nie zauważyła.

Podyskutuj o felietonie na blogu Rafała Steca

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.