Czarni Słupsk - Legia Warszawa 103:69

Mecz się odbył i to był pierwszy sukces. Potem jeszcze parę osób mogło być zadowolonych. po meczu, który musiał się skończyć pogromem Legii

Czy wygrany nie mógł czuć się Kamil Sulima, który kilkakrotnie pobił swój ligowy rekord punktowy? Dla wielu graczy gości był to pierwszy tak poważny mecz w życiu. A jeszcze niedawno oba zespoły szły ramię w ramię w ligowej tabeli. Teraz Legia przypomina Syzyfa, któremu właśnie wypadł z rąk z trudem wtaczany na górę głaz. Ale Legia nie chce mitów i nie ma zamiaru brać się za powtórną wspinaczkę - Kto ma pieniądze, ten gra w ekstraklasie. My nie mamy więc sensowniej będzie zmontować solidną drużynę pierwszoligową, a za parę lat jak będą pieniądze postarać się o awans - tłumaczył trener warszawskiej drużyny Jacek Gembal. Legioniści przyjechali do Słupska w dniu meczu, wyruszając z dworca Warszawa Centralna o piątej rano. - Połowa drużyny miała szkolne bilety. - Dobrze że są ferie, bo mecz mógł się nie odbyć - skwitował jeden z widzów ale w Słupsku okazało się, że prawdziwego kibica poznaje się w biedzie. Tu kibice wiedzą co to bieda i przyjęli zespół gości bardzo ciepło, a w trakcie spotkania nagradzając brawami co bardziej udane zagrania juniorów. Podziękował im za to po meczu trener Gembal. W sumie tych udanych zagrań gości nie było zbyt dużo, ale momentami koszykarze Legii spisywali się całkiem nieźle. Pod koniec pierwszej kwarty nawet krótko prowadzili, głównie dzięki Andriejowi Sinielnikowowoi. Kapitan zespołu Legii zachował się lepiej niż na morzu, bo nie tylko nie zszedł z pokładu ostatni, ale w ogóle go nie opuścił. Do przerwy toczył heroiczne, indywidualne pojedynki z rywalami. Niestety, sił starczyło mu tylko do przerwy. Efektownie zastąpił go w drugiej połowie trudny do zatrzymania Sulima, dzięki któremu różnica punktowa jest znacznie mniejsza niż zanosiło się na to w 33 minucie kiedy Czarni prowadzili nawet 95:53. Gospodarze wyraźnie się oszczędzali, co wydawało się być uzasadnione w kontekście niezwykle ważnego sobotniego meczu w Komfortem Kronoplus Stargrad Szczeciński. Kibice żądni są jednak co najmniej solidnej koszykówki i do przerwy byli zirytowani nie tyle brakiem efektownych zagrań co nonszalancją w grze gospodarzy. Po przerwie Czarni zagrali już inaczej. Wystarczył jedna kwarta solidnej obrony i młodzi gracze Legii boleśnie przekonali się co to twarda ligowa walka. Niemal po każdym starciu z Gintarsem Stulgą, Bartłomiej Błaszczyk, młody center Legii, nadawał się, jak w boksie, do liczenia. Augenijus Vaskys na co dzień nie ma okazji tak łatwo znajdować pozycji do rzutów z dystansu. Więc jak mógł korzystał z okazji. Goście ratowali się "trójkami" ale wpadały one tylko Sulimie i grającemu bez kompleksów Karolowi Dębskiemu.

Czy legionistom warto się tak męczyć, bo w następnych meczach zapewne też czekają ich porażki, być może dotkliwsze? - Warto - mówi trener Gembal. - Te kilkanaście meczów w ekstraklasie da tym chłopakom więcej niż dwa lata treningów. Trudno odmówić trenerowi racji. Grający drugi sezon w Czarnych Zbigniew Białek jest niewiele starszy od juniorów Legii, ale na ich tle wypadł jak profesor. Swoje duble-duble (15 punktów i 10 zbiórek) zaliczył w 25 minut) górując zdecydowanie nad rywalami nie tylko umiejętnościami ale także boiskowym doświadczeniem. Niespełna 20 miesięcy temu Białek był jeszcze podobnym do Marcina Suchomskiego czy Grzegorza Malewskiego, graczem drugoligowego SMS Warka.

CZARNI SŁUPSK - LEGIA WARSZAWA 103:69

Kwarty: 22:20, 24:19, 35:11, 22:19

Czarni: Vaskys 21 (4), Frank 15 (1), Wilson 14, Białek 13 (1), Jarutis 12 (1), oraz Frasunkiewicz 13 (2), Kriwonos 6, Cywiński 4, Stulga 4, Hajnsz 2

Legia: Sulima 23 (5), Sinielnikow 15 (1), Malewski 10, Dębski 9 (3), Błaszczyk 5 oraz Suchomski 4, Otto 3, Nawrot 0, Costanzo 0.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.