Batigol w Mediolanie

Argentyńczyk z ulgą przyjął ofertę prezydenta Interu Massimo Morattiego, który zdecydował się płacić mu do końca tego sezonu połowę gwarantowanej w Romie pensji - ok. 3 mln dolarów. 34-letni weteran, choć przed dwoma laty swoimi 20 golami pomógł rzymianom sięgnąć po pierwsze od 18 lat mistrzostwo Włoch, ostatnio stracił całkiem i swą słynną skuteczność, i przychylność stołecznych kibiców. - Na Stadionie Olimpijskim jestem persona non grata, czuję to. Ale wola fanów to nie jedyny powód mego odejścia - mówił Batistuta czyniąc aluzję do będącego od dawna tajemnicą poliszynela konfliktu z trenerem Fabio Capello. - Mimo to nie podjąłbym tej decyzji, gdyby chodziło o inny klub niż Inter - dodaje.

Moratti sięgnął po Batistutę na życzenie swego argentyńskiego trenera Hectora Cupera, gdy okazało się, że najlepszy snajper trzeciej drużyny tabeli, kolega Batistuty z reprezentacji dwukrotnych mistrzów świata Hernan Crespo, będzie pauzował przez co najmniej trzy miesiące z powodu groźnej kontuzji uda. W Mediolanie wierzą, że cudowny niegdyś instynkt strzelecki "Batigola" nie zgasł, a odnowić go może właśnie zmiana otoczenia i nowe wyzwanie - scudetto zdobyte w barwach Interu. Batistuta jest związany z Serie A od 1991 roku; grając dla Fiorentiny zdobywał korony króla strelców, ale mistrzem Włoch został dopiero z Romą. Mimo to jeden z najlepszych napastników w historii wciąż czuje niedosyt. - Przyszedłem tu zdobyć tytuł, myślę tylko o tym - mówi rozentuzjazmowany. Razem z Christianem Vieri i Urugwajczykiem Alvaro Recobą będzie miał po temu wielką szansę. Jeśli mu się uda, Moratti jest gotów przedłużyć z nim kontrakt.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.