Wizards, typowy ligowy średniak, po dwóch dogrywkach niespodziewanie pokonali czołowy zespół ligi NBA. - Czekałem od dawna na ten moment. Mam nadzieję, że to dopiero początek czegoś naprawdę wielkiego - mówił po meczu uśmiechnięty jak za dawnych lat Jordan, sześciokrotny mistrz NBA, który do tej pory zdobywał w tym sezonie średnio 17 pkt. w meczu. A zaczynał te rozgrywki jako rezerwowy, by nie przemęczać zbytnio kontuzjowanego kolana. Gdy jednak zespół z Waszyngtonu, którego Michael jest nie tylko zawodnikiem, ale też współwłaścicielem i prezesem, zaczął przegrywać mecz za meczem, Jordan przestał zwracać uwagę na kolana i gra coraz więcej. Wiedząc, że wiek i zdrowie już nie pozwalają mu fruwać nad koszami i dominować tak jak kiedyś, robi wszystko, by drużyna wygrywała. Rzadko jest najlepszym strzelcem, jednak dzięki ogromnemu doświadczeniu świetnie kieruje grą, zbiera piłki, podaje i broni. Gdy niedawno w Toronto zdobył zaledwie 2 pkt., ale Wizards wygrali, jego trener stwierdził, że był to jeden z najlepszych meczów Jordana w tym sezonie. Celem na ten sezon jest dla Michaela po raz ostatni w karierze awans do rozgrywek play-off i walka o mistrzostwo NBA, choć mało kto daje Wizards jakiekolwiek na to szanse.
Nie słabnie też marketingowa siła Jordana poza boiskiem. Wciąż zarabia po kilkanaście milionów dolarów rocznie dzięki kontraktom reklamowym. W lutym na rynku pojawią się najnowsze buty do koszykówki "Air Jordan" (już 18. wersja, cena 175 dolarów). A w amerykańskiej telewizji właśnie pojawiła się komputerowo zmontowana reklamówka firmy Gatorade, w której 40-letni Jordan gra przeciwko Jordanowi 23-letniemu. Przesłanie jest jasne: stary mistrz ciągle w wielkiej formie.