Londyn 2012. Kajakarstwo. Kolejne czwarte miejsce czwórki kajakarskiej

Po zaledwie 12 wspólnych treningach czwórka kobiet, tak jak cztery lata temu w Pekinie, na mecie finału była czwarta. Jej najważniejsza zawodniczka ma zgodę lekarzy na treningi tylko czasowo - do końca sierpnia.

Marta Walczykiewicz, Beata Mikołajczyk, Aneta Konieczna, Karolina Naja straciły na starcie wyścigu na 500 m to, czego im zabrakło na mecie do podium, czyli około 0,2 sekundy. W Pekinie - czwórka miała w połowie inny skład - do tego samego zabrakło 0,05 s. W środę wygrały Węgierki - wtedy Niemki - które od dawna są niepokonane (w ich składzie mówiąca po polski Danuta Kozak, był to dla niej pierwszy złoty medal olimpijski, w Pekinie zdobyła srebro). Tym razem Niemki zdobyły srebro. Razem z doświadczoną Białorusią były osadami, które były w stanie stoczyć w miarę wyrównany pojedynek.

Polska czwórka zrobiła sporo zamieszania w półfinałach, czyli wyścigach dla tych osad, które nie awansowały bezpośrednio do finału, gdy wygrała swój bieg w czasie nieoficjalnego rekordu świata. Kajakarki mówiły po nim, że w pierwszym wyścigu eliminacyjnym celowo nie walczyły do końca, aby dać sobie szansę na jeszcze jeden bieg, dla lepszego zgrania.

Czwórka bowiem przeprowadziła w tym składzie zaledwie 12 treningów na przedolimpijskich zgrupowaniach w podpoznańskich Łężeczkach i Płowdiw w Bułgarii, te same Białorusinki pływają w osadzie od lat, Węgierki przez ostatnie pięć tygodni wiosłowały wspólnie dzień w dzień.

Ale polska osada była w podwójnie skomplikowanej sytuacji.

Polki dostały szczęśliwy los w postaci dzikiej karty dopuszczającej do startu w Londynie (w regatach do igrzysk się nie zakwalifikowały, płynęły w nich w nieco innym składzie). To było miłe. Potem był szok.

11 maja u Anety Koniecznej stwierdzono raka. - To był jak grom z jasnego nieba - powiedziała w jednym z wywiadów.

Podejrzenia były już wcześniej, ale teraz diagnoza była 100-procentowo pewna. 23 czerwca kajakarka przeszła operację, po trzech dniach zwolniono ją ze szpitala, a w lipcu lekarze wydali jej tymczasową zgodę na treningi do końca sierpnia, czyli do końca igrzysk.

Wszystko to tąpnęło grupą i - jakimś cudem - wcale nie zainspirowało do wielkiego czynu, nie zmobilizowało dziewczyn do tym mocniejszej walki w wyzwaniu, które mogło stać się czymś wyjątkowym, inspiracją wykraczającą daleko poza sport.

Trener Tomasz Kryk w tej sytuacji uznał, że - skoro lekarze dają tylko tymczasową, tzw. zdolność do uprawiania sportu - nie może ryzykować występu dwójki, w której miała wystartować Aneta. Postanowił, że w takim razie popłynie na jedynce, a Karolina Naja wsiądzie do olimpijskiej dwójki.

Kiedy jednak okazało się, że i czwórka może jechać do Londynu, trener Kryk musiał do niej wstawić zawodniczki, które zakwalifikowały się do igrzysk, więc i Anetę.

Swoje dylematy oraz sytuację wyjaśniał, na torze w Eton.

- W całą trójkę mocno uderzyła burza medialna związana z chorobą Anety. Największy żal był o to, że Aneta powiedziała publicznie w telewizji: "Tak, miałam raka, miałam zabieg i jest już po wszystkim", choć umówiliśmy się, że nie wspominamy o chorobie w rozmowach z mediami. Dziewczyny kleiły głupa, że nic się nie dzieje, mimo, że byliśmy atakowani w kraju i za granicą. Nikt nie chciał nic mówić, bo temat był trudny, osobisty i dotyczący zdrowia. Nam jej choroba nie przeszkadzała, tylko to, że anonsując się na zgrupowanie reprezentacji kobiet przyjeżdżają media i ustawiają się przed jedną osobą, poruszają tylko temat prywatny, nic o jedynce, czy dwójce. Do Łężeczek i do Płowdiw przyjeżdżały telewizje i nie chciały rozmawiać o kajakach, tylko o Anecie. Nie mówię, że to była przyczyna czwartego miejsca, bo osada pływała szybko na ostatnim zgrupowaniu.

Proszę się zastanowić - ciągnie trener Kryk. - Ma pan zawodniczkę z rakiem złośliwym. Wziął by pan odpowiedzialność wstawienia jej do osady? Lekarze mieli wątpliwości, skoro dali jej zdolność tylko do końca igrzysk. I tak mieliśmy dylematy, ja, Beata, Karolina, która była przestawiana jak pionek i nie wiedziała, czy popłynie w tej dwójce, czy nie, czy Aneta wróci, czy nie, czy lekarze wydadzą zgodę, czy nie. Byliśmy zawieszeni w próżni. Aneta jest ikoną polskich kajaków, tego nikt jej nie odbierze. Ale w całym czteroleciu olimpijskim, trenowaliśmy razem przez ostatnie cztery miesiące. To za mało na budowanie osad. Gdybyśmy mieli więcej czasu, możliwości byłoby więcej. Nie da się osady budować treningami indywidualnymi. Potem konsekwencje spadają na trenera kadry. Na zgrupowaniu w Płowdiw ona była ze swoim trenerem do ubiegłego czwartku i nasze relacje ograniczały się do wspólnego wsiadania do osady K4, ja na motorówkę. Taki wariant przyjęliśmy w związku z jej chorobą i problemu i po to, aby jej psychika lepiej funkcjonowała. Aneta będzie miała wkrótce kolejne badania. Ona bardzo chciała, miała osobiste przesłanki, były przypadki powrotów. Zajęliśmy czwarte miejsce, a zajmujemy się Anetą.

Zapłakane po wyścigu dziewczyny nie chciały o sprawie mówić, chcą się skupić na swoich olimpijskich startach - w K2 500 i K1 200.

Aneta Konieczna, trzykrotna medalistka olimpijska, pięciokrotna olimpijka, w ogóle nie chciała rozmawiać. Dla niej był to ostatni start z szansą na olimpijski medal.

Więcej o:
Copyright © Agora SA