Londyn 2012. Podnoszenie ciężarów. Bonk: Czasem masz tego dość

- Ciężko opisać męczarnie jakie przeżywamy podczas przygotowań. Tabletek przeciwbólowych wziąłem chyba tonę - mówi Bartłomiej Bonk, brązowy medalista olimpijski w podnoszeniu ciężarów.

Jakub Ciastoń, Radosław Leniarski: Podobno chciał pan być żeglarzem?

Bartłomiej Bonk, brązowy medalista w kat. 105 kg: - Zaczynałem od żagli w podstawówce. U nas w Sępólnie jest bardzo fajne jeziorko, sekcja żeglarska, jeździłem po regatach. Optymist, potem kadet. Parę lat sobie tak pływałem, ale raz poszedłem na ciężary, spodobało się, a po pół roku treningów mało brakowało a zdobyłbym medal na mistrzostwach Polski. Wybrałem ciężary.

Zdaje pan sobie sprawę, że ten medal spadł z nieba. Faworyci się wycofali, Marcin Dołęga spalił rwanie.

- Ja się w tym roku tyle wycierpiałem, że miałem ciągle taką szaloną myśl, że a nuż to się dla mnie jakoś szczęśliwie skończy.

Pan miał szczęście, dla Dołęgi skończyło się tragedią.

- Przyszedł po zawodach, szczerze mi pogratulował medalu. Nie chcę gadać o Marcinie, nie wyszło mu, straszna szkoda. Dla mnie to był murowany kandydat do złotego medalu. On pewnie też tak myślał. Może za bardzo się rozluźnił, może popełnił jakiś błąd. Marcin zniknął wieczorem, nie wiem, o której wrócił do pokoju, poszedł się przejść, chyba chciał być sam. Mówił, że nie będzie już startował, uprawiał ciężarów. Zawsze mu kibicowałem, może jakoś się jeszcze pozbiera.

Pan pewnie wie, co się czuje w takiej sytuacji? Te 190 kg na treningach Dołęga wyrywał jedną ręką.

- Igrzyska, najważniejszy start. Czasem po prostu w głowie coś siedzi.

Tuż przed zawodami wycofali się rosjanie Akkajew i Kłokow, mistrz i wicemistrz świata. Podejrzana historia.

- Podejrzana. Na treningach dźwigają po 10-15 kg więcej niż wynoszą rekordy świata, widziałem film, jak Akkajew wyrwał 210 i podrzucił 245. Kosmos. A potem nie przyjechali na zawody, dziwne.

Pana trenerem w klubie w Opolu jest kontrowersyjna postać - Ryszard Szewczyk. Bracia Dołęgowie zarzucali mu podanie dopingu bez ich wiedzy przed igrzyskami w Atenach.

- Zarzucali mu różne rzeczy, ale nie interesuje mnie to. Ja mam do niego stuperocentowe zaufanie. Współpracujemy już ze sobą 10 lat. Ten medal zawdzięczam też żonie. Kiedy ja już wątpiłem, powtarzała, że będzie dobrze.

Ilia Ilin wygrał niższą kategorię wagową wynikiem o sześć kilogramów większym niż u was.

- Ale Kazach to fenomen, genialny ciężarowiec, świetnie przygotowany. Bywa w Polsce, przyjaźni się z Szymonem Kołeckim, wpada do niego do Ciechanowa.

Ciężary bardzo dają w kość?

- Czasem masz motywację, ale czasem masz tego dosyć. Budzisz się rano, nie masz siły wstać, nie masz siły iść na trening, jest takie przemęczenie, że trzeba w sobie szukać jakiejś siły. Ciężko opisać męczarnie jakie przeżywamy podczas przygotowań. Tabletek przeciwbólowych wziąłem chyba tonę. Kiedy coś boli i nie możesz ćwiczyć, to wkurza najbardziej. Dwa miesiące temu w ogóle nie mogłem dźwigać dużych ciężarów, mówiłem do trenera, że ten wyjazd na igrzyska to chyba sensu nie ma. Gdyby mi ktoś powiedział wtedy, że zdobędę medal, to bym mu kazał w głowę się popukać. Ale jakoś zacisnąłem zęby, i wytrzymałem.

Tona tabletek, ból, cierpienie, po co to panu tak naprawdę? Dla medalu, emerytury olimpijskiej? Co pana motywuje?

- Każdy ma jakieś cele. Zawody międzynarodowe są, to się człowiek przygotowuje. Nie myślałem o medalach, emeryturach, szedłem na trening i robiłem swoje.

I dalej pan tak będzie dźwigał, czy teraz odpuści?

- Muszę zrobić rezonans nadgarstka, bo coś mi strzeliło wczoraj. Zobaczymy, co tam się stało, co to za kontuzja. Od tego zacznę, a potem zobaczymy. Ligę mamy jeszcze w tym sezonie, pewnie wystartuję, a dalej... mam 28 lat, w Rio de Janeiro będę miał 32. Jeśli zdrowie pozwoli, to dociągnę. Ja potrafię dźwigać dużo, tylko zdrowia nie mam.

O ciężarowcach nie jest głośno, przy zapaśniku Damianie Janikowskim siedziało dużo więcej dziennikarzy niż przy panu.

- Ciężary to zawsze był niszowy sport, bez wielkich pieniędzy, dla grupki zapaleńców. Utrzymać się ciężko, ministerstwo coś da, miasto dorzuci, klub też. Jakoś wiążę koniec z końcem. Teraz żona w ciąży, będę miał bliźniaki w listopadzie. Podwójna radość, ale też obowiązki. Z tym medalem będzie na pewno łatwiej.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.