Londyn. Siatkówka plażowa. Warych: Fijałek i Prudel nie dadzą się zahukać

- Brazylijczycy są świetni, ale mają słabe strony. Nasi nie dadzą się zahukać, wyjdą na mecz, żeby sprzedać wszystko, co potrafią - zapowiada były asystent Huberta Wagnera Andrzej Warych. Opiekun polskich siatkarzy plażowych wierzy, że awansują oni do półfinału igrzysk olimpijskich w Londynie. W poniedziałek o godz. 19 Mariusz Prudel i Grzegorz Fijałek zmierzą się z mistrzami świata Alisonem Ceruttim i Emanuelem Rego.

Łukasz Jachimiak: Kilka dni temu nasi siatkarze pokonali zajmujących pierwsze miejsce w rankingu World Tour Jacoba Gibba i Seana Rosenthala z USA. W poniedziałek będą mieli na rozkładzie także numer jeden rankingu olimpijskiego, brazylijską parę Alison Cerutti i Emanuel Rego?

Andrzej Warych: Ja sam, chłopaki i ich trener stawiamy sobie to pytanie od soboty, bo wtedy okazało się, że ćwierćfinałowym rywalem Grzegorza i Mariusza będą Brazylijczycy. Do tego meczu szykowaliśmy się bardzo spokojnie, pamiętając, że olimpijski turniej obfituje w niespodzianki. Mamy świadomość klasy przeciwników, ale jesteśmy dobrze przygotowani i wierzymy w sensację, bo zwycięstwo polskiej pary byłoby za taką uznane.

Co nasi siatkarze muszą zrobić, by wyeliminować mistrzów świata?

- Przede wszystkim trzeba będzie unikać własnych błędów i szczególnie uważać na brazylijski blok. Żeby to się udawało, trzeba będzie dobrze przyjmować trudną zagrywkę. Ważne będzie też, żeby czytać sprytną grę Brazylijczyków, żeby skutecznie bronić i wyprowadzać kontry. Krótko mówiąc obaj nasi zawodnicy muszą sprzedać wszystko, co potrafią.

Do tej pory Fijałek i Prudel z Alisonem i Emanuelem mierzyli się dwa razy. Oba mecze przegrali.

- Te spotkania nie odbyły się w ostatnim czasie, szczerze mówiąc nawet dokładnie nie pamiętam kiedy z nimi graliśmy. Na pewno nie podczas dwóch czy trzech ostatnich World Tourów. Nasi zawodnicy od czasu tamtych meczów zrobili postęp, na pewno nie dadzą się zahukać. Widać, że w Londynie czują się bardzo dobrze. Igrzyska toczą się w zupełnie innym rytmie niż zawody cyklu World Tour, bo tu mecze gra się co kilka dni. W tych najważniejszych, z Amerykanami w grupie i ze Szwajcarami w 1/8 finału, Grzegorz i Mariusz pokazali, że są dokładni, uważni, że potrafią wykorzystać każdą słabość przeciwnika. To dowód, że nasi czują rytm turnieju. Brazylijczycy też mają słabe strony. Trzeba wyjść na nich z wolą walki, z ambicją i naprawdę można pokonać kolejną świetną parę.

Swoje spotkanie 1/8 finału Fijałek i Prudel rozegrali w piątek w południe, z Brazylijczykami będą walczyli dopiero w poniedziałek wieczorem. To nie za długa przerwa? Polacy na pewno nie zgubią rytmu?

- Spokojnie, o żadnych nerwach z naszej strony nie ma mowy. W sobotę mieliśmy wolny dzień, zawodnicy zwiedzali miasto, wyłączyli się, odpoczęli. A w niedzielę mocno popracowali na dwóch treningach. Jedyne, co może denerwować, to dojazdy. W niedzielę przez maraton i pozamykane ulice dojazd na poranne zajęcia zabrał nam trzy godziny. Z wioski olimpijskiej na kort jest tak daleko, że jeździmy tam tylko, kiedy musimy, żeby nie marnować czasu, który można przeznaczyć np. na siłownię albo odnowę. Sobotni mecz Brazylijczyków w 1/8 finału oglądaliśmy na miejscu, ale generalnie wszystko obserwujemy siedząc przed telewizorem, a z trybun to, czego potrzebujemy nagrywa sztab szkoleniowy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.