Skoki w Trondheim: Polacy w natarciu

- Skoki to taka dyscyplina, w której liczy się forma, a nie to czy ktoś lubi daną skocznię czy nie - mówi Apoloniusz Tajner. Po chwili jednak dodaje: - Adam może tutaj zaatakować i wygrać.

Przez ostatnie dwa lata konkursy w Trondheim były dla Adama Małysza i wszystkich polskich kibiców powodem wielkiej radości i wzruszeń. To właśnie na skoczni Granasen Polak zdobywał Puchary Świata. W tym roku kalendarz zawodów zmieniono i na północy Norwegii skoczkowie pojawili się już na początku grudnia. Małysz po pierwszych dwóch konkursach jest czwarty w klasyfikacji Pucharu, i jako jedyny z wielkich poprzedniego sezonu utrzymał formę. Na wspominanie pięknych chwil z poprzednich sezonów nie ma czasu, trener Tajner zapowiada atak swojego podopiecznego. W Trondheim Polak może wygrać pierwsze w tym roku zawody.

- Trondheim rzeczywiście jest dla Adama bardzo szczęśliwym miejscem - mówi trener polskich skoczków Apoloniusz Tajner. - Ale skoki to taka dyscyplina, że tu liczy się forma, a nie to czy ktoś lubi daną skocznię czy nie. Adam może tu zaatakować, warunki są idealne - niewielki mróz, słaby wiatr, nie ma mowy o mocnych podmuchach, które tak przeszkadzały zawodnikom w Kuusamo.

Tajner zapewnia, że o formę naszego asa możemy być spokojni. Czwartkowe treningi pokazały, że jest w świetnej dyspozycji. Kto będzie najgroźniejszym rywalem Polaka? - Dobrze wypadli Finowie Matti Hautamaeki i Janne Ahonen, Andreas Widhoelzl i Primoz Peterka - relacjonuje wrażenia z treningu konkurentów Apoloniusz Tajner. - Kryzys z poprzedniego sezonu pokonali już chyba Japończycy, solidnie skacze Michael Uhrmann. Czarnym koniem może się stać Sigurd Pettersen, który wystartuje przed własną publicznością.

Po drugim konkursie w Kuusamo wzrosły oczekiwania wobec Marcina Bachledy, który nieoczekiwanie wywalczył tam świetne 11. miejsce. - Bardzo bym chciał, żeby Marcin ustabilizował formę na takim poziomie, ale na to może być jeszcze za wcześnie - tonuje nastroje polski trener. - W Finlandii dwa razy miał świetne warunki, co rzeczywiście świetnie wykorzystał. Znów otrzeć się o pierwszą dziesiątkę może być trudno, ale jego, Tonio Tajnera i Tomka Pochwałę na pewno stać na awans do trzydziestki. Widać, że coś w nich drgnęło, długo czekali na swoją szansę i wreszcie zaczęli ją wykorzystywać.

Rezerwowym w polskiej ekipie jest Robert Mateja. Doświadczony zawodnik nie skakał na treningu źle, ale znacznie odstawał nie tylko od Małysza, ale też od młodszych kolegów. Mateja może wystąpić w niedzielę, jeśli któryś z młodych orłów nie zdoła w sobotę awansować do trzydziestki. Wówczas zastąpiłby go właśnie Mateja.

Na starcie w Trondheim zabraknie Svena Hannawalda. Niemiec po kompromitujących występach w Kuusamo, gdzie lądował na buli, nie znalazł się w niemieckiej kadrze. Hanni razem z powracającym do zdrowia Martinem Schmittem (którego powrót przesunął się o tydzień i wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie wystąpi przed własną publicznością za tydzień w Titisee Neustadt) pod okiem drugiego trenera Niemców szlifuje formę w Lillehammer. - Decyzja trenera Hessa jest jak najbardziej zrozumiała - mówi Apoloniusz Tajner. - Zawodnikom bez formy często aplikuje się dodatkowe treningi, na których mogą poprawić technikę i przygotować się do kolejnych konkursów.

Olimpijska skocznia w Lillehammer jest dla niemieckich zawodników równie szczęśliwa, jak Trondheim dla Małysza. Tutaj osiem lat temu zdobyli złoty medal olimpijski w konkursie drużynowym, a Jens Weissflog i Dieter Thoma dołożyli złoty i brązowy medal w konkurencjach indywidualnych. Niemieccy kibice liczą, że "natchnieni olimpijskim duchem" Schmitt i Hannawald wreszcie zaczną latać daleko. - Obaj mogą skreślić Puchar Świata - zauważa Tajner. - Hannawald straci cztery konkursy, Schmitt sześć. Rywale skaczą równo, taka strata jest praktycznie nie do odrobienia.

Dla polskich kibiców oznacza to jedno - choć sezon dopiero się zaczął, wiadomo, że Puchar Świata po raz trzeci z rzędu wywalczy Adam Małysz.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.